Oczekiwany finał sprawy.
− Nie sądzisz, że mamy teraz o wiele
ważniejsze sprawy niż to, że jesteś głodny?! – wrzasnął na mnie Naruto – Musimy ratować
Sakure!!
− Doskonale o tym wiem!! – odpowiedziałem mu
równie głośno –
Wiesz jak się czuje ktoś, kto nie jadł prawie od dwóch dni?! Jedyne co zdążyłem
zrobić zanim pojawiłem się na scenie to wypicie butelki wody!! – dodałem z
wyrzutem.
− Nie moja wina, że dałeś się złapać!! – nie dawał za
wygraną Uzumaki –
Mów gdzie ona jest… − powiedział już o wiele spokojniej i
poważniej.
− Hmm… − zamknąłem oczy – Dziwne… dość
daleko stąd, na dodatek daleko i pod ziemią… − zamyśliłem się – Trzeba będzie
znaleźć ukryte przejście! – oznajmiłem pół żartem, pół serio.
− Nie mówisz poważnie… − załamał się
chłopak –
Przecież zajmie nam to wieki!!
− A chcesz kopać wielki dół w tamtym
miejscu?! –
spytałem lekko zirytowany – Nie ma innego wyjścia – dodałem, widząc rezygnacje
na twarzy chłopaka – Zresztą, zrób ze sto klonów, wtedy to
pójdzie o wiele szybciej! – zaproponowałem wesoło.
− Racja! – odparł z błyskiem w oku Naruto – Tajuu Kage
Bunshin to Jutsu!! – krzyknął, a w całym budynku pojawiła się
mała armia blondynów.
Widząc jak wszystkie klony zabrały się
do pracy, postanowiłem zwiedzić lokalną kuchnie. W końcu byłem strasznie
głodny, a Uzumaki nie bardzo zwracał uwagę na to co się dzieje wokół niego.
Chłopak i jego kopie były zdeterminowane, aby jak najszybciej znaleźć to
przejście, które w sumie równie dobrze może nie istnieć, ale wolę się upewnić i
wymyślić jakiś plan rezerwowy, gdyby najczarniejszy scenariusz okazał się
prawdziwy. Jednak przy pustym żołądku ciężko jest się skupić…
Jakiś czas później…
Ogromny ból rozrywający moje ciało od
środka. To było pierwsze uczucie odkąd odzyskałam świadomość jakiś czas temu.
Wolałam nie otwierać jednak oczu, aby nie powtórzyło się to co w klubie. To ten
człowiek który na mnie wpadł, jakimś cudem nie postrzeżenie mi coś zrobił. W
każdym bądź razie, moja pamięć kończy się kilka chwil po wejściu do łazienki.
Moje obecne położenie nie wyglądało
dobrze. Leżałam na jakimś twardym stole, przykuta do niego pasami. W prawą rękę
miałam coś wbite, jednak nie otwierałam do tej pory oczu, więc nie jestem
wstanie powiedzieć co to, ale myślę, że to igła lub coś w tym stylu. No i
oprócz tego, że byłam przywiązana do zimnego blatu, to moje ciało samo nie zbyt
chciało mnie słuchać, a co gorsza nie wyczuwałam w sobie ani odrobiny chakry.
− Długo jeszcze będziesz udawać, że jesteś
nie przytomna…? –
spytał ktoś stojący za mną. Ten głos jestem w stanie rozpoznać wszędzie…
− Ka.. Kabuto! – ledwo z siebie
wydusiłam gwałtownie otwierając oczy.
Powoli rozejrzałam się dookoła siebie.
Było tu ciemno, jednym źródłem światła była lampa, która wisiała tuż nade mną.
