Zanim nastały czasy Piątej Hokage...
Od pewnego czasu, mój dzień zawsze
zaczyna się razem z pierwszymi promieniami słońca, które oświetlą Konohe.
Dlaczego tak jest? Sam nie wiem, chyba się do tego przyzwyczaiłem. Bycie Hokage
nie jest wcale takie łatwe, ale to od zawsze było moje marzenie, nie? A osoba,
która leży obok mnie na pewno przyczyniła się do jego zrealizowania. Dziś w to
już nie wątpię. Gdyby nie Kushina, nie byłbym tym, kim jestem.
Pocałowałem swoją żonę w czoło, ale
tak, by jej nie obudzić, po czym powoli i delikatnie wstałem, aby następnie
udać się do łazienki. Gdy wykonałem wszystkie obowiązkowe poranne czynności,
ubrałem swój codzienny mundur i szybko wymknąłem się z sypialni. Dochodząc do
schodów prowadzących na parter, dostrzegłem, że świeci się tam światło. Tylko
jedna osoba mogła wstać wcześniej ode mnie…
− Jak ci idzie trening, Namito? – spytałem swojego
młodszego brata wchodząc do kuchni.
Najmłodszy domownik miał na sobie
pomarańczowe dojo, długie spodnie tego samego koloru przewiązane czarnym pasem.
Pod dojo miał założoną koszulę tego samego odcienia co pas, a nogawki spodni
miał włożone w sandały, również czarne. Na nadgarstkach miał założone
niebieskie opaski. Nie miał nigdzie swojego ochraniacza, co było dziwne, bo
przeważnie się z nim nie rozstaje.
Chłopak był bardzo podobny do mnie,
jedyne czym różnił się jego wygląd od mojego w jego wieku, to włosy. Może
umyślnie, a może nie, Namito zapuścił je z tyłu. Sięgały mu one mniej więcej do
połowy pleców. Trochę śmiesznie to wyglądało, bo sterczały one w każdą stronę.
Był on też całkiem wysoki jak na dziesięciolatka. Cała reszta, to byłem młody ja.
Ale co zrobić… taki nasz los!
− Jestem coraz bliżej, jeszcze trochę i
uda mi się dodać odpowiednią ilość mocy! – odparł podekscytowany, biorąc
jednocześnie kolejny kęs kanapki.
− Pokaż mi go – stanąłem w
przejściu i oparłem się o ścianę.
− Tutaj? Teraz?
− Tak.
− Jesteś tego pewien? – ciągnął dalej
blondyn.
− Masz mi pokazać tą przeklętą technikę! – krzyknąłem lekko
zirytowany.
− Dobra! Nie musisz od razu krzyczeć…
Zadowolony z osiągniętego rezultatu,
obserwowałem jak Namito powoli staje na środku pomieszczenia. Chłopak wyciągnął
przed siebie prawą rękę, głęboko odetchnął i zaczął się koncentrować. Po chwili
w jego dłoni zaczęła migotać niebieska kula, która z każdą chwilą stawała się
coraz wyraźniejsza. Na ten widok, kąciki moich ust natychmiast powędrowały w
górę. Mój mały braciszek w pół roku osiągnął taki poziom zaawansowania w
technice, którą ja opracowywałem ponad trzy lata!
Blondyn miał jednak rację, temu Rasenganowi
wciąż brakowało siły. Wszystko było dobrze, z wyjątkiem tego jednego elementu.
Mimo to, byłem z niego dumny.
− I jak, Minato? – spytał dość
ciężko oddychając –
Jeszcze trochę i na pewno mi się uda! – dodał, wcześniej dezaktywując Jutsu.
− Jesteś na jak najlepszej drodze, by to
osiągnąć –
odparłem radośnie i potargałem go za włosy – A teraz wybacz, muszę uciekać do biura,
obowiązki wzywają!
− A śniadanie?
− Zjem coś na miejscu! Narka! – pożegnałem się i
wybiegłem z domu.
Nie wiem czemu, ale nigdy nie
wykorzystywałem Hiraishin no Jutsu w życiu codziennym. Nawet kiedy szedłem do
pracy. Zawsze do centrum udawałem się na piechotę. Starałem się również nauczyć
tego Namito, żeby nie wykorzystywał technik do rzeczy, które tego nie wymagają,
ale jakoś nie za bardzo to do niego dociera. Cóż, może z tego wyrośnie? Tym
czasem, czeka mnie masa papierkowej roboty… kocham to!
