Trening i konfrontacja
-Powiesz mi w końcu co będziemy trenować??
-Na początku popracujemy nad twoją cierpliwością. Reszty
dowiesz się w swoim czasie...
-Jesteś niemożliwy!
Od wyruszenia blondynów z Konohy minął już tydzień. Z tego
co wywnioskował Naruto kierowali się w stronę Suny, ale jakoś nie mogli wyjść z
Kraju Ognia. Następnego dnia mijali niewielkie miasteczko. Namito zaraz za nim
skręcił w jakąś leśną drogę. Szli nią 2 godziny, aż wyszli na dość dużą łąkę.
Na jej skraju stał podniszczony budynek, koło którego było małe jeziorko.
-Sensei co to za miejsce?
-Tutaj zaczyna się pierwsza część twojego treningu.
Zauważyłem, że twój styl walki wręcz jest bardzo podobny do mojego, choć do
mojego poziomu jeszcze wiele ci brakuje. Ale o tym porozmawiamy jutro. Dziś
trzeba doprowadzić ten dom do stanu używalności.
Zajęło im to kolejne trzy godziny. Kiedy skończyli, słońce
zaczynało znikać za horyzontem. Zjedli kolacje i udali się na spoczynek.
Następnego dnia Namito zrobił pobudkę o godzinie 8. Była ładna pogoda.
-Gotowy na lekcje teorii Naruto?
-A będziesz zanudzał?
-Nie martw się o to. Na pewno się zainteresujesz. No dobra.
Tak jak wczoraj mówiłem twój styl jest podobny do mojego. Ale żeby mi dorównać,
a może nawet przegonić musisz nauczyć się myśleć podczas walki. Potem
popracujemy nad samą walką.
-Jak to myśleć podczas walki? Co masz na myśli?
-Hmm, jakby ci to.. O już wiem! Jak myślisz czemu Kakashi
nie chciał nauczyć cię Chidori?
-Nie wiem…
-Ponieważ ta technika ma jedną poważną wadę. Pod czas jej wykonywania trzeba być bardzo
szybkim, co niestety naraża jej użytkownika na kontratak. Kakashi kiedyś przez
to omal nie zginął, ale to temat o którym ja czy on wolimy nie mówić. W każdym
bądź razie żeby zniwelować tą wadę należy posiadać Sharingana.
-Nadal nie rozumiem…
-Naruto! Chodzi mi o to aby w ferworze walki zachować czysty
umysł i dostrzec słabe punkty przeciwnika, a potem je wykorzystać!
-Aha! Trzeba było tak od razu!
-Taa… Dobra koniec teorii, teraz przejdziemy do praktyki.
Stwórz klona i zacznij z nim walkę. Masz odkryć swój słaby punkt, a potem go
poprawić.
-Zrozumiałem! No to do roboty!
Naruto niestety nie mógł dostrzec w walce ze swoim klonem
żadnych błędów. Walczył tak z nimi przez kolejny tydzień, ale nic nie
przychodziło mu do głowy.
-Sensei to niemożliwe! Nigdy nie dowiem się co jest moim
słabym punktem walcząc ze sobą!
-Dopiero do tego doszedłeś? Brawo! Pierwszy etap zaliczony.
Zaczynasz myśleć!
-Ahhaa… To co jest drugim etapem?
-To!- i Namito stworzył klona.
-Mam walczyć z twoim klonem? No to będzie co innego!
-Masz rację… Dobra ja idę do miasta kupić kilka rzeczy.
Powodzenia!
Naruto jeszcze chwilę stał w miejscu, aż w końcu zaatakował
klona. Ten jednak z łatwością skontrował jego cios i posłał go w miejsce z
którego ruszył. Próbował tak jeszcze kilka razy, ale w każdym przypadku
skończyło się to tak samo. Postanowił więc zaatakować trochę mniej agresywnie,
a bardziej asekuracyjnie. Efekt tej poprawki był widoczny od razu. Blondyn nie
został trafiony za pierwszym razem, a wywiązała się miedzy nim a klonem, choć
bardzo nie równa, walka. Naruto wyprowadzał, już bez namysłu, kolejny cios, no
i znów wylądował w miejscu jego startu.
-Rozumiesz już co robisz źle?- spytał się oryginalny Namito.
-Kiedy wróciłeś? Nawet nie zauważyłem. A co robię źle?
Walczę najlepiej jak potrafię…
-Może i tak. Ale nie zauważyłeś, że gdy przestałeś tylko
atakować postałeś trochę dłużej?