Wszędzie porozstawiane były jakieś dziwne maszyny, słoje i inne tego typu
rzeczy, które jednoznacznie wskazywały, że było to laboratorium. Spojrzałam na
miejsce, w którym miałam coś wbite. Rzeczywiście była to igła, która rurką była
podłączona do jakiejś pokręconej aparatury. Przez tą rurkę, do mojego ciała
wpływała jakaś zielona substancja. Na sam widok zrobiło mi się nie dobrze…
− Widzę, że masz problemy z mówieniem…
cóż, niedługo ci przejdzie – odpowiedział, a w jego tonie wyczułam,
że jest dość szczęśliwy z takiego obrotu spraw.
− Co.. Co mi zrobiłeś…? – cicho spytałam.
− Nic strasznego – odparł z ironią – Można to
potraktować jako prezent lub dar… − dodał i zaczął się śmiać – Jedyne co mogę ci
teraz zagwarantować – nagle pojawił się po mojej prawej
stronie – to
to, że nie umierasz… jeszcze! – skończył mówić i zaśmiał się jeszcze
głośniej.
Po moich policzkach zaczęły spływać
łzy. Byłam zdana na łaskę tego szaleńca, dodatkowo jestem obiektem jakichś
nienormalnych eksperymentów. Jeśli to przeżyje, to zakoszę Tsunade jeden z jej
trunków, które trzyma w tej swojej skrytce, o której niby nikt nie wie, a
następnie sama to wypije. No może zaproszę jeszcze Naruto… w końcu na pewno
zauważył, że mnie nie ma i poruszył niebo i ziemie, aby mnie znaleźć! Jestem
pewna, że tak zrobił…
− Radzę ci teraz nie zasypiać… − nagle znów
odezwał się Kabuto, rzeczywiście, powoli zaczynałam odpływać – Jeśli to zrobisz,
może ominąć cię wielki finał! – dodał złowrogo.
− Co masz na myśli? – mój głos wrócił
już prawie do normalnego stanu.
− Zaraz się przekonasz… − odparł tajemniczo
i gdzieś zniknął.
Mijały minuty, lecz nic się nie działo.
Ta cisza stawała się już nie do zniesienia, gdy w pewnej chwili usłyszałam echo
niesione z mojej lewej strony. Odgłos ten przypominał chód dwóch osób. W tym
momencie w moim sercu pojawiła się nadzieja. Nadzieja na to, że są to moi
towarzysze. Głośność tupania z każdą chwilą była większa, gdy nagle wszystko
znów ucichło.
− Tu są drzwi – niespodziewanie
dla mnie, głos ten był bardzo wyraźny – Może zapukamy?
− Idioto, chcesz pukać do drzwi, które
prawdopodobnie prowadzą do laboratorium szalonego naukowca? – zapytała druga
osoba.
− A masz inny pomysł? – ponownie rozległ
się pierwszy głos.
− Oczywiście! Chcesz zobaczyć jak mój brat
wszedł kiedyś do mojego pokoju?
− Pewnie! – rozmowa się skończyła.
Po kilku sekundach usłyszałam jakiś
niewyraźny szum, z każdą chwilą robiący się coraz większy, gdy w jednej chwili
ściana na którą patrzyłam wybuchła! Na moje szczęście, żaden odłamek mnie nie
trafił. Ponownie obróciłam głowę w stronę wyrwy. Przez kurz i ciemność nie
widać było nikogo. Jednak zdawałam sobie sprawę kto to. Po poprzedniej wymianie
zdań można było łatwo się tego domyślić… tylko dwie osoby są w stanie tak ze
sobą rozmawiać.
− Czwarty rozwalił ścianę w domu
Rasenganem? –
spytał Naruto.
− Aha, na dodatek musiałem sam ją naprawić
–
odparł ponuro Namito – O! Tutaj leży twoja zguba! – powiedział
radośnie, mając na myśli chyba mnie.
− Sakura! – krzyknął Uzumaki i do mnie podbiegł – Wszystko w
porządku?! –
spytał z troską i zaczął rozpinać trzymające mnie pasy.
− Powiedzmy… − odpowiedziałam
cicho.
− Oszczędzaj swoje siły – wtrącił się
Namikaze –
Nie wiemy co ci jest. Naruto, zabierz ją do obozu i czekaj na mój powrót – rozkazał.