Powoli otworzyłam oczy. Słońce już od
dawna widniało na niebie. Spojrzałam na miejsce obok mnie. Mojego męża na nim
nie było, co oznacza, że jest od dawna w pracy. Taki stan rzeczy utrzymuje się
już od pewnego czasu, ale przynajmniej, Minato wcześniej wraca do domu.
Jednak, skoro go nie ma, to czemu nie
wykorzystać okazji? Rozwaliłam się wygodnie na całym łóżku, nie mając
najmniejszej ochoty by się podnieść. Odkąd moja druga połowa została Hokage,
nie muszę martwić się o brak czasu. Mam go teraz aż nad to. Mimo wszystko,
wiedziałam, że nie mogę się za bardzo rozleniwić. Jestem w końcu Kunoichi!
Trzeba być zawsze w formie! Dlatego też codziennie trenuje razem z Namito.
Chłopak od jakiegoś czasu usilnie nad czymś pracuje, jednak ani on, ani Minato
nie chcą mi zdradzić, nad czym. Twierdzą, że będzie to niespodzianka! Bracia i
ta ich solidarność…
Po kilku minutach wpatrywania się w
sufit, westchnęłam i w końcu się podniosłam. Ziewnęłam, rozciągnęłam ręce i
zeszłam z łóżka. Ospale zaczęłam iść do łazienki, aby doprowadzić się do stanu
używalności. Najdłużej oczywiście zajmowało mi zawsze ogarnięcie moich włosów,
ale czego się nie robi z miłości, nie?
Tak więc po trzydziestu minutach w
końcu mogłam wyjść do ludzi. Ubrałam czarną koszulkę na ramiączka krótkie
spodenki i getry tego samego koloru. Po chwili znajdowałam się już w kuchni.
Namito jak zwykle zostawił po sobie ogromny bałagan. Ten chłopak kiedyś za to
oberwie… Cóż, po sprzątnięciu tego, co zostawił po sobie mój podopieczny,
zrobiłam sobie jakieś lekkie śniadanie. Przy okazji dostrzegłam, że lodówka
jest już prawie pusta. Trzeba iść do miasta, a po za tym jest do doskonała
okazja, aby trochę zemścić się na młodszym blondynie…
− Zakupy?! Teeeraz?! – nie mógł uwierzyć
Namito, gdy wyjaśniłam dlaczego przerwałam mu trening.
− Tak, teraz! – odparłam – Jesz ostatnio za
dwóch, przez co lodówka świeci pustkami! Poza tym, nie ma nic na obiad!
− Ale siostrzyczko..! – niebieskooki
próbował protestować, lecz dostrzegł, że na moim czole pojawiła się pulsująca
żyła –
No dobra… −
zakończył zrezygnowany.
− No i po co było się spierać? – spytałam z
uśmiechem –
Zwiąże tylko włosy i idziemy!
− Czekam przed domem – blondynek rzucił
jeszcze posępnie na odchodnym i wyszedł z piwnicy.
Miałam zamiar ruszyć zaraz za
nim, lecz nagle dostrzegłam bardzo ciekawą rzecz. Mianowicie, był to ślad na
jednym z manekinów. Wyglądał on jak spirala lub wir, trudno stwierdzić. Czyżby
trenował właśnie tą technikę? Interesujące…
Mając na względzie to, że nie
lubię gdy się na mnie czeka, szybko znalazłam się przed lustrem które wisiało w
przedpokoju. Zaczesałam swoje włosy w długi koński ogon, założyłam swoje
sandały na obcasie i wyszłam do oczekującego na mnie Namito. Ten zaś jak zwykle
wpatrywał się w niebo. Minato też często tak robi. To u nich chyba rodzinne. W
tym momencie też, zwróciłam uwagę na strój mojego towarzysza.
− Skąd ty to wytrzasnąłeś? – spytałam gdy do
niego podeszłam, jednocześnie łapiąc go za to ubranie.
− Znalazłem je dziś rano w szafie. Sam
byłem zdziwiony, że mam coś takiego – odparł i zaczął
iść w stronę Konohy.
