Długo oczekiwany sprawdzian umiejętności.
Czytając zwój, o mało nie wybuchłem
śmiechem. Ci przeciwnicy… nie wiem skąd wziął się tu Gai. Ten Sai to człowiek z
Korzenia, więc ten stary dziad musiał maczać w tym swoje brudne palce. No i
Gaara. Jego imię, wymienione wśród tych dwóch pozostałych mocno mnie
zaskoczyło. W końcu jest on Kazekage i nie może sobie pozwolić na takie rzeczy.
No bo taka walka nie powinna mieć miejsca, a tu proszę…
Nasz młody Kage musiał dogadać się z
Tsunade. Nie wiem czym się on kierował, może chęcią rewanżu za walkę z przed
laty, a może jest ciekawy siły Naruto? Przekonam się o tym podczas ich walki.
Tym czasem, muszę zacząć walkę między
Uzumakim, a Gaiem. Co mogę powiedzieć o tej parze? Naruto na pewno jest przygotowany
do takiego starcia. Taijutsu zawsze było jego dobrą stroną, a pod moim okiem
stał się jeszcze lepszy. Oczywiście, nawet ja nie jestem tak dobry w walce
wręcz jak mój stary przyjaciel. W sumie, to nie wiem czy na świecie jest ktoś,
kto byłby go w stanie pokonać w czystym pojedynku, bez używania Ninjutsu.
Podsumowując, Naruto im dłużej będzie
walczył, tym ma mniejsze szanse na wygraną. Wszystko powinno rozstrzygnąć się w
pierwszych kilku minutach.
− Jesteście gotowi? – zapytałem.
− Jak nigdy Namito! – odparł z zapałem
Gai.
− Zaczynajmy – spokojnie
odpowiedział Naruto.
Westchnąłem, spojrzałem jeszcze raz w
stronę każdego z nich i machnąłem ręką na znak, że walka się rozpoczęła,
jednocześnie szybko odskakując w tył. Okazało się mądrą decyzją, gdyż
momentalnie na moim miejscu pojawili się obydwaj panowie.
Doszło do krótkiej wymiany ciosów, tak
na sprawdzenie siebie nawzajem. Trochę ciężko się skupić przez tych kibiców…
ten pierwszy kontakt wzbudził nie lada emocje. Co teraz?
Naruto
dobył kunai i kilka shurikenów. Ruszył do przodu, to samo uczynił Gai, jednak
on bez broni. Ostre gwiazdki świsnęły w powietrzu. Mistrz Taijutsu zrobił
szybki unik w bok, jednak Uzumaki tylko na to czekał i posłał w to miejsce swój
nóż. Czarnowłosy tym razem też ominął atak i sam ruszył do walki. Blondyn
musiał sparować kilka naprawdę potężnych uderzeń, po czym udało mu się
odskoczyć w tył. Gai jednak nie odpuszczał i znów szybko znalazł się przy moim
podopiecznym.
Chłopak
przewidział chyba takie zagranie, gdyż w odpowiednim momencie wyminął
nadchodzące uderzenie i znalazł się za plecami swojego przeciwnika, posyłając
mu przy okazji bardzo silne kopnięcie, przez które całkowicie wytrąciło mistrza
Taijutsu z równowagi. Przeleciał on kilka metrów w powietrzu do przodu, po czym
uderzył w ziemie i robiąc kilka fikołków znalazł się na ścianie robiąc w niej
sobą dość sporą dziurę. Ta akcja momentalnie wywołała reakcje trybun, które
jeszcze głośniej zaczęły dopingować zawodników. Mimo wszystko, to ja miałem
najlepsze miejsce do oglądania, choć i tak wolałbym dach. Oparty o mur
wszystkiemu spokojnie się przyglądałem.
− Szybkość, precyzja i siła – zaczął mówić Gai,
gdy pozbierał się ze ściany – Widać, że twoim mentorem jest Namito,
Naruto.
− Dziękuje Sensei, jednak to nie jest
wszystko co potrafię – odparł dumnie, acz uprzejmie blondyn – Jednak myślę, że
w tej walce nie będzie ci dane tego zobaczyć…
− Cóż za pewność siebie!! – wrzasnął z
zapałem czarnowłosy − Tym bardziej z wielką chęcią cię
pokonam!!
− Zobaczymy… − zakończył Naruto
i ułożył pieczęć –
Kage Bunshin no Jutsu!!
Koło
Uzumakiego pojawiło się pięć jego kopii. Cała szóstka nagle w błyskawicznym
tempie zaczęła wymieniać się pozycjami. Po kilku chwilach nie wiedziałem już
który z nich to oryginał.
− Jak mnie pokonasz – krzyknęli chórem – skoro nie wiesz
który z nas jest prawdziwy?!
− Wasza liczba nie robi na mnie żadnego
wrażenia! Pokonam was wszystkich!!
Szczerze
to nie wiedziałem co kombinuje Naruto. Podczas naszego treningu przestał używać
dużej ilości klonów, na rzecz maksymalnie pięciu, co właśnie teraz pokazał. Jego
zgranie z tymi kopiami jest bardzo dobre, nad czym zresztą dużo pracowaliśmy.
Obecnie ilość kombinacji jakich może z nimi wykonać jest ogromna. Gai powinien
mieć się na baczności, choć jak go znam, to na pewno tego nie zrobi. Na miejscu
Uzumakego bym to wykorzystał…
No
i miałem rację. Czarnowłosy rzucił się do ataku. Klony zaś nic nie robiły,
jakby tylko na to czekały. W kłębie dymu zniknął jeden, drugi, trzeci… i
czwarty! Na placu zostało dwóch Uzumakich. Który z nich jest prawdziwy?
Gai
podbiegł do jednego z nich, zaatakował dość prostym kopnięciem… lecz blondyn
sparował i złapał jego nogę!! W tym samym czasie drugi Naruto zaczął tworzyć
Rasengana. Chyba nie chce go posłać na tamten świat tak od razu co?