− A co z tobą? – spytał blondyn,
jednocześnie biorąc mnie na plecy.
− Mam tu kilka spraw do załatwienia… − odparł tajemniczo
i uderzył pięścią w dłoń – Pośpiesz się! – krzyknął, a
Uzumaki posłusznie wybiegł z pomieszczenia ze mną na plecach.
− Zwolnij trochę! Wszystko mnie boli! – poskarżyłam się
już po kilku chwilach biegu.
− Przepraszam… − odpowiedział ze
skruchą chłopak.
Jedyne o czym teraz myślałam to to, by
nie zasnąć. Naruto mimo, że starał się obchodzić ze mną jak najdelikatniej, to
nie zbyt mu to wychodziło. Przynajmniej moje szanse na przeżycie wzrosły…
− Możesz już wyjść, Kabuto! – krzyknąłem – Wiem, że wciąż tu
jesteś…
− Nie sądziłem, że zobaczę kiedyś legendarny
Tryb Mędrca… −
orzekł, wychodząc powoli z cienia – Ponownie się spotykamy, Namito! – dodał ukazując mi
swoje oblicze.
− Coś ty ze sobą zrobił…? – spytałem, nie
wierząc w to co widzę. Yakushi wyglądał tak samo jak Orochimaru – Aż tak nisko upadłeś?
− Nie jesteś osobą, z którą mógłbym
rozmawiać na ten temat – odparł z pogardą – Jednakże… możemy
sobie nawzajem pomóc – dodał.
− Nie próbuj swoich marnych sztuczek – odpowiedziałem
biorąc kunai do ręki – Właściwie nie wiem, czemu jeszcze cię
nie zabiłem… −
powiedziałem i przyjąłem pozycję do ataku.
− Spodziewałem się takiej reakcji – westchnął Kabuto – Nawet nie chcesz
wysłuchać co mam do powiedzenia.
− Wątpię, aby było to coś istotnego…
− A co, jeśli jest to związane z Akatsuki?
–
spytał były doradca Orochimaru, czym wzbudził moją ciekawość.
− Co masz na myśli? – zapytałem, nie
zmieniając swojego ustawienia.
− Widzisz to? – pokazał mi jakiś
notes –
Są tu wszystkie informacje o tej członkach tej organizacji, jakie udało się nam
zebrać –
wyjaśnił.
− Dlaczego mi to mówisz? – podejrzewam, że
on coś knuje.
− Widzisz, potrafię ocenić swoją sytuację – odparł i rozłożył
ręce –
Doskonale rozumiem, że walka z tobą w takich warunkach nie ma najmniejszego
sensu, dlatego chcę… − na moment się zaciął – negocjować – dokończył.
− Masz na myśli to, że ty mi dasz ten
dziennik, a ja puszczam cię wolno?
− Tak. To dobry układ, nie?
− Oczywiście… − skłamałem i
prowizorycznie opuściłem gardę – zgadzam się! – krzyknąłem, ale
widząc, że Yakushi zaczyna iść w moją stronę dodałem – Zanim dokonamy
wymiany… co zrobiłeś Sakurze?
− Nic poważnego – odrzekł bez
trosko –
Kiedy nasza przyjaciółka trafi w ręce Księżniczki Tsunade, badania wszystko
powinny wykazać. Mógłbym rzec, że jest to bezinteresowny dar ode mnie, dla
Konohy! –
powiedział i zaczął się śmiać – Trzymaj! – krzyknął i rzucił mi książkę, na co ja
się tylko uśmiechnąłem.
− Zanim jednak cokolwiek zrobisz… − znów zaczął
Kabuto –
Wiedz, że kiedy dotknąłeś tego dziennika, w stronę tego śmiesznego miasta
zaczęli kierować się trzej moi przyjaciele!
− Co? – spytałem, a uśmiech momentalnie zniknął
z mojej twarzy.