− Ohh, rozumiem. A jak ci idzie trening? – pomyślałam, że
jeśli go przycisnę, to powie mi coś więcej.
− Cóż… Według Minato zrobiłem postępy, ale
wciąż potrzebuje czasu! – odpowiedział wymijająco – Lecz dziś,
podczas naszego sparingu, który mam nadzieję, że się odbędzie, pokaże na co
naprawdę mnie stać! – dodał dumnie i szeroko się uśmiechnął.
− Nie bądź taki pewny siebie! – uderzyłam go
lekko w głowę –
Jeśli w przyszłości będziesz zbyt arogancki, gdy doznasz klęski, o wiele
bardziej się ona na tobie odbije, niż na zwykłym człowieku.
− Spokojnie siostrzyczko! Nie sądzę, że
będę miał powód, aby się tak zachowywać!
I tak mu nie wierzyłam. Za
dobrze go znam. Zresztą, nawet jego brat ma z tym problemy. A wydawałoby się,
że jako Hokage, powinien być dla innych przykładem, nie? Czasem zastanawiam
się, jak ci dwaj jeszcze nie zostali mocno ukarani za swoje, dość lekceważące
podejście do wielu przeciwników. Chyba tylko dzięki swoim umiejętnościom, przez
które właśnie tak się zachowują! Woda sodowa potrafi uderzyć do głowy każdemu
człowiekowi, nawet takiemu, jakim jest Minato.
− O czym myślisz? – spytał nagle
Namito, który najwidoczniej zauważył moją chwilową nieobecność duchem.
− Ahh.. wiesz, chyba o tym, dlaczego
mieszkam z dwójką niemożliwych blondynów? – odparłam zadziornie.
− Niemożliwych?! – blondyn się
zezłościł –
Ja ci pokażę, co to znaczy niemożliwych!
− Taak? I co zrobisz? – spytałam,
zmieniając ton swojego głosu na bardziej złowieszczy i zbliżyłam się do
niebieskookiego.
− Uhh… − jęknął i przełknął głośno ślinę – Zobaczysz…? – zapytał bardzo
nie pewnie. Uwielbiam kontrolować go strachem!
− Niecierpliwie czekam na tą chwilę! – dodałam i chytrze
się do niego uśmiechnęłam.
Reszta drogi minęła nam na
luźnej rozmowie i żartach. Lubiłam spędzać czas z tym dzieciakiem, zawsze było
to o wiele ciekawsze niż czytanie książek bądź łażenie bez celu po lesie. Tak
przynajmniej się nie nudziłam, a mogłam też dowiedzieć się czegoś
interesującego. Bo, chcąc nie chcąc, spodobało mi się życie na uboczu, z dala
od centrum wydarzeń. Tutaj, w domu, nie musiałam za bardzo martwić się tym, co
dzieję się w Wiosce. Oczywiście, nie znaczy to, że w ogóle mnie to nie
obchodziło. Po prostu, nie dotyczyło to bezpośrednio mnie. Podsumowując,
wiodłam sobie całkiem beztroskie życie, co?
W końcu dotarliśmy do sklepu, w
którym zawsze robię zakupy. Nie był on zbyt duży, oraz nie znajdował się w
centrum Konohy. Nigdy również nie było tu zbyt dużych kolejek. Właściwie nie
wiem czemu, bo sprzedawane są tu najlepsze rzeczy w całej Wiosce! O takim
obrocie spraw niestety zdecydowała ludzka głupota. Wszyscy ludzie, którzy
kupują rzeczy w tych ogromnych marketach itp. tak naprawdę idą tam, bo myślą,
że skoro jest tam wszystkiego dużo, to jest to również najlepsze. Oczywiście
swoją role odegrał też tu marketing, ale to inna sprawa. W każdym bądź razie,
zawsze staram się zostawić tutaj sporą sumkę pieniędzy. Dlaczego? Bo widzę, że
właściciele się starają. A po za tym, robię zakupy raz na tydzień, więc zawsze
trochę tego jest.
Po
kilkunastu minutach wybierania odpowiednich produktów, zapłaciłam za wszystko,
i większość toreb z zakupami podałam Namito. Chłopak nie był zbyt zadowolony,
ale wiedział, że nie ma wyboru.
Uśmiechnięta
opuściłam budynek, a zaraz za mną uczynił to obładowany na maksa blondyn.