− Przepraszam Gai−sensei! – zawołał
niebieskooki i z całych sił rzucił czarnowłosego w stronę klona.
Ten
tylko na to czekał i błyskawicznie ruszył do ataku. Ja zauważyłem jednak coś
zupełnie innego… ciekawe czy pan „Siła Młodości” się zorientuje? Obecnie nic na
to nie wskazywało.
Maito
przybrał w locie pozycję, którą chyba miał nadzieję uniknąć ostatecznego ciosu.
Udało mu się! Wystawił ręce przed siebie, złapał klona Uzumakiego za ramiona,
przeskoczył go i na odchodne kopnął w plecy, przez co ten zniknął, a
czarnowłosy wylądował na ziemi. Teraz zobaczymy, czy wie o niespodziance, jaką
zostawił mu Naruto…
− Świetna próba chłopcze! – zawołał dumnie
Gai –
Jednak to za mało, żeby mnie pokonać! Ta walka nie jest jeszcze skończona!
− Cóż… − blondyn spojrzał w moją stronę – Śmiem twierdzić,
że jest inaczej!
− Śmiesz twierdzić?! – oburzył się
czarnowłosy –
Pora kończyć tą dziecinadę!! Przygotuj się na…
− Zwycięzcą ogłaszam Uzumakiego Naruto!! – przerwałem mu
swoim nagłym pojawieniem się na środku areny.
− CO??!! – Gai wrzasnął na cały stadion − Ale jak to?! Przecież nawet nie zadał mi jednego poważnego
ciosu!! –
zaczął się kłócić.
− Oczywiście, że nie – odparłem – Mógłbyś nawet
dalej walczyć, ale… chyba nie chcesz stracić nogi, prawda?
− Stracić nogę? Jak niby miałbym… − czarnowłosy
naprawdę nie wiedział o co chodzi.
− Spójrz na swoje podudzie, Sensei – odrzekł Naruto.
− A co miałbym tam niby znaleźć… − prychnął i
niechętnie uczynił to, o co poprosił Uzumaki.
O
mało nie wybuchłem śmiechem gdy zobaczyłem jego zdziwioną i przerażoną minę.
Jak on mógł zostać Jōninem, kiedy nie zauważa się tak prostych rzeczy?
− Wy… Wybuchająca notka? – zapytał przejęty – Ale kiedy ty…?
− W momencie, kiedy cię chwyciłem Sensei.
Klony świetnie wykonały swoją robotę, powodując twoje delikatnie rozluźnienie.
Szczerze, to liczyłem jednak na to, że moja ostatnia kopia cię trafi, lecz
notkę przykleiłem do ciebie tak na wszelki wypadek. Jak widać opłaciło się! – blondyn wszystko
pięknie wyjaśnił, a na jego twarzy zagościł serdeczny uśmiech.
− Ahh!! – Gai chyba nie mógł pogodzić się z
porażką –
Pokonałbym cię, nawet bez nogi!!
− Zamknij się idioto!! – krzyknąłem i
walnąłem go w głowę – Przegrałeś przez własną nie uwagę i
głupotę, a moim obowiązkiem było przerwanie tej bezsensownej walki. Następnym
razem bardziej uważaj na to co się dzieje! Lepiej powiedz mi kto jest następny
w kolejności…
− Ten chłopak z Korzenia – odpowiedział już
poważnie Maito –
Ostatni będzie Gaara, o ile oczywiście Naruto pokona tego gościa.
− Żaden problem Sensei! – odparł z dumą
blondyn –
Skoro pokonałem ciebie, nikt nie stanie mi na drodze!!
− To jest mój duch!! Tak trzymaj!! – mistrz Taijutsu
zawołał to tak, jakby zupełnie zapomniał, że przegrał.
Na
ten widok ciężko tylko westchnąłem, po czym wskazałem Gaiowi drogę do wyjścia z
areny. Gdy to robił, ludzie na trybunach zafundowali mu miłe pożegnanie w
postaci gromkich oklasków.
Cóż,
trzeba chyba zawołać tego chłopaka. Według zwoju, walki miały być oddzielone
dziesięciu minutowymi przerwami. Szczerze, to nie robiłbym ich tak długich, by
nie dekoncentrować uczestników. No, ale nie ja ustalałem te zasady. Naruto musi
to jakoś wytrzymać… a tak właściwie, to gdzie on jest? Tylko na chwilę
spuściłem go z oczu…
Spojrzałem
w stronę trybun. Po kilku sekundach dostrzegłem coś czerwonego, siedzącego na
jednej z poręczy. Pokiwałem głową i udałem się w jego stronę. Gdy znalazłem się
pod nim, wskoczyłem na górę, by przekonać się z kim to tak rozmawia.
− O.. cześć Namito! – zawołał dobrze
znany mi głos.
Należał
on do Kakashiego. Obok niego siedzieli Asuma i Kurenai. Było też jedno wolne
miejsce, prawdopodobnie dla Gaia. Wszyscy wyglądali normalnie, co oznaczało, że
zeszły z nich efekty wczorajszego wieczoru i dzisiejszej nocy. Yūhi musiała
szybko postawić ich na nogi…
− Jak się macie? – odparłem
uprzejmie –
Czemu porwaliście mojego podopiecznego? – spytałem.
− Od kiedy on jest tylko twoim
podopiecznym co, Namito? – spytał Hatake i udał obrażonego.
− Chcieliśmy mu po prostu życzyć
powodzenia, nie było wcześniej ku temu okazji – wtrąciła się czerwonooka.
− Oraz pogratulować zwycięstwa nad Gaiem! – dodał Sarutobi – Bardzo dobrze
rozegrana walka –
pochwalił blondyna syn Trzeciego.
− Ohh… to nic takiego! – odparł trochę
zakłopotany Naruto – Nic specjalnego przecież nie pokazałem!
− Dobra dobra, nie bądź taki skromny – potargałem mu
włosy –
A teraz koniec rozmowy, czas przerwy się skończył.
− To tu jest jakaś przerwa?! – spytał zdziwiony
niebieskooki.