− Myślisz, że nie przewidziałem tego, co
chciałeś zrobić? Nie oddałbym ci tej książki bez żadnego zabezpieczenia! Więc…
chyba ktoś musi uratować tą dziurę przed zagładą, prawda? – rzucił i zaczął
wycofywać się w cień.
− Dlaczego mi to dałeś? – zapytałem, zanim
całkowicie zniknął.
− Mam w tym swój cel… − tylko tyle
usłyszałem, a następnie przestałem wyczuwać obecność Kabuto.
Wyczułem za to obecność
przyjaciół o których przed chwilą wspominał. Wszystko zaczęło się strasznie trząść.
Nie widząc innego wyjścia, schowałem książkę do kieszeni i przeniosłem się do
miasta, a dokładniej w uliczkę obok klubu. Szybko wbiegłem po ścianie budynku
na dach, pozbyłem się strażników i spojrzałem w stronę, z której nadchodziły
moje trzy problemy. A raczej duże węże. Bardzo duże.
− Szef nie będzie zadowolony… − westchnąłem i ruszyłem
w kierunku granic miasta.
− Zaraz będziemy stąd wyjdziemy! – krzyknąłem, gdy
Sakura ponownie zawyła z bólu – Jeszcze kawałek!
Gdy szedłem tędy z Mistrzem,
tunel ten wydawał się taki krótki, a teraz dłuży się w nieskończoność.
Wiedziałem, że coś się stanie! Dlaczego odpowiednio nie zareagowałem i
postanowiłem zbagatelizować sprawę.. Może gdybym był bardziej ostrożny,
zielonooka nie byłaby w takim stanie! To wszystko moja wina.
− Nareszcie! – zawołałem
radośnie, gdy przed sobą zobaczyłem niedomknięte drzwi.
Otworzyłem je potężnym
kopniakiem i nie zatrzymując się, biegłem dalej, ku wyjściu z budynku. Jednak całe
moje szczęście zniknęło w momencie wbiegnięcia do głównego pomieszczenia klubu.
Przede mną bowiem zobaczyłem wszystkich strażników których nie tak dawno
pokonaliśmy. Gwałtownie się zatrzymałem. Poczułem, że Sakura podniosła głowę,
aby zobaczyć co się stało. W moment dziewczyna zaczęła trząść się ze strachu.
− Wszystko będzie dobrze – próbowałem ją
uspokoić –
Te płotki nie są dla mnie wyzwaniem! – stwierdziłem, choć biorąc pod uwagę ich
liczbę, ciężko będzie atakować i jednocześnie bronić Haruno.
− Chyba nie rozumiesz swojego położenia! – ktoś krzyknął.
Dostrzegłem, że przez tłum
strażników ktoś się przedziera. Po chwili naprzeciwko mnie pojawiła się osoba,
która była tak pewna siebie. Na widok tej twarzy i ubrania, moje oczy
momentalnie zrobiły się większe. Czułem jak zaczyna rosnąć we mnie złość.
Dlatego cofnąłem się kilka kroków w tył i posadziłem Sakure przy ścianie, tak
aby nie musiała się męczyć.
− Poczekaj tu, to zajmie tylko chwilę – powiedziałem do
niej i spojrzałem na swoich przeciwników – Więc to ty za tym wszystkim stoisz,
Jimmy?! –
wrzasnąłem gdy wróciłem na poprzednie miejsce.
− Oczywiście, że ja głupcze! – odparł z pogardą – Przez wiele lat
to planowałem! Zemsta na Liściu… to był mój cel!
− A co Konoha takiego ci zrobiła, co?!
− Wystarczająco dużo, by ją znienawidzić!
Jak myślisz, przez kogo wylądowałem w takim miejscu jak to? Przez kogo byłem
poniżany przez te wszystkie lata? Przez twoją przeklętą Wioskę! A teraz
nadarzyła się wreszcie okazja, by się zemścić! Nie przepuszczałbym, że dokonać
jej przyjdzie mi na uczennicy Tsunade, Jinchuuriki Kyuubiego i samym Żółtym
Błysku! Lepiej nie mogłem trafić! – zakończył swój monolog i zaczął się
złowrogo śmiać.