Miałam zamiar od razu iść do domu, jednak zatrzymał mnie jakiś okrzyk,
dochodzący z mojej prawej strony. Odwróciłam się w tamtą stronę, by zobaczyć o
co chodzi. Gdy tylko dostrzegłam osobę mnie wołającą, na mojej twarzy zagościł
szeroki uśmiech. Była to bowiem moja najlepsza przyjaciółka Mikoto Uchiha. Szła
w naszą stronę wraz ze swoim synkiem, Itachim.
− Heeej! – odpowiedziałam, a po chwili nasi
przyjaciele w końcu do nas dotarli.
− Miło was widzieć, Kushina, Namito – przywitała się
czarnowłosa Kunoichi.
− Ciebie również miło widzieć! – odparłam głośno i
schyliłam się do Itachiego – Widzę, że ktoś tu jest już bardzo dużym
chłopcem! –
dodałam pieszczotliwie i potargałam go za włosy, na co ten chyba trochę się
speszył.
− Nie tylko dużym! Słyszałem, że Itachi
jak na swój wiek jest bardzo mądry! – wtrącił się Namito.
− Oj, nie przesadzajmy! – odpowiedziała
lekko zarumieniona Mikoto.
− Dobra dobra! Ja też co nie co już o nim
słyszałam! –
poparłam blondyna –
Musimy się spotkać i porozmawiać! Zwłaszcza o tym! – zaproponowałam,
po czym skinięciem głowy wskazałam na jej brzuch.
− Kushina! – Uchiha całkowicie spaliła buraka – To miała być
niespodzianka! A co z tobą i Minato, co?! – moja przyjaciółka nie pozostała mi
dłużna.
− Haha… − również dość mocno się zaczerwieniłam – Cóż… to nie twoja
sprawa! –
orzekłam i pokazałam jej język.
− Ty chyba nigdy nie dorośniesz, prawda? – zażartowała
Mikoto –
Ale! Nie będę cię już zatrzymywać, muszę szybko wrócić do domu, a ty pewnie też
masz dużo na głowie!
− Wcale tak dużo… − nie było dane mi
dokończyć, gdyż moja przyjaciółka zdążyła mi już pomachać i zniknąć za drzwiami
sklepu –
Ehh, no trudno! Chodźmy, Namito! – cisza − Namito?
Trochę
się zdziwiłam, bo blondyn mi nie odpowiedział, a gdy się za nim rozejrzałam,
dostrzegłam go kilkadziesiąt metrów dalej, idącego w stronę domu, targającego
wszystkie zakupy. Nawet nie zauważyłam kiedy sobie poszedł. Przez chwilę
wpatrywałam się w ten pomarańczowy punkt, który z każdą chwilą się oddalał, po
czym westchnęłam i ruszyłam za nim. Po kilku minutach szłam już obok niego,
uprzednio oczywiście uderzając go w głowę za to, że zostawił mnie bez słowa.
Po
krótkiej chwili udawanej złości, Namito ponownie rozpoczął rozmowę. Nie obyło
się bez żartów, ale w pewnej chwili, blondyn zaczął mówić coś o jakiejś
dziewczynie. Zaciekawił mnie ten temat, ale szczegółów niestety nie zdradzę.
Prośba mojego młodszego Namikaze. Jak te dzieci szybko dorastają! Ale czy ja i
Minato byliśmy inni? Nie sądzę…
Po
dotarciu do domu, było kilka minut po trzynastej. Wspólnie z Namito
stwierdziłam, że on pójdzie jeszcze trochę potrenować, a ja w tym czasie
wszystko rozpakuje i zrobię obiad. Mam dziś dobry humor, więc chyba zrobię
swoją ulubioną potrawę… ramen!! Moje chłopaki na pewno się ucieszą, bo po
prostu uwielbiają mój ramen. Nie twierdze, że jest lepszy od tego w Ichiraku,
bo sama z wielką ochotą często się nim zajadam, ale moje danie, jest chyba
trochę inne od tamtego. Muszę kiedyś przynieść porcję Teuchiemu, żeby ją
ocenił!
− Siostrzyczko! – zawołał Namito
wbiegając do kuchni – Idę potrenować do lasu, niedługo wrócę!
− Dobrze, powinnam być już wtedy gotowa! – odpowiedziałam i
wróciłam do rozpakowywania.