− Ano jest, zapomniałem o niej wspomnieć…
Chodź! –
zawołałem i zeskoczyłem w dół.
− Hai! Miło się rozmawiało! – ukłonił się na
pożegnanie do siedzącej trójki i poszedł w moje ślady – Czyli teraz
walczę z tym kolesiem z Korzenia, tak? – zapytał, gdy wylądował obok mnie.
− Dokładnie… nie wiem, czego się po nim
spodziewać. Na pewno przeszedł podstawowe szkolenie ANBU, czyli uważaj na
wszystkie niekonwencjonalne zagrania. Hmm, nic więcej nie przychodzi mi do
głowy. Walcz po prostu swoje, dostosuj się, a na pewno wygrasz! – zawołałem by
dodać mu otuchy i złapałem go za ramię – Nie po to trenowałeś ze mną tyle czasu,
by pokonała cię jakaś blada miernota, co?!
− Oczywiście!! Nie zawiodę cię Sensei!! – odparł z charakterystycznym
błyskiem w oczach.
− No, to mi się podoba… Widzę, że nasz
kolega już tu jest – wskazałem na wchodzącego na arenę Saia – Przywitajcie się
i możemy zaczynać.
− Taa, przywitajcie się! Łatwo ci mówić…
Uśmiechnąłem
się tylko w odpowiedzi i zająłem miejsce na środku stadionu, a po moich bokach
ustawili się dwaj panowie. Widownia na moment ucichła, abym mógł zapowiedzieć
kolejną walkę.
− W następnej walce zmierzą się dobrze już
znany Uzumaki Naruto i Sai!! – krzyknąłem na tyle głośno, by każdy mógł
mnie usłyszeć.
Trybuny
po raz kolejny dzisiaj wydały z siebie dziki okrzyk zadowolenia itp. Mnie to
już jednak nie obchodziło. Spojrzałem na blondyna, patrzył on spokojnie, acz
dość chłodno na swojego przeciwnika. Za to czarnowłosy… się uśmiechał.
Sztucznie bo sztucznie, ale jednak. Trochę mnie to zdziwiło.
Wzruszyłem
tylko ramionami i postanowiłem wreszcie to rozpocząć.
− Jesteście gotowi? – spytałem.
− Jak zawsze… − odparł Naruto,
jednak w jego głosie wyczułem, że jest trochę zdenerwowany.
− Możemy zaczynać – odpowiedział Sai,
nadal sztucznie się uśmiechając.
Machnąłem
ręką na start i odskoczyłem w tył. Tym razem jednak, nic się nie wydarzyło.
Przynajmniej nie w miejscu w którym stałem. Członek Korzenia wyciągnął zwój,
pędzel i pojemnik na atrament, poczym zaczął coś szybko malować. Chyba wszyscy,
którzy byli Shinobi i to widzieli byli ciekawi, o co chodzi. Nawet ja trochę
niecierpliwie czekałem na rozwój wydarzeń. Naruto zaś, stał jak stał. Czekał na
pierwszy atak…
Sai
zakończył wykonywaną czynność, jedną ręką złożył pieczęć i coś szepnął. Nagle
ze zwoju wyskoczyły dwa ogromne biało − czarne lwy, które wściekle zawyły i
ruszyły w stronę Uzumakiego. Ten patrzył na nie zaskoczony, lecz szybko
zorientował się we wszystkim co się dzieje. Dobył z kabury dwa shurikeny i
rzucił je w stronę zwierząt. Obydwie gwiazdki trafiły, a lwy dosłownie się
rozpłynęły. One były z atramentu… szczerze, nigdy wcześniej nie widziałem
takiej techniki. Walka zapowiada się interesująco…
Co
teraz zrobi Naruto? Jego przeciwnik ciągle posyłał na niego kolejne atramentowe
twory, które ten bez problemu niszczył bronią białą. Jednak na ile mu jej
starczy, no i Uzumaki w końcu musi zaatakować, jeśli chce wygrać. To zaczynało
się robić powoli nudne…
Nagle
niebieskooki odskoczył w tył, tworząc jednocześnie trzy klony. Dopiero teraz
zobaczyłem powód takiego jego działania. Po ziemi pełzły węże. Prawdopodobnie
ich celem było złapanie blondyna. Cóż, Saiowi się nie udało, choć pomysł miał
całkiem dobry.
Mój
uczeń zaś, zdał sobie chyba sprawę z tego, że stojąc w miejscu nie wygra. Plus
dla niego. Klony oraz on sam dobyli po kunaiu i przygotowali się do sprintu.
Akurat plan tego ataku jest dość prosty, nie wydaję mi się by Naruto chciał
zrobić coś skomplikowanego.
Cała
czwórka ruszyła. Podczas biegu wymieniali się pozycjami tak, aby członek
Korzenia nie wiedział, który to oryginał. W odpowiedzi, czarnowłosy posłał w
stronę swoich przeciwników kolejne atramentowe bestie. Po chwili można było
usłyszeć jak cztery kunaie trafiają i niszczą każdy z tworów. Sai jednak się
nie poddawał i w błyskawicznym tempie domalował i ożywił kolejne, po czym
ponownie zaczął rysować. Tym razem było to coś większego.
Klony
Uzumakiego przyjęły na siebie atak czterech monstrów, zaś oryginał wyskoczył,
minął ich wszystkich i spokojnie wylądował. Naruto najszybciej jak mógł biegł w
stronę swojego oponenta, tworząc jednocześnie Rasengana. Chłopak chciał to
skończyć.
− Żryj to…!! – blondyn wrzasnął
i już miał zadać decydujący cios, gdy ze zwoju wyskoczyło coś dużego, kompletnie
wytrącając go z równowagi i odpychając w tył.
Sam
byłem mocno zaskoczonym tym, co to było. Ogromny atramentowy ptak, na którego
plecach siedział Sai. Dość widowiskowa technika, na dodatek bardzo przydatna
kiedy trzeba się szybko przemieszać lub zrobić zwiad. Jednak, czy to nie jest
pogwałcenie regulaminu? Naruto nie umie latać.