− Chciałbym zauważyć, że jeszcze na nikim
nie dokonałeś zemsty – odpowiedziałem chłodno – Sakura i ja wciąż
żyjemy, a Namito robi porządek z twoim szalonym naukowcem. A po za tym… − urwałem – Jesteś skończony!
–
krzyknąłem.
W tym momencie ze wszystkich
stron poleciały kunaie i shurikeny, zabijając na miejscu wszystkich strażników.
Tylko Jimmy został oszczędzony. Jego chciałem załatwić sam. Spojrzałem na jego
twarz. Zniknęła z niej ta pewność siebie i pogarda dla naszych osób. Teraz
widać było na niej tylko strach. I bardzo dobrze…
− Nawet nie zauważyłeś, że wciąż były tu
klony –
rzuciłem chłodno i zacząłem iść w jego stronę – To już twój koniec! – wrzasnąłem i
chciałem już na niego ruszyć, lecz ten zamiar pokrzyżował mi potężny wstrząs.
Moment mojej nie uwagi
wykorzystał Jimmy, który niewiadomo kiedy znalazł się przy mnie i atakował mnie
już nożem. W ostatniej chwili zrobiłem unik, lecz jego cios zahaczył o moje
ramie. Rozcięcie było delikatne, ale powoli sączyła się z niego krew.
Odskoczyłem w tył i zacząłem zbierać myśli.
− To, że pozbyłeś się tych kretynów, nie
znaczy, że ze mną pójdzie mi tak łatwo gówniarzu! – krzyknął, a jego
oczy zaświeciły się na fioletowo.
Nagle poczułem dziwny podmuch,
który nadleciał od strony mojego przeciwnika. Nie za bardzo znając jego
pochodzenia, postanowiłem stać w miejscu i czekać na rozwój wypadków. Te zaś
potoczyły się bardzo szybko, bowiem Jimmy zaczął dosłownie rosnąć… Więc ten podmuch
musiał być spowodowany nagłym przyrostem chakry. Interesujące! Czyli muszę
walczyć z jakimś mutantem, którego mięśnie rozerwały już ubranie.
− Oh, jesteś jednym z eksperymentów?
Ciekawe! –
zakpiłem z niego, za co bardzo szybko zapłaciłem, gdy ten posłał mnie potężnym
uderzeniem pięścią w ścianę za mną. Gość nie stracił nic ze swojej szybkości,
za to jego siła wzrosła kilkunastokrotnie! – Więc tak się bawimy… − szepnąłem i
splunąłem krwią.
− No dawaj gnojku! – krzyknął i znów
na mnie ruszył.
Na szczęście, przez te lata
treningu nauczyłem się odpowiednio zabezpieczać. Pierwszym tego efektem były
klony, których nie odwołałem, kolejnym przykładem będzie to…
− Giń!! – wrzasnął Jimmy, lecz jego zabójczy cios
z łatwością powstrzymałem jedną ręką – Co do?! – spytał nie wierząc w to co się stało – Twoje oczy..! To
jest..!!
− RASENGAN!! – nie wiele się
zastanawiając, błyskawicznie uderzyłem wroga swoją techniką w brzuch, wbijając
go głęboko w ścianę po drugiej stronie budynku – Jesteśmy kwita… − szepnąłem sam do
siebie.
Dzięki Trybowi Mędrca, poczułem
chakre Szefa oraz trzech wielkich węży, z którymi się zmagał. Na głowie ropuchy
nieruchomo siedział Namito, który chyba zbierał naturalną energię. Trzeba
będzie mu zaraz pomóc, lecz mam jeszcze własne zmartwienie.
− Zapłacisz mi za to! – krzyknął z daleka
Jimmy –
Jesteś już martwy, słyszysz?!