Wszystkie
czynności związane z poukładaniem produktów spożywczych zajęły mi ponad
trzydzieści minut. Trochę tego jednak było. Zaczęłam patrzeć na otwartą
lodówkę, oglądając całą jej zawartość. Potrząsnęłam głową, po czym zaczęłam
wyjmować wszystkie potrzebne składniki.
Gdy
kroiłam warzywa, uświadomiłam sobie, że słyszę tylko odgłos, jaki wydaję nóż.
Było to bardzo dziwne, gdyż o tej porze dnia, ptaki i inne zwierzęta powinny
nadawać ze zdwojoną siłą. Za długo tu mieszkam, żeby zignorować brak
jakiegokolwiek zamieszania na zewnątrz. Cicho odłożyłam ostrze na blat szafki i
bezszelestnie udałam się do piwnicy. Wzięłam swoją podręczną kaburę na broń – swoją drogą, już
dawno nie musiałam jej używać – zawiązałam ją na prawym udzie, po czym
wyjmując jeden kunai, powoli ruszyłam z powrotem na górę.
Pierwsza
rzecz, która zdradziła mi, że coś jest nie tak, to otwarte na oścież drzwi
wejściowe. Namito na pewno je za sobą zamknął, a nie przypominam sobie by do
domu wrócił Minato. Zaczęłam iść w ich stronę, przybierając pozycję, dzięki
której mogłam odeprzeć każdy atak z zaskoczenia. Długo na taki nie musiałam
czekać, bo momentalnie wyczułam, że ktoś się za mną pojawił.
− Słabo się maskujesz, wiesz? – odezwałam się i
błyskawicznie zamachnęłam się do tyłu trafiając całkowicie zaskoczonego gościa.
Spojrzałam
na niego. Był to jakiś zwykły oprych ubrany w najemnicze ciuchy, szukający
łatwego rabunku. Chyba nie jest stąd, skoro wybrał sobie za cel ten dom.
Wzruszyłam ramionami i odwróciłam się w stronę wyjścia. Już miałam zacząć iść,
gdy doszedł do mnie charakterystyczny odgłos znikającego klona. Czyżby moi
goście nie byli tacy słabi? Cóż! Chyba trzeba potraktować te sprawę troszeczkę
poważniej. Wyrównałam oddech i pewnie, acz ostrożnie stanęłam w drzwiach. Widok
co najmniej dwudziestu mężczyzn, ubranych bardzo podobnie jak ten pierwszy,
stojących przed domem trochę mnie zaskoczył. Dałam kilka kroków w przód i
chytrze się uśmiechnęłam.
− Mogę wiedzieć czego panowie chcą? – spytałam chłodno.
− Jak to czego? – odpowiedział
najgroźniej wyglądający facet, chyba był to ich szef – Pieniędzy
oczywiście!
− Pieniędzy?! Chyba żartujecie! – zaczęłam się
śmiać –
Nie wiecie chyba z kim macie do czynienia… − dodałam groźnie.
− Paniusiu… to ty nie masz pojęcia, z kim
zadarłaś! –
krzyknął oprych i podniósł rękę do góry.
Nie
za bardzo wiedziałam o co chodzi, ale zaraz zapewne się dowiem. Postanowiłam
poczekać na jakikolwiek ruch z ich strony, lecz ci stali i głupio się
uśmiechali. Nagle poczułam, że ktoś łapie mnie z tyłu za ręce i mi je boleśnie
wykręca. Odwróciłam głowę i dostrzegłam, że dwóch gości dosłownie wyrosło ze
ściany. Niezła sztuczka. Zaczęłam się szarpać, ale trzymali mocno. Nie dobrze!
− Chyba ktoś tu był zbyt pewny siebie, co?
–
spytał pieszczotliwie ich lider.
Jak
na ironie, o tym samym dziś wspominałam Namito. Rany…
− Pora to kończyć! – zawołał szef, a
przy mojej szyi poczułam żelazo.
Nagle
coś świsnęło, a trzymający mnie panowie poluźnili uścisk, by po chwili całkiem
puścić i upaść na ziemie. Ludzie zgromadzeni przed domem byli chyba tak samo
zaskoczeni jak ja, bo rozglądali się na wszystkie strony. W tym momencie,
między mną, a nimi, pojawił się sprawca całego zamieszania. Na widok tych
długich blond włosów natychmiast się uśmiechnęłam.