− Mistrzu…? – Uzumaki patrzył na mnie bezradnie – Co robić?
− Poczekaj chwilę – odparłem i
zniknąłem w żółtym błysku, by pojawić się przed Tsunade – Czy to jest
dozwolone? –
zapytałem poważnie.
− A w regulaminie jest o tym wzmianka? – odpowiedziała.
− O zakazie latania nic nie było mówione,
ale… to trochę nie fair, nie uważasz?
− Przeciwnik nigdy nie gra fair – wtrącił się Gaara
–
Naruto musi dać sobie radę…
Nie
odpowiedziałem, ale Kazekage miał rację. Delikatnie się ukłoniłem i wróciłem na
arenę. Sądząc po reakcji kibiców byli mocno zdziwieni takim obrotem spraw. W
końcu tutaj trzeba walczyć, a nie uciekać.
Hmm…
Co on może zrobić? Nie zna żadnej techniki która pomogła by mu się znaleźć tak
wysoko. Na naukę Hiraishin no Jutsu mieliśmy za mało czasu. Przecież on nie
będzie tak stał i rzucał w niego czym popadnie. To trochę mija się z celem…
Spojrzałem
na Saia. Latał on na wysokości dachu. Chyba nie zbyt kwapił się by tutaj
wrócić. Ponownie zwróciłem się ku Uzumakiemu. Jego mina wskazywała na to, że
nad czymś myśli.
− Zrób to po staremu idioto!! – nagle rozległ się
wrzask z trybun. Naruto i ja w tym samym momencie odwróciliśmy się w tą stronę.
Przy barierce stała Sakura i chyba groziła blondynowi pięścią.
− Po staremu…? – chłopak spytał
sam siebie –
Ahh… −
westchnął, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech – Oczywiście!!
Naruto
zamknął oczy i zaczął koncentrować duże ilości chakry. Co on chcę zrobić? Po
staremu… co to znaczy? Blondyn miał mi zaraz dać odpowiedź. Otworzył oczy i
wskoczył na trybuny, po czym wykonał drugi skok na dach. Zrobił to bardzo
szybko… za szybko jak na niego. Ciekawe…
Kiedy
stanął na krawędzi, Uzumaki popatrzył najpierw w dół, a potem na swojego
rywala, który zawiesił się na środku areny. Żeby móc lepiej wszystko widzieć,
również wskoczyłem na dach, tylko że po drugiej stronie areny. Nagle, nie
wiadomo skąd pojawił się obok mnie klon blondyna. Trochę się przestraszyłem,
jak i kiedy on go zrobił? Sai na pewno tego nie zauważył. Zaczynało się robić
coraz ciekawiej!
Oryginał
po chwili delikatnie się uśmiechnął i kiwnął głową. To był chyba znak dla
kopii, aby rozpocząć jakiś… plan?
− Tajū Kage Bunshin no Justu!! – nagle wrzasnęli
obydwaj.
W
błyskawicznym tempie, od miejsca w którym stał klon, a miejsca gdzie stał
prawdziwy Naruto stworzył się most zbudowany z ogromnej ilości Uzumakich.
Znajdował się on metr obok Saia, którego chyba zaskoczył taki obrót spraw, bo
nic nie zrobił. Już dawno nie widziałem tej techniki w wykonaniu mojego
podopiecznego…
Blondyn
w tym czasie jednak nie próżnował. Szybko zaczął biec po plecach swoich kopii
tworząc ponownie Rasengana. Członek Korzenia był w opałach. Z miejsca w którym
obecnie się znajdował, Naruto mógł go dosięgnąć praktycznie wszędzie.
Czarnowłosy nie ma za bardzo gdzie uciekać…
− Teraz na pewno mi nie uciekniesz!! – wrzasnął wściekle
Uzumaki i skoczył w stronę swojego przeciwnika.
W
tym momencie zorientowałem się, że obok mnie nie ma już klona, który pomógł
stworzyć most. Jestem też pewien, że nie jest on częścią tej konstrukcji, ani
nie zniknął. W takim bądź razie gdzie on jest?
Podczas
moich rozmyśleń, akcja nabierała tempa. Niebieskooki był już w o włos od
trafienia, gdy ptak szybko zanurkował w dół, pod most. Jeśli tak ma to
wyglądać, to Naruto nigdy go nie złapie.
− Mam cię!! – nagle usłyszałem głos należący do
Uzumakiego, ale nie był to oryginał.
Błyskawicznie
zeskoczyłem na trybuny. To co zobaczyłem niezmiernie mnie zaskoczyło. W stronę
Saia nie uchronnie zbliżał się klon, który stał jeszcze niedawno obok mnie.
Kopia z Rasenganem w dłoni nieuchronnie zbliżała się ku czarnowłosemu. Ten
jednak wykonał dość rozpaczliwą próbę zablokowania ciosu, zasłaniając się swoim
ptakiem. Okazało się to dość szczęśliwą decyzją, bo członek Korzenia stracił
tylko swój środek transportu, a nie zdrowie. Na jego nieszczęście, klon
przeleciał przez atrament powstały przy wybuchu i nadal kierował się w jego
stronę.
Sai
jednak zachował zimną krew i rzucił w stronę kopii shurikenem. Ta trafiona
szybko zniknęła, dzięki czemu czarnowłosy mógł skupić się na wylądowaniu. Mocno
się chyba zdziwił gdy odwrócił głowę w stronę ziemi. Stał tam bowiem Naruto.
Nie jestem pewien tylko, czy to oryginał, choć most nade mną zniknął.
Uzumaki
powoli wystawił rękę przed siebie, a po chwili pojawiła się tam niebieska kula.
Chłopak miał swojego oponenta w garści. Jednak, kiedy miał wystartować do
ataku, stało się coś, co zaskoczyło wszystkich. Z pod ziemi wyskoczyło na niego
bardzo dużo atramentowych węży, które momentalnie całego go oblazły i związały.