Mnie jednak nie zbyt obchodziły
jego wrzaski. Rozglądałem się dookoła monitorując poczynania swoich klonów. W
końcu, gdy wszystkie skończyły powierzone im zadanie, stworzyłem jeszcze
jednego, aby szybko zakończyć ten pojedynek. Do utrzymania techniki, którą mam
zamiar użyć, nawet Namito potrzebuje pomocy. Wystawiłem rękę przed siebie, a
moja kopia szybko przystawiła do niej swoje. Po chwili na mojej dłoni zaczęła
wirować biała kulka, która z każdą chwilą się powiększała i zaczynała
przypominać shurikena.
− To jest twój koniec, Jimmy! – krzyknąłem, gdy
justu było gotowe.
− Hahahaha! – zaśmiał się szyderczo – Myślisz, że taka
śmieszna technika mnie pokona! Jesteś głupcem! – zakończył i ruszył w moją stronę.
Na ten widok tylko chytrze się
uśmiechnąłem i nie wiele się zastanawiając rzuciłem w niego Rasenshurikenem.
Stałem nieruchomo dopóki nie byłem pewien, że jutsu go trafi. Następnie szybko
podbiegłem do Sakury, wziąłem ją na ręce i pędem rzuciłem się w stronę wyjścia.
− Naruto, co ty robisz?! – krzyknęła zaskoczona
Haruno.
− Zaraz zobaczysz! – odparłem, a
chwile potem usłyszałem krzyk mojego przeciwnika.
Delikatnie obejrzałem się za
siebie, by zobaczyć czy wszystko poszło zgodnie z planem. Głęboko odetchnąłem,
gdy okazało się, że tak. Miałem bardzo mało czasu, aby oddalić się jak najdalej
od budynku, który miał zaraz wylecieć w powietrze. Nawet będąc w Trybie Mędrca
pokonanie takiego dystansu może być trudne…
− Mógłbyś więcej nie przywoływać mnie w
takich sytuacjach, wiesz!! – krzyknął Gamabutna uderzając jednego z
węży.
− Właśnie przez taką sytuację byłem
zmuszony cię przyzwać!! – odparłem – Daj mi się skupić!!
Szef tylko prychnął i ponownie
zaatakował. Sytuacja była zła, te węże były jakieś inne, niż te które przyzwał
Orochimaru podczas ataku na Liścia. Te były ogólnie lepsze! Koniecznie
potrzebowałem wsparcia. Moje klony ewakuują już zagrożoną część miasta, lecz
jeśli czegoś nie zrobimy, to nawet ucieczka im nie pomoże. Powoli, lecz
systematycznie jesteśmy spychani w stronę granicy osady.
− Długo jeszcze?! – spytał Szef, tym
razem zepchnięty do defensywy.
− Już!! – odrzekłem jednocześnie otwierając oczy – Pora to
zakończyć!! –
wrzasnąłem i ruszyłem w lewo.
Zeskoczyłem z głowy Gamabutny,
odbiegłem jeszcze kilkadziesiąt metrów i wykonałem odpowiednie znaki. Po chwili
stałem na kolejnym wielkim płazie.
− Gamaken!! – zawołałem – Potrzebna mi twoja pomoc!!
− Oczywiście, tylko wiesz… jestem straszną
niezdarą –
odpowiedziała ropucha i ruszyła do ataku.
− Co tak długo, dzieciaku?! – krzyknął Szef,
gdy ponownie znalazłem się na nim.
− Dobrze wiesz, że przywołanie takich
dwóch wielkich osobników jak wy, nie jest proste nawet dla mnie!! – odpowiedziałem
nerwowo –
Uważaj!! –
wrzasnąłem, gdy niespodziewanie dwa węże zaatakowały nas od boku.
Gamabunta nie miał szans na
skuteczną obronę, przez co razem ze mną na swojej głowie został potężnie
odepchnięty w stronę miasta, robiąc przy tym kilka przewrotów. Niestety zatrzymaliśmy
się dopiero na kilku budynkach, które zostały doszczętnie zniszczone.
Zaraz po tym w centrum nastąpiła ogromna eksplozja, która wstrząsnęła wszystkim
czym chyba mogła.