− Przepraszam za spóźnienie siostrzyczko! – Namito odezwał
się, nie odrywając wzroku od przeciwników – Lina, którą ci kretyni mnie związali,
okazała się trochę grubsza niż myślałem!
− Znowu ten pyskaty dzieciak! – zdenerwował się
szef –
Mieliście się nim odpowiednio zająć! – zwrócił się do swoich podwładnych.
− Teraz już za późno na kłótnie, moi mili!
–
stanęłam obok niebieskookiego – Wasz czas powoli dobiega końca!
Zakończmy to!
− Z całym szacunkiem, ale muszę poprosić
cię, abyś się wycofała – młody Namikaze zagrodził mi ręką drogę, a
tak poważnego tonu wypowiedzi od niego jeszcze nie słyszałam – To jest,
niestety, sprawa osobista!
− Ale jak to? – spytałam
zdziwiona –
Ci kolesie napadli mnie w moim własnym domu!! – wrzasnęłam – Myślisz, że mogę
im to darować?!
− Ej, czy my wam czasem nie
przeszkadzamy?! –
wtrącił się przywódca bandy – Brać ich!!
− No i znowu zaczynamy… − westchnął Namito.
Mieli
znaczną przewagę liczebną, ale zdecydowanie nie jakościową. Blondyn zdążył
jeszcze zrobić jednego klona, nim rzucił się w wir walki, by po chwili co i
rusz posyłać jakiegoś delikwenta na tamten świat, a w najlepszym wypadku na
ostry dyżur. Mi szło równie dobrze co jemu, oczywiście nie stanowiłoby dla mnie
problemu wyeliminować to zagrożenie w kilka sekund, jednak uznałam, że będzie
to dobry sprawdzian dla młodego Namikaze.
Po
dziesięciu minutach walki, przed nami stał tylko szef tego zgromadzenia. Był
trochę poobijany, jednak miał zdecydowanie większe pojęcie na temat bycia
Shinobi, niż pozostali. Prawdopodobnie był on jakimś zbiegiem z innej Ukrytej
Wioski. Cóż, wyświadczymy jej przysługę!
− Chyba ktoś tu był zbyt pewny siebie!
Pamiętasz te słowa? – spytałam chłodno.
− Może oni byli tacy słabi, ale ze mną
sobie już tak łatwo nie poradzicie! – dobra mina do złej gry, co? – Zaraz będzie po
wszystkim! –
krzyknął i zaczął układać pieczęcie.
Nie
wypowiadając nazwy techniki, posłał w naszą stronę dosyć sporą kulę ognia.
Mogłoby to zrobić wrażenie na jakimś świeżym Geninie, ale nie na mnie, czy
Namito. Swoją drogą, nawet nie widziałam, gdzie on zrobił unik. Jutsu na
szczęście nie dotarło do domu. Gdy tylko upewniłam się, że na pewno nic się nie
stało, zaczęłam rozglądać się za blondynem.
Ten
zaś, walczył z naszym ostatnim przeciwnikiem. Przyznam nieźle mu to szło.
Wyprowadzał szybkie i mocne ataki, widać było, że trenował go Minato. Wszystko
mu wychodziło, gdy nagle stało się coś, czego chyba nikt się nie spodziewał.
Jeden z wpół żywych bandytów złapał niebieskookiego za nogę, wytrącając go z
równowagi. Wystarczyła chwila, żeby jego oponent to wykorzystał. Zbir zamachnął
się kunaiem. Młody Shinobi próbował jeszcze zrobić unik, co niestety nie do
końca mu wyszło, przez co został trafiony nożem, a na dokładkę dostał jeszcze
potężnego kopniaka w brzuch, który odrzucił go kilka metrów w tył. Chłopak miał
rozciętą prawą pierś, niezbyt poważnie, ale wystarczająco mocno, by uciekało z
niej sporo krwi.
− Namito!! – krzyknęłam w jego stronę.
− Nic mi nie jest!! – odpowiedział
podnosząc się z ziemi, a ton tej wypowiedzi dał do zrozumienia, że sam to
skończy.
− Myślisz, że masz jakieś szanse
smarkaczu?! –
zakpił z niego bandyta – Kiedy się z tobą rozprawię, zajmę się
twoją koleżaneczką!