Dobra zagrywka, Sai musiał je tam umieścić na samym początku walki. Zeskoczyłem
w dół i powoli zacząłem kierować się w ich stronę. Czarnowłosy zaś pewnie
kontrolował poczynania swoich pupili.
− To chyba koniec – członek Korzenia
zwrócił się do mnie, znowu sztucznie się uśmiechając.
− Nie był bym tego taki pewien! – zawołał Naruto.
− Oh, opór nie ma sensu. Zostałeś pokonany
–
odparł mu Sai.
− Niedoczekanie twoje! – zawołał blondyn,
poczym zniknął w kłębie dymu. To był klon!
− Co…?! – tylko tyle zdołał z siebie wydobyć ANBU.
Nagle
wokół niego zaczęło obwiązywać się kilka kunaiów z żyłką. Skąd one nadleciały?!
Zacząłem się rozglądać we wszystkie strony. Szybko go, a raczej ich znalazłem.
Na trybunach znajdowało się pięciu blondynów. Nawet ja nie zauważyłem kiedy on
to zrobił… niesamowite. Byłem tak zaabsorbowany tym co dzieję się wokół Saia.
On sam zresztą chyba do tej pory nie wie co się stało, bo zdezorientowany leży
na ziemi związany od szyi, aż po same kostki. Koło niego szybko pojawił się
oryginalny Naruto.
− No to teraz, mamy chyba koniec, co? – spytał chłodno i
ukuł go nożem w ramię – Nie jesteś klonem, podmianą lub bóg wie
czym jeszcze.
− Nie, nie jestem – odparł uprzejmie – Zaskoczyłeś mnie,
Uzumaki Naruto. W pełni zasłużyłeś na wygraną.
− Ekhm… − wtrąciłem się – W takim bądź
razie, zwycięzcą ogłaszam Uzumakiego Naruto!! – krzyknąłem z całych sił, a trybuny
odpowiedziały mi głośnymi oklaskami – Możesz go uwolnić… − zwróciłem się do
blondyna.
− Już już… − odpowiedział i przeciął żyłkę – Proszę!
Sai
szybko wstał, otrzepał się z kurzu, poczym odwrócił się w naszą stronę i
delikatnie się ukłonił. Potem oddalił się wyjściem z areny w tylko sobie znanym
kierunku. Dziwny typ…
Wzruszyłem
ramionami i spojrzałem na niebieskookiego. Chyba ta walka dała mu w kość. Mimo,
że nie walczyli ze sobą bezpośrednio, Naruto aby dostać się do swojego wroga i
zastosować taką szybkość musiał użyć bardzo dużo chakry. Nie chcę nic
przesądzać, ale nie jestem pewien czy da sobie radę z Gaarą. W tym stanie, po
kilku minutach walki… Uzumaki może po prostu paść. Choć i tak zrobił już
więcej, niż od niego oczekiwałem, jestem ciekaw jak da sobie radę będąc
wyczerpanym.
− Co się mi się tak przyglądasz? – nagle blondyn
spytał.
− A tak jakoś… − odparłem
zamyślony i dodałem − jak się czujesz?
− Średnio, jeśli mam nie kłamać. Ale to
nic! –
uśmiechnął się –
Naszego przyjaciela Kazekage też pokonam!
− Zobaczymy… Gaara to zupełnie inny
przeciwnik, doskonale powinieneś o tym wiedzieć – odrzekłem, wspominając ich walkę z przed
kilku lat.
− Wiem, ale zauważ, że ja również jestem
inny –
spokojnie odpowiedział blondyn – O nic się nie martw!
− Jak zwykle pewny siebie… − pokiwałem głową i
przypomniałem sobie, że miałem się jeszcze go o coś spytać – Naruto, powiedz
mi, co Sakura miała na myśli, mówiąc żebyś zrobił to „po staremu”?
− Ahh… to proste! – blondyn się
zaśmiał –
Chodziło jej o dużą ilość klonów i walkę najdziwniejszymi środkami! Cały ja,
jak byłem młody..
− No cóż… − zaskoczył mnie tą odpowiedzią – Dobrze, że
okazało się to skuteczne. A teraz skup się – zmieniłem nagle temat − zostało kilka
chwil do końca przerwy, wycisz się i odetchnij. Czeka cię teraz najtrudniejsza
walka…
− Jakbyś tyle nie gadał, to może by mi się
to udało, wiesz?! –
przerwał mi Naruto – Zachowujesz się jakbym był dzieckiem!
− Oh… przepraszam – głupio
zarechotałem –
Po prostu trochę się denerwuje…
− Ale to ja walczę, a nie ty…
− Dobra! – walnąłem go lekko w głowę – Nie dyskutuj!
Uzumaki
przeklął cicho pod nosem i odszedł kilka metrów dalej, aby w spokoju zebrać
myśli. Ja zaś, oczekiwałem na pojawienie się Gaary.
Czerwonowłosy
nie kazał długo na siebie czekać. Na środku areny pojawiła się niewielka burza
piaskowa, z której po chwili wyłonił się sam Kazekage. Szybko ruszyłem w jego
stronę. Jego twarz jak zwykle nie zdradzała żadnych emocji…
− Nadal nie wiem, co skłoniło cię do tej
walki –
zawołałem podchodząc do niego – Czy to nie godzi trochę w twój urząd
Kage? –
spytałem.
− Jako Kazekage mogę zrobić teoretycznie
wszystko –
odparł ze spokojem syn Czwartego – Poza tym, chcę rewanżu, lecz tym razem w
równej i honorowej walce – dodał, co trochę mnie zaskoczyło.
− Rewanżu?! – nagle wtrącił się Naruto – Przecież tym
razem też przegrasz!
− Wątpię, bo tym razem mam dla kogo
walczyć –
odrzekł Gaara –
Będę walczyć w imieniu całej Suny! – krzyknął − A ty, mój przyjacielu – dodał − chyba walczysz
obecnie tylko dla siebie, prawda? Nie ma na tobie presji, jaką wtedy ci
zafundowałem.