-No było tak przed chwilą… Nadal nie rozumiem… Nie wiem,
może chodzi o to że twój klon ciągle mnie kontrował…
-Kontynuuj…
-A to by znaczyło, że… O rany jaki ja jestem tępy! Przy
atakach za bardzo się odsłaniam!
-Brawo Naruto! No teraz ten etap treningu pójdzie ci
zdecydowanie lepiej. Skoro wiesz już co musisz poprawić, podczas walki postaraj
się też dostrzec słabe punkty przeciwnika. Dzieciaku obiecuje ci, że za 3 lata
Kakashiego pokonasz w 10 minut!
-Dobra! A jeżeli mi się to nie uda to… Stawiasz mi ramen
kiedy będę chciał!
-Co? Ehh niech stracę… Zgoda! Kiedy skończymy z Taijutsu
jako takim potrenujemy jeszcze walkę z bronią. A po tym pójdziemy w inne
miejsce…
Trenowali tak jeszcze 6 miesięcy. Naruto w tym czasie
doszedł do takiego poziomu, że spokojnie mógł walczyć z Namito. Następne
miejsce do jakiego się udali znajdowało się przy granicy Kraju Ognia i Wiatru.
Tam rozpoczął się trening, polegający na poprawie podstawowych rzeczy, takich
jak idealna kontrola chakry, przerywanie Genjutsu, czy nauczenie się zwykłego
jutsu podmiany. Ćwiczyli również współprace z ropuchami. Tak minęło im kolejne
pół roku. Kolejny rok przyniósł wiele zmian. Przez 8 miesięcy obydwaj blondyni
łączyli Rasengana ze swoją naturą chakry. Pierwszemu udało się to Naruto,
którego naturą, tak jak Namito, był wiatr. Niestety żaden z nich nie wpadł na
to jak użyć stworzonej techniki, bo jak przewidywał starszy blondyn, jest ona śmiercionośna
w obie strony. Tak więc Rasenshuriken, po stworzeniu poszedł niestety w
odstawkę. Ostatnie 4 miesiące drugiego roku młodszy blondyn trenował zgranie ze
swoimi klonami. Jak odkrył, to co one zrobią przechodzi na niego samego, oraz
stwierdził, że nie musi ich już tworzyć tak wiele. Ostatni rok był już mniej
męczący. Namito postanowił doszlifować to, co Naruto już umie, oraz wprowadzić
go w podstawy Hiraishin no Jutsu. Nauka tego ostatniego, nawet z klonami zajęła
by chłopakowi tyle czasu, że by się na pewno nie wyrobili…
Pod czas tych trzech lat ciężkiego treningu przeżyli wiele
przygód. Niektóre z nich były bardziej niebezpieczne, niektóre bardziej
komiczne. Jednak obydwaj panowie bardzo się ze sobą zżyli.
Na pewno dowiecie się, czego oni doświadczyli…
Lecz na początek chciałbym przedstawić sytuację która miała
miejsce półtora roku od wyruszenia z Konohy.
Blondyni szli sobie niezbyt szybkim tempem po rzadziej
wykorzystywanej drodze. Mijali jednak wielu podróżnych, jednych z Kraju Ognia,
innych z Kraju Wiatru, a nawet z Kraju Wody.
Naruto zmienił swój pomarańczowy kombinezon, na
pomarańczowo-czarny dres (taki jak w Shippuudenie dop.aut.), zmienił się też
jego ochraniacz. Chłopak znacznie urósł, był przynajmniej wyższy o głowę od
blondyna który opuszczał Konohe. Jego włosy też stały się trochę dłuższe.
Wygląd Namito specjalnie się nie zmienił. Na miejscu
kamizelki Jonina pojawiła się tylko zwykła czarna bluza z kapturem. To tylko po
to, aby nie przykuwać tak wielkiej uwagi. Obydwaj pod czas wizyt w większych
miastach zdejmowali z czoła ochraniacze.
-Sensei… daleko jeszcze?- zapytał setny tysięczny raz Naruto.
-Kiedy przestaniesz zadawać te głupie pytanie!! Jak dojdziemy
to ci powiem…
-Tak właściwie… czemu nie możemy trenować w jednym miejscu?