− Po moim trupie… − blondyn odparł mu bardzo chłodno i splunął
krwią.
− Skoro tak bardzo tego chcesz!! – wrzasnął najemnik
i zaczął biec w jego stronę.
Namikaze
uśmiechnął się bardzo chytrze. Stał spokojnie, czekając na swojego przeciwnika.
Głęboko odetchnął, po czym wystawił prawą rękę w bok. Zaczął się koncentrować,
a po chwili, na jego dłoni zaczęła pojawiać się chakra, która momentalnie
przybrała kształt kuli. Czyli miałam rację, twierdząc, że uczy się Rasengana!
Zbir
nacierał na chłopaka, nie za bardzo wiedząc co się dzieje. Namito również
ruszył w jego stronę. Wynik tej walki był mi już doskonale znany. Gdy blondyn
był kilka metrów przed nim, zrobił coś, czym zaskoczył nawet mnie. Znalazł się
on bowiem nagle przed przeciwnikiem. Przyłożył mu z całej siły swoją techniką.
Siła uderzenia była tak duża, że bandyta nie dotykając ziemi, lecąc w tył
tworzył w ziemi rów. Cóż, nie miał prawa tego przeżyć. Niebieskooki nie
kontroluje jeszcze mocy tego Jutsu, tak dobrze jak trzeba, ale dzięki praktyce
się nauczy.
Sam
omawiany stał na miejscu, ciężko oddychając, z wystawioną w przód ręką. Chyba
był w szoku, że jednym atakiem wyrządził takie szkody.
− Huurraa!! – nagle zawołał i wyskoczył w powietrze z
radości.
Jego
szczęście nie trwało jednak zbyt długo, ponieważ tylko gdy wylądował, upadł
nieprzytomny na ziemie. Błyskawicznie do niego podbiegłam, by sprawdzić jego
stan. Gdy tylko przy nim uklęknęłam, za mną pojawiło się pięciu ANBU.
− Zabieram go do szpitala – orzekłam,
podnosząc Namito –
Zróbcie tutaj porządek – rozkazałam i jak najszybciej zniknęłam z
pola walki.
Pod
budynkiem, gdzie leczono wszystkich ludzi z okolicy, znalazłam się bardzo
szybko. Wbiegając do środka o mało nie zabiłam jakiejś babci, na szczęście
kobieta była jeszcze dość żwawa jak na swój wiek, więc uniknęła mnie w
ostatniej chwili.
Oddałam
blondyna w ręce lekarzy, a sama udałam się do poczekalni. W sumie, sama nie
wiem czemu tak mi się tu śpieszyło, w końcu nie był aż tak poważnie ranny. Ehh,
jestem chyba trochę przewrażliwiona…
− Przepraszam, nic pani nie jest? – spytała się mnie
jakaś pielęgniarka – Jest pani strasznie blada!
− Słucham…? – chyba dobrze spytałam, lecz po chwili
zaczęło kręcić mi się w głowie.
− Słyszy mnie pani?! Halo!!
To
były ostatnie słowa jakie zapamiętałam. Wiedziałam, że prawdopodobnie
zemdlałam, gdyż gdy otworzyłam oczy, momentalnie zdałam sobie sprawę, że leże w
jednej z sal szpitala. Przynajmniej trafiło mi się wygodne łóżko!
Powoli
spojrzałam w stronę okna. Siedział tam Namito z zabandażowaną całą prawą ręką i
piersią. Odwróciłam się w drugą stronę. Tutaj zaś zastałam swojego drugiego
blondyna. Minato wpatrywał się we mnie, jakby mnie nie widział sto lat. Był tak
szczęśliwy.
− W końcu się obudziłaś! – zawołał radośnie – Młody opowiedział
mi co się stało, o nic nie musisz się już martwić, wszystko załatwiłem – dodał po chwili – Lekarze chcieli
zostawić cię na obserwacji, ale przekonałem ich, że to nie ma sensu. W zamian
jednak…
− Co zrobiłeś?! – spytałam
gniewnie.
− Masz się jutro stawić na szereg badań… − odpowiedział
pokornie Czwarty.
− Uhh… − westchnęłam nie zadowolona – Przynajmniej nie
muszę tu zostawać na noc…
− Też się cieszę! – wtrącił się
Namito –
W końcu dziś na obiad miał być twój ramen!