− Nie wracajmy do tego – odpowiedział
chłodno blondyn –
Było minęło. A co do twoich słów, nie mogę się z tobą zgodzić. Ale, aby
dowiedzieć się dlaczego, musisz mnie pokonać!
− Zaczynajmy zatem – przywódca Piasku
zwrócił się do mnie – To już czas, prawda Panie Namikaze?
− Przerwa właśnie się zakończyła – odparłem, ale tak
naprawdę tego nie wiedziałem, strzelałem, że tak jest – Możemy zaczynać
trzecią, ostatnią walkę!
Obydwaj
ustawili się w miejscach wyznaczonych dla zawodników, a stanąłem pomiędzy nimi.
Nie pytałem czy są gotowi, było to doskonale widać w ich spojrzeniach. Delikatnie się uśmiechnąłem, podniosłem rękę
do góry, na co Uzumaki nieznacznie drgnął. Dynamicznie machnąłem dłonią.
Nagle
wydarzyło się coś niesamowitego. W momencie gdy to zrobiłem, coś błyskawicznie
mnie minęło, tak szybko, że nawet nie byłem w stanie zareagować. Zaskoczony
spojrzałem w stronę Gaary i odskoczyłem w tył. To co tam ujrzałem jeszcze
bardziej mnie… dobiło.
Naruto
był przy nim, zadając potężne uderzenie prawą ręką, jednak odparł je piasek.
Blondyn minął swojego przeciwnika, a gdy był za nim stworzył klona, który odbił
się od pleców oryginału i szybko znalazł się przy Kazekage, zadając kolejny
cios. Ten również został zablokowany przez obronę czerwonowłosego, po czym
jednym machnięciem strumienia piachu zniszczył kopie.
Niebieskooki
nie rezygnował. Wyciągnął z kabury kunaie z wybuchowymi notkami i rzucił je w
stronę swojego rywala. Przed liderem Suny wyrosła ściana, która zaabsorbowała
wybuchy. To zamieszanie wykorzystał Naruto, który przeskoczył nad zniszczonym
murem i z Rasenganem w dłoni nieuchronnie leciał w stronę Gaary. Ten nie
pozostał bierny i posłał w jego stronę strumień piachu. Trafił, jednak okazało
się, że był to tylko klon! Oryginał nagle, z tą samą techniką pojawił się obok
niego. Obrona czerwonowłosego nie nadążyła. Uzumaki miał zadać cios, lecz
Kazekage w porę odskoczył, co dało czas na reakcje piachu, który momentalnie z
całą swoją siłą uderzył blondyna posyłając go kilkanaście metrów do tyłu.
Ta
akcja mogła się podobać. Naruto miał świetny pomysł, zabrakło mu naprawdę nie
wiele. Gaara doskonale wie, że jeśli zostanie trafiony Rasenganem – przegra. Mojemu
podopiecznemu jednak, ten cios na pewno dał się we znaki. Chłopak dosyć powoli
podnosił się ziemi, na pewno odczuwał skutki poprzednich walk. Mimo wszystko
wstał, rozmasował lewe ramie i splunął krwią. Na ten widok tłum poderwał się do
kibicowania, głównie Uzumakiego.
Kazekage
nie czekał. Z jego gurdy wydobyły się spore ilości piasku, które po chwili
zaczęły tworzyć twarde pociski. Naruto pokręcił z niedowierzaniem głową i
westchnął, poczym przygotował się na odparcie ataku.
Gdy
w stronę blondyna z zawrotną prędkością zaczęły mknąć piaskowe kawałki, ten
zaczął biec wzdłuż ściany, mając nadzieje, że żaden go nie trafi. Niestety,
jego próba nic nie dała, pociski były zbyt szybie, a na dodatek niebieskooki
kierował się w moją stronę. Świetnie! Nie mając innego wyjścia wskoczyłem na
trybunę za mną.
W
międzyczasie Uzumaki przestał uciekać. Postanowił uniknąć wszystkich ataków, co
również się mu nie udało, choć przez moment całkiem nieźle mu to szło. Kilka fragmentów
piachu wbiło go w mur, a po chwili upadł na ziemie. To był chyba koniec,
Kazekage okazał się za silny…
− Pora to zakończyć! – zawołał
czerwonowłosy, a za nim pojawiła się nagle ogromna ściana stworzona z kruchego
materiału, która prawdopodobnie miała ostatecznie pokonać Naruto.
Blondyn
zdołał uklęknąć. Z jego ust sączyło się dużo krwi. Te ciosy musiały być
naprawdę bolesne. Fala stworzona przez Gaare ruszyła w jego stronę. Uzumaki
starał się dojść do siebie, co chyba mu się udało, bo pewnie spojrzał w jej
stronę.
Nagle
zrobił coś dziwnego. Otarł kciukiem krew i chyba zaczął wykonywać znaki. Nie
było mi dane zobaczyć reszty, po piach wszystko mi zasłonił. Doszło do
zderzenia dwóch ścian. Po blondynie nie było ani śladu. Jednak coś nie dawało
mi spokoju. Po co on miałby wykonywać technikę przywołania jeśli wiedział, że…
może mu się udać?
Szybko
spojrzałem na dach nad miejscem gdzie znajdował się poprzednio Naruto. Moje
usta automatycznie się uśmiechnęły. Stał tam bowiem Uzumaki, ale nie sam, lecz
razem z Gamakichim, który urósł. I to bardzo, gdyż był wyższy chyba nawet ode
mnie. Blondyn stał na jego głowię, a ten jednym szybkim skokiem znalazł się za
Kazekage.
− Pamiętasz mnie? – spytała ropucha
gdy wylądowała –
Chciałeś mnie skrzywdzić kilka lat temu. Czas na zemstę! – syn Szefa
krzyknął i nabrał w usta wody. Naruto zaś położył na nim swoją dłoń.
− Fūton: Gama Teppō!!