-Nie lubię zostawać w jednym miejscu… w sumie nie wiem
dlaczego…- odpowiedział Namito, jednocześnie rozmyślając nad zadanym pytaniem-
Może dlatego, że tak samo trenowałem z Jiraiyią? Nigdy nie zostawaliśmy w
jednym miejscu dłużej niż rok… z tego co pamiętam też zadałem mu nawet podobne
pytanie!
-Naprawdę? I co odpowiedział?
-Że kończą mu się materiały które zbiera do swojej książki!
Stary zboczeniec… choć i tak uwielbiam jego twórczość!
-Rany…? Najpierw Kakashi, teraz ty? Co z wami nie tak?!-
oburzył się Uzumaki
-Jak podrośniesz to zrozumiesz!- odpowiedział radośnie
Namito.
-Aha! Nigdy!- zaśmiał się Naruto
-Pogadamy za parę lat…
Nagle Namikaze zatrzymał się i popatrzył w dal. Potem
spojrzał na swojego ucznia.
-Czujesz to…?
-Tak… Coś tam się dzieje. Coś złego…
-Masz rację… Idź zobacz co to. Ja się przygotuje…
-Nie wiem czemu po prostu jej ciągle nie nosisz!
-Wiesz… Moja głowa jest sporo warta. Wole nie zwracać na
siebie uwagi niepotrzebnych „klientów”…
-Ehh… To ja biegnę!
Uzumaki pognał do przodu, a Namito wyciągnął z plecaka swoją
kamizelkę. Szybko ją na siebie założył, sprawdził cały ekwipunek, wyciągnął
kunai i przeniósł się do Naruto.
Młodszy blondyn ukrył się w jakichś krzakach obserwując
najbliższą okolicę.
Przed nim znajdowała się otwarta polana, na której leżało
wielu martwych Shinobi z Kiri.
-Co oni do cholery robią tak daleko od domu…?- spytał cicho
Namikaze
-Oh… Już jesteś. Nie wiem… wygląda na to, że kogoś ścigali…
i chyba nadal trwa walka. Słyszysz?- opowiedział Naruto
-Cóż… jesteśmy Shinobi Konohy. Wypadałoby to sprawdzić…
Nagle obydwaj wyczuli, że ktoś się za nimi pojawił. Nie
zastanawiając się skoczyli do przodu, unikając śmiertelnego ciosu wielkiego miecza.
-O proszę… Kogo ja tu widzę? Żółty Błysk Konohy i
Jinchuuriki Kyuubiego… Nie myślałem, że dzień będzie taki ciekawy… prawda
Itachi?
-Też się trochę dziwie…- odpowiedział Uchiha stając koło
swojego partnera.
-Ja również nie spodziewałem się was spotkać. Kto by
pomyślał… zawsze spotykamy się w ciekawych okolicznościach!- krzyknął Namito
-To prawda… Lecz tym razem nie wyjdziesz z tego cało!-
twardo orzekł Kisame, celując w dwójkę blondynów swoją Samehadą.
-Sensei…? Jaki jest plan?
-Nie patrz Itachiemu w oczy… a tak to ogólna improwizacja!
-CO?!- Naruto patrzył na swojego opiekuna z niedowierzaniem-
Jak to! Przecież oni są…!
-Wiem kim oni są! Daj mi coś wymyśleć. Na razie zajmij się
Kisame… Uchiha jest mój!
-Sasuke nie był by zbyt zadowolony…
-Jego tu nie ma?
-Hej!! Skończyliście już te pogaduszki?!- przerwał im Hoshigaki-
Samehada jest głodna!!
-No to dawaj!!
Mistrz Miecza rzucił się na nich z wielkim impetem. Namito
odskoczył zostawiając go sam na sam z Uzumakim.
-To będzie dobry sprawdzian tego, czego się nauczyłem…!-
krzyknął blokując potężny cios.
-Ja na twoim miejscu pożegnałbym się z życiem!
Tym czasem Namikaze rzucił swój Kunai w stronę Itachiego.
Pojawił się przed nim i zaczął atakować dość średnim tempem. Wszystko tylko
dlatego, że wykorzystuje technikę Gaia.
-„Może nie jestem w tym tak dobry jak ty… Ale ta sztuczka
naprawdę się przydaję!”- pomyślał blondyn.
-Czyżbyś stosował jedną z metod swojego przyjaciela?-
zapytał Uchiha unikając kopniaka- To bez celowe… przed moim Genjustu nie ma
ucieczki!
-Zobaczymy!
Zachęcam do komentowania! Mam nadzieję, że się spodoba!
Oceniajcie, krytykujcie, pytajcie i do następnego! :)