− Naprawdę?! – nie dowierzał Minato –
To chyba dobrze postąpiłem, grożąc lekarzom obniżką pensji! – zażartował – No dobra! – dodał jednocześnie
wstając –
Skoro już do nas wróciłaś, możemy wracać do domu!
Uśmiechnęłam
się i wstałam z łóżka. Założyłam buty, które stały obok jednej z nóg mojego
tymczasowego posłania i pewnie ruszyłam ku wyjściu. Zaraz za mną szli
zadowoleni blondyni. Nie wiedziałam, że mój ramen tak na nich działa!
Po
kilku minutach znajdowaliśmy się już poza szpitalem. Z tego co się
dowiedziałam, niedawno minęła godzina szesnasta. Troszkę nieprzytomna chyba
jednak byłam. No trudno! Obiad się po prostu trochę spóźni.
Po
drodze opowiedziałam Minato jeszcze swoją wersję tego małego incydentu. Czwarty
wyglądał na zmartwionego. Nie mógł dojść, do tego jak te zbiry dostały się
niezauważone pod jego dom. A właśnie…
− Tak na marginesie, Namito! – zwróciłam się do
młodszego blondyna – Możesz mi wyjaśnić, jak ty się w ogóle
dałeś złapać?
− Ahaha!! – chłopak zrobił się cały czerwony – Dałem się
zaskoczyć… no bo… ten tego…
− Jak?! – wrzasnęłam.
− Zaatakowali mnie, gdy się załatwiałem!! – odpowiedział i
całkowicie się spalił ze wstydu.
Ja
i mój mąż za to, wybuchliśmy gromkim, nie pohamowanym śmiechem. No ale nawet wy
przyznacie, że było to komiczne, nie? Po za tym, Namito po chwili również do
nas dołączył, więc chyba nie było z nim tak źle. Stanowimy całkiem zgraną
rodzinkę, co?
Swoją
drogą, jestem coraz bardziej ciekawa, co było przyczyną mojej utraty przytomności! Może
jutrzejsza wycieczka do szpitala nie będzie wcale taka bezowocna? Któż to wie!
Jest i on, czyli rozdział specjalny! Mam nadzieję, że pomysł się wam spodoba, a w przyszłości z miłą chęcią przyjmiecie kolejne tego typu notki!
Mogłem nie ustrzec się błędów, ale mam nadzieję, że mi je wybaczycie.
W następnym rozdziale wracamy już do normalnych czasów!
Gorąco zachęcam do komentowania!
Oceniajcie, krytykujcie, pytajcie i do następnego! :)
Świetne!! Ja się domyślam co może być przyczyna! no ale poczekam cierpliwie na next oczywiście :D Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńZarąbiście Ci to wyszło <3 !!
OdpowiedzUsuńAch te blondasy i Kushina ;3 - rodzinka jak marzenie normalnie :D! Słodziaki heh.
Czekam na rozdział, pisz expresowo, bo nie mogę się doczekać ^^.
Zarąbiście Ci to wyszło nic dodać nic ująć dużo weny życzę!
OdpowiedzUsuńZnakomity ! Chce więcej <3
OdpowiedzUsuńFajna notka :):) Przyjemnie się czytało :):)
OdpowiedzUsuńGenialne xD Nieźle się uśmiałam :D To był super pomysł, żeby przedstawić ich życie. Namito miał długie włosy? xD Świetne. Tylko jedna rzecz, skoro Itachi już nie był bobasem a Mikoto była w ciąży... I Kushina domyślam się, że też, to czy Namito nie powinien mieć trzynastu lat? Bo albo mi się pokiełbasiło, albo napisałeś tam, że ma 10 lat. Ale może po prostu jestem ślepa xD W każdym razie bardzo interesujący pomysł, ale z równie wielką niecierpliwością czekam na powrót do fabuły ;)
OdpowiedzUsuńTo jest takie Kawai... Czekam na next'a z niecierpliwością....
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńspecjal rewelacyjny, wspaniale ukazane rodzeństwo, jak i Kushina, i ta wizyta w szpitalu na pewno nie będzie bezowocna.... czytało się całość lekko i przyjemnie...
Pozdrawiam serdecznie Basia