Uzumaki
wrzasnął, a z paszczy Gamakichiego momentalnie wystrzelił potężny wodny
strumień, który centralnie uderzył w Kazekage. Tego nie mogła powstrzymać nawet
jego obrona, przez co po chwili, Gaara znalazł się w takim samym położeniu jak
niedawno blondyn.
Niebieskooki
zeskoczył z ropuchy, lecz kiedy lądował wyszło z niego całe jego zmęczenie,
przez co zamiast gładko stanąć na nogi, przyklęknął na jedno kolano.
Prawdopodobnie ten atak wyczerpał jego chakre.
− Dzięki, Gamakichi – wysapał Naruto.
− Nie ma za co stary – odparł uprzejmie
i zniknął w kłębie dymu.
Wszyscy
ludzie na stadionie milczeli. Ja zaś patrzyłem w stronę Gaary. Zastanawiałem
się, jak poczuł ten atak. Czerwonowłosy był cały mokry, ale powoli podnosił się
z ziemi. Na jego skórze dostrzegłem wiele pęknięć. To musiała być jego słynna
ostatnia linia obrony… czyli wytrzymał. Niesamowite. Uzumaki musiał mieć za
mało chakry, by odpowiednio mocno mu przyłożyć.
Kazekage
był już na równych nogach. Blondyn uczynił to samo, ale z wielkim trudem.
Wiedziałem już, że tą walkę wygrał przywódca Suny. Powoli zacząłem kierować się
w ich stronę.
W
międzyczasie, koło użytkownika piasku, pojawił się jeden średniej wielkości
pocisk wykonany z tego materiału. To miała być pewnie kropka nad i. Naruto
ledwo utrzymywał równowagę.
Gaara
machnął ręką, jego atak ruszył. Trafił blondyna prosto w brzuch. Odleciał on
kilka metrów w tył. To był koniec. Szybko znalazłem się przy nim, aby sprawdzić
czy nic poważniejszego się mu nie stało. Chłopak patrzył na mnie pół przytomny
wzrokiem.
− Przepraszam Sensei… − szepnął.
− Zamknij się i oszczędzaj siły – odparłem chłodno,
sprawdzając jego puls – Nie masz za co mnie przepraszać.
− Przegrałem… to chyba oczywiste, że muszę
cię za to przeprosić. Zawiodłem cię… − to były jego ostanie słowa, gdyż stracił
przytomność.
Wstałem,
koło mnie pojawił się oddział medyczny. Zwróciłem się w stronę Gaary i kiwnąłem
mu głową na znak, że mu gratuluje. To była bardzo dobra walka. Musiałem jeszcze
tylko dopełnić formalności…
− Zwycięzcą zostaje Piąty Kazekage Gaara!!
–
krzyknąłem i wskazałem na niego dłonią.
Trybuny
wybuchły krzykiem i oklaskami. To było chyba podziękowanie za takie widowisko.
Z wielką chęcią zniknąłbym stąd teraz na najbliższe kilka dni, ale wątpię czy
Tsunade pozwoliła by mi potem żyć. Dlatego trochę zrezygnowany, ale jednak,
zostałem na arenie czekając już na właściwych Geninów biorących udział w
Egzaminie.
Uzumakiego
dość szybko przetransportowano do szpitala. Co się tam działo, tego już nie
wiem…
Moje
żebra… bolą. To było pierwsze odczucie zaraz po tym jak się obudziłem. Oślepiło
mnie trochę światło słoneczne, ale szybko do niego przywykłem. Zorientowałem
się też, że leże w jednej z sal w szpitalu. Ciekawe ile…
Rozmasowałem
sobie kark. Spojrzałem na szafkę stojąco obok mojego łóżka. W wazonie był
bukiet świeżych kwiatów, których nazwy niestety nie znam. Ciekawe od kogo one…
− Wreszcie się obudziłeś! – nagle usłyszałem
krzyk, co spowodowało, że podskoczyłem do góry w miejscu. Powoli przekręciłem
głowę w stronę z której ten głos dochodził. W oknie stał nie kto inny jak
Jiraiya.
− Ero−sennin… co ty tu robisz? – spytałem ospale.
− Przyszedłem zobaczyć co u ciebie
słychać, no i chciałem wręczyć ci to – odparł i rzucił mi jakiś zwój.
− Co to?
− Wynik twojego Egzaminu. Tsunade dała mi
go dziś rano.
− Serio to jest wynik?! – zawołałem
radośnie i błyskawicznie otworzyłem przedmiot.
Zacząłem
czytać. Były tu napisane różne oficjalne formułki itp. Ja szukałem jednak tej
najważniejszej informacji. W końcu ją znalazłem. Coś mi się tu nie zgadzało…
przeczytałem raz, drugi, trzeci. To musiała być pomyłka…
− Sensei, tu jest napisane, że zostałem
awansowany do rangi Jōnina. To chyba jakiś błąd…
− Idioto! – Sannin wrzasnął – Tsunade nigdy się
nie myli. Zresztą nawet ja mogę ci zaświadczyć, że jest to prawda, bo byłem
przy zatwierdzaniu tej decyzji.
− Czyli… jestem Jōninem? – spytałem z
niedowierzaniem.
− Dokładnie tak!
Patrzyłem
na niego z niedowierzaniem. Ja z tak wysoką rangą? Tak od razu? Przecież to nie
był test na ten stopień… choć przeciwnicy byli naprawdę trudni. Nie mogę w to
uwierzyć…
− A kto został Chūninem? – spytałem, aby
mieć więcej czasu na pozbieranie myśli.
− Twój przyjaciel Konohamaru. Wygrał bez problemu
cały turniej, na dodatek umie on Rasengana. Pokazałeś mu go, prawda?
− Kiedyś tak ale, że sam się go nauczy,
tego nigdy bym się nie spodziewał – odpowiedziałem radośnie.
− Ebisu twierdzi, że uczył się go od ponad
pół roku…
− To fajnie… − nadal byłem
zamyślony i zaskoczony.