− Tsunade urwie mi głowę… − westchnąłem, gdy
oglądałem straty.
− Nie będzie miała okazji, jeśli ja to
zrobię! –
wrzasnął wściekły Szef – Znów czeka mnie przerwa!
− Ehh… lepiej pomóżmy Gamakenowi.. – odparłem
załamany.
Jiraiya powiedział mi kiedyś, że
kiedy Gamabunta jest zły, lepiej z nim nie zadzierać. Cóż, na moje szczęście
Szef był po mojej stronie. Pecha miał za to wąż który był najbliżej. Wielka
Ropucha wyciągnęła swój miecz i na pełnej szybkości zaatakowała, ucinając
jednym uderzeniem gadzi łeb. Następnie wyskoczył w górę, aby z ogromną
prędkością runąć na kolejnego przeciwnika, przebijając go ostrzem na wylot,
jednocześnie wbijając go w ziemie. Trzeci wąż postanowił wykorzystać swoją
szybkość, by zaatakować nas od tyłu. Niestety, zapomniał on chyba o tym, że na
polu bitwy jest jeszcze jeden wojownik. Gamaken widząc na co się zanosi, rzucił
w gada swoją tarczą, skutecznie go spowalniając, a następnie skoczył na niego i
uderzył go z całej siły w głowę, pozbawiając go życia.
− Przepraszam, że tak wolno… jestem
straszną niezdarą –
westchnęła ropucha gdy do nas podeszła.
− Najważniejsze, że uratowaliśmy miasto – odetchnąłem z
ulgą –
Choć nie obyło się bez strat… − spojrzałem w stronę zniszczonych
budynków.
− Nie marudź Namito! – wrzasnął Szef – Jesteś mi winien
przysługę! –
zaśmiał się –
A teraz będę już znikał, nie przywołuj mnie co najmniej przez miesiąc, chyba
mam coś złamane… −
dodał i wrócił do siebie. Tak samo zrobił Gamaken.
Szkoda, że żaden nie pomyślał,
by mnie wcześniej odstawić na ziemie. Po dość bolesnym lądowaniu, byłem już
mocno zmęczony, ale nadal utrzymujący Tryb Mędrca. Gdyby nie Senjutsu, padłbym
tutaj chyba jak trup. Przywołanie tych dwoje w tak krótkim odstępie czasu jest
naprawdę zabójcze. Musiałem teraz znaleźć Naruto i Sakure. Po krótkiej chwili
skupienia, wyczułem ich chakre w obozie. Miałem lekkie wątpliwości, czy się tam
przenieść, ale stan mojej podopiecznej ostatecznie zaważył nad tym.
Pojawiłem się w swoim namiocie.
Tak jak myślałem, ta teleportacja wykorzystała całą naturalną energię. Mimo
wszystko, szybko wyszedłem na zewnątrz. Na powitanie mi wybiegł też Naruto.
− Sensei! – krzyknął – Co z tobą…? – spytał widząc w
jakim jestem stanie.
− Później ci opowiem – odparłem – Przyprowadź mi tu
Sakure! –
rozkazałem i zwróciłem się do Gamakichiego – Ty możesz wracać już do siebie, dziękuje
za pomoc!
− Nie ma sprawy! Narka! – machnął ręką na
pożegnanie i zniknął.
− Trzymaj się… − powiedział Naruto
do Haruno, powoli wyprowadzając ją z namiotu – Co teraz? – spytał.
− Przeniosę się z nią do Konohy – szybko odpowiedziałem
–
Niestety, ze względu na odległość i mój stan, mogę zabrać tylko ją, a po tym nie
będę w stanie po ciebie wrócić, co zresztą po mnie widać – głupio się uśmiechnąłem
–
Dlatego musisz wrócić na piechotę!
− Ehh… − westchnął Uzumaki i spojrzał na
zielonooką –
Ona jest obecnie najważniejsza – powiedział.
− Taa, a ja pewnie po tym wszystkim
tydzień spędzę w szpitalu! – zawołałem, podszedłem do dziewczyny i
złapałem ją za ramię – Odsuń się – orzekłem chłopakowi.
Zamknąłem oczy aby się skupić i
wyczuć swoją pieczęć w szpitalu Konohy. Coś mnie podkorciło, aby ją tam
umieścić. Teraz jak widać się to przyda. Po kilku chwilach w końcu ją znalazłem
i się teleportowałem. Od razu oślepiło mnie światło, lecz szybko się do tego
przyzwyczaiłem. Natychmiast podbiegły do nas pielęgniarki. Przekazałem im
Sakure, którą od razu posadziły na wózek i zabrały ją na którąś z wolnych sal.
− Powiadomcie Piątą, że tu jesteśmy – rozkazałem i
dałem krok do przodu, aby ruszyć za Haruno.
W tym momencie jednak wszystko
dookoła mnie zaczęło wirować, a następnie zrobiło mi się ciemno przed oczami.
Wiem tylko, że zacząłem upadać na ziemie. Dalej jest już tylko pustka…
Rozdział
dość szybko, prawda? Złożyło się na to kilka czynników, ale… kto by tam chciał
o nich wiedzieć! ;p
Chciałbym
przeprosić wszystkich za to, że nie komentuje ich blogów, jednak nie miałem do
tego kompletnie głowy. Nie znaczy to oczywiście, że nie czytam waszych wypocin!
^^
W
sumie to już chyba wszystko. Gorąco zachęcam do komentowania!
Oceniajcie,
krytykujcie, pytajcie i do następnego! :)
Świetny rozdział:D A tam co ja piszę cała Historia jest świetna:D Mam nadzieje że Sakurze nic poważnego nie grozi:) Wany życzę i czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ukyo
Piękna historia:) Mam nadzieję że nic takiego blee nie wstrzyknęli Haruno! Bo Naruto by ich rozpaćkał xD Mam nadzieję że w kolejnym rozdziale dowiemy się co to tak naprawdę^^
OdpowiedzUsuńRozdział super :) Podoba mi się moc Namito i Naruto chociaż Naru jeszcze wszystkiego nie pokazał :P Zakończyłeś w momencie kiedy ja już myślałem co się dalej stanie xd"" Namito pewnie trochę pośpi ale co z Naru ? O_o"" wróci pieszo ale czy nikt go nie napadnie ? ... a co ja się martwię xD"" przecież on jest koksem :D"" , ogólnie życzę ci naprawdę dużo weny i chęci do pisania, pozdro ;)
OdpowiedzUsuńNotka jest świetna. Umiejętności Namito i Naruty są wysokie. Ciekawi mnie co Kabuto wstrzyknoł Sakurze... nie mogę się doczekać. Pozdrawiam i życzę weny oraz szybkiego napisania następnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńDobra, ja wiem, że to już trzecie (wiesz o co chodzi xD), ale mimo to - świetnie czytało mi się ten chapter!
OdpowiedzUsuńAkcja wartka, dobre opisy, a całokształt wyszedł super ^^.
5/5
Czekam na next!
Życzę weny i chęci! ;* :)
Rozdzaił jak zawsze super^.^ Życzę jak najszybszej notki:)
OdpowiedzUsuńSuper notka :D:D. Mega akcja i bardzo ciekawie się dzieje. CO z Sakurą? - to mnie najbardziej teraz interesuje i czy Czasem Uzumaki nie spotka kogoś w drodze powrotnej?
OdpowiedzUsuń5/5
Czekam na nexta :)
Witam,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, dobre zakończenie „tej” całej sprawy.... hahha Minato głodny, i cóż Naruto musi sam się większością zająć.... Kabuto to to jego się tutaj nie spodziewałam..... zaskoczyłeś mnie bardzo....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Super! Świetny rozdział, jak zwykle :D Biedny Naru, na piechotę musi wracać xD Powinien się w końcu nauczyć teleportacji i byłoby po sprawie ;)
OdpowiedzUsuńWeny życzę i czekam na kolejny rozdział :)