− Dziwnie wyglądasz, jakbyś w ogóle nie
cieszył się ze swojego sukcesu – powiedział Sannin i wszedł przez okno do
środka –
Zostać Jōninem w takim wieku to nie lada wyczyn. Przynajmniej jak na dzisiejsze
czasy. Jeśli chcesz mogę odnieść ten zwój do Tsunade...
− Nie nie! – szybko zaprotestowałem – Oczywiście, że się
cieszę! Jestem po prostu zaskoczony…
− To dobrze, bo mam jeszcze jedną dobrą
wiadomość. Naruto… − wymówił tajemniczo moje imię.
− Tak?
− Czy słyszałeś kiedyś o Senjutsu…?
Fajny rozdział :D czekam na następny, pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńjej supcio rozdział . wczoraj po dwóch dniach ciągłego czytania przeczytałam od deski do deski całe opowiadanie . Musze stwierdzić że pomysł oryginalny i bardzo przypadł mi do gustu. Zwłaszcza to że Naruciak nie jest głupiutkim blondynem ale ma tzw. łeb na karku .
OdpowiedzUsuńco do rozdziału , opis i przebieg walk bardzo mi się podobał. Nie zanudzałaś i było bardzo ciekawie. I co najważniejsze , nie zrobiłaś z Naruto jakiegoś super wojownika niezwyciężonego który jest w stanie pokonać nawet Kage innej wioski zakończenie tez zaskoczyła , taka niespodzianka .
Podsumowując świetny rozdział i ogólnie całe opowiadanie , czekam na następne rozdziały
Pozdrawiam i życzę dużo weny . BAY BYA.
No, nareszcie! :D
OdpowiedzUsuńWalki bardzo dobrze Ci wyszły, chociaż... czuję lekki niedosyt ;>. No cóż... muszę poczekać na kolejne mordobicie :P heh.
Tak jak przypuszczałam - udało się blondaskowi wyrolować Gaia i Saia, ale Gaara to już inna bajka ;3 skurczybym ma jednak sporo chakry, no i co jak co, jest Kage - byłoby zbyt pięknie gdyby Naru go pokonał.
Szykuje się trening Senjutsu, czekałam na to ;>. Mam rozumieć, że Naru i Namito idą tam razem, ne?
Będzie się działo ;D!
Btw. kiedy pojawią się Akasie? ;>
Czekam na neeext! Weny życzę!
Super notka :D:D. Niezwykle ciekawie opisane walki :). Wypass jednym słowem. Cóż gdyby Naruto w twoim opo miał Kuramę pod ręką to Kazekage byłby bez szans.
OdpowiedzUsuń5/5
Czekam na nexta :P
Ohayo!!!
OdpowiedzUsuńRozdział naprawdę super. Szkoda tylko że Naruto przegrał z Gaarą, no ale i tak spisał się świetnie. Czekam na nowy.
Pozdrawiam :-)
Świetna notka. Gdyby Naruto nie miał wcześniej dwóch walk to by wygrał xD
OdpowiedzUsuńPojedynki były epickie... opis walk jest świetna a długość notki także świetna. Nauka Senjutsu? Świetnie czekam na to. Pozdrawiam i czekam na szybki next
OdpowiedzUsuńDziękuje bardzo za komentarz pod moją notką :) Oczywiście że zostane tu na dłużej ( o ile nie zgubie adresu bloga) Pięknie te pojedynki zazdroszczę Ci że tak bardzo dobrze je opisujesz :) Pozdrawiam czekam na next ;P A i u mnie dziś news jakby cos :D
OdpowiedzUsuńWitam. Dodałem twojego bloga do polecanych dziś lub w weekend zacznę czytać tegoż bloga nie bój się zostanę tu na dłużej oraz dziękuję komentarz na moim pierwszym blogu nowa notka postaram się aby była już dziś.
OdpowiedzUsuńAch.
OdpowiedzUsuńOtouto jednak nie dał rady ze wszystkimi, ale i tak jestem z niego dumny że rozwalił Sai'a i Gai'a. Ale ale! Gaara też nieźle oberwał ;] A mój braciszek jeszcze się zrewanżuje! ;> Senjutsu to naprawdę dobry pomysł, ciekawe czy Namito też da radę ;> Czekam na next!
Notka rewelacyjna;)
OdpowiedzUsuńOpis walki po prostu bomba;)
Świetne! Walka Naruto obłędna, chłopak nieźle się poprawił! Dał popis, nie ma co :) Nie dziwię się, że od razu ma tytuł Jonina^^ Rozdział rewelacyjny, czytałam z zapartym tchem! Pozdrawiam i czekam na kolejny trening blondyna, tym razem Senjutsu!
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział, walka naprawdę niesamowita..., pokazała wiele umiejętności Naruto, jak i kiedy nic nie działa wal wszystkim co możliwe, i chyba właśnie dlatego najbardziej mi się podobała walka z Sai'em. Cóż w zasadzie było to do przewidzenia, że walkę z Gaarą przegra... poprzednie dwie walki wygrał, ale dość sporym kosztem chakry, ale także i w tej pokazał na co go stać, jeszcze udało mu się przywołać żabę i z nią stworzyć technikę... Ach Naruto został Juninem cudownie, cudownie....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie i gorąco Basia
Super rozdział, świetnie się go czytało xD
OdpowiedzUsuńJuż wiele blogów o fanfikach Naruto przeczytałem (albo starałem się przeczytać), ale ten mocno przykuł moją uwagę. Wchodzę praktycznie codziennie by sprawdzić czy nie dodałeś nowego rozdziału ;p
Podobało mi się to że nie zrobiłeś z Naruto jakiegoś wielkiego koksa...
Mam nadzieję że przedstawisz walki innych Geninów ;p
I jeśli nie masz nic przeciwko, to rozreklamuje pewną grę przeglądarko wą o Naruto:
http://www.shinobiworld.pl/index.php?a=register&r=2988
Mam nadzieję że sprawdzisz się w niej ;)
Pozdrawiam