Czego ciekawego dowiedzą się nasi bohaterowie?
No nieźle! Ostatnio taki tłum
ludzi widziałem na stadionie w Wiosce, podczas egzaminu! Tylko tam była
przynajmniej otwarta przestrzeń i nie było tak słychać tego gwaru. W połączeniu
z bardzo głośną muzyką, cóż… trzeba się do tego przyzwyczaić. Gorzej tylko z
komunikacją między mną, a resztą drużyny. Przed chwilą np. Sakura coś do mnie
mówiła, a i tak nie usłyszałem ani jednego słowa! Namito za to, doskonale
zdawał sobie z tego sprawę i w ogóle się nie odzywał. To dlatego tak zależało
mu na wcześniejszym przekazaniu nam szczegółów i wytycznych.
W pewnym momencie, Sensei
wykonał gest, mówiący, że od tej pory rozpoczyna się nasze zadanie, oraz, że
mamy się rozdzielić, poczym nagle zniknął w tłumie. Wiadome nam było, że
Namikaze będzie pracował sam, a ja mam zostać z Sakurą, aby przypadkiem nic jej
się nie stało. Szczerze, to myślę, że mam pilnować aby to ona nie zrobiła komuś
krzywdy, czy coś…
A więc tak, mamy szukać czegoś
podejrzanego. Tylko co może wydać mi się podejrzane? Przecież tu wszystko takie
jest! Ludzie, pracownicy, napoje. Impreza coraz bardziej się rozkręcała.
Ciekawe czemu w Liściu nie ma takiego miejsca? A może jest, tylko o tym nie
wiem? Rany…
Pociągnąłem Sakure i wskazałem,
abyśmy udali się na wyższe piętra, które tworzyły okrągłe tarasy nad główną
salą. Z nich łatwiej będzie obserwować całe towarzystwo. Dziewczyna kiwnęła
głową na znak, że się zgadza i po kilku chwilach znaleźliśmy się na górze. Było
tu trochę mniej ludzi, oraz co dziwne, zdecydowanie ciszej niż na dole. Po za
tym, dookoła porozstawiane były stoliki i krzesła, a jeśli spojrzeć w głąb tego
piętra, to było tu kilkanaście specjalnie przygotowanych okrągłych, fioletowych
kanap. Były pewnie do wynajęcia na dany wieczór. Nas to jednak nie obchodziło i
zajęliśmy pierwszy lepszy dwuosobowy stolik.
− Jak myślisz, znajdziemy coś? – spytała Sakura.
− Cii… nie tak głośno – upomniałem ją i
rozejrzałem się dookoła – Nie możemy zwracać na siebie uwagi – dodałem tak, aby
mogła mnie usłyszeć, a zarazem nikt inny nie – Przy odrobinie szczęścia może nam się
uda, ale…
− Ale co?
− Nie podoba mi się tu – orzekłem posępnie
–
Mam złe przeczucia, że coś się stanie.
− A co się tu może stać? – Haruno chyba mi
nie wierzyła –
Właśnie dlatego powstało to miejsce, aby wszyscy mogli się tu wyładować, nie
szkodząc innym.
− Może masz rację – opadłem na
oparcie –
Lecz to i tak nie zmienia moich odczuć.
− Nie bądź taki ponury! W końcu mamy
udawać, że dobrze się bawimy! Trochę więcej uśmiechu poproszę! – odparła Sakura i
się uśmiechnęła, na co zareagowałem tym samym – No widzisz! To nie takie trudne!
− A co, jeśli to ty na mnie tak działasz? – spytałem chytrze
i oparłem się o blat stołu.
− Przestań! – odparła lekko zarumieniona Haruno – W tym miejscu
jest wiele dziewczyn, pewnie akurat za mną szła jakaś…
− Rety! – zaśmiałem się – I weź tu bądź
romantyczny czy coś, no po prostu się nie da!
− To nie czas i miejsce na takie zabawy! – oburzyła się
zielonooka.
− Oh, przepraszam, że Panią uraziłem! – postanowiłem się
z nią podroczyć, tak samo jak ona całkiem nie dawno ze mną – Ciekawe, czy
gdyby ON był na moim miejscu, to też byś się tak zachowywała?
− Naruto, jak możesz? – ooo chyba
trafiłem w czuły punkt – Oczywiście, że tak, idioto!!
− Oh – całkowicie zaskoczyła mnie tą
odpowiedzią, no i nazwała mnie idiotą, co dawno się jej nie zdarzało – A dlaczego?
− Jak mogłabym się zachowywać inaczej dla
osoby, której nie widziałam od tak długiego czasu? Zresztą, nawet nie wiemy czy
on żyje! –
odparła pewnie. Słysząc to delikatnie się uśmiechnąłem. Ciekawe od kiedy jest
taka obojętna wobec Sasuke?
− Skoro tak sądzisz! – odpowiedziałem,
nie za bardzo jednak wiedząc co dalej. Dlatego zmieniłem temat – Co uważasz o tym
lokalu? Jakieś osobiste spostrzeżenia?
− Nie mam za bardzo z czym tego
wszystkiego porównać – odparła, wcześniej rozglądając się na
wszystkie strony –
Pewnie Sensei będzie miał trochę więcej do powiedzenia na ten temat − dodała.
− Taa! – westchnąłem – Swoją drogą,
jestem ciekaw, co on porabia…
− Nic specjalnego, wierz mi.
Ten głos dochodził zza moich
pleców. Błyskawicznie się odwróciłem. Ten człowiek zaczyna mnie przerażać! Nikt
nie wie kiedy się pojawia lub znika. Chodzi oczywiście o Namito, który jak
gdyby nigdy nic stał sobie oparty o barierkę i spoglądał to tu, to tam. Skoro
on pojawił się przy nas tak wcześnie, to albo znalazł coś, o czym my musimy
wiedzieć, albo mu się nudzi. Zaraz na pewno się dowiemy!
− Co ty tu robisz, Sensei?! Jeśli dowiedzą
się, że jesteśmy razem to… − mimo wszystko zacząłem mówić dość
nerwowo.
− I tak już to wiedzą... – odrzekł bardzo
spokojnie blondyn.
− Ah, no chyba, że tak… − westchnąłem.
− Zauważyliście coś podejrzanego? – spytał,
przysiadając się do nas.
− Nie za bardzo… − odparła pokornie
Sakura.
− No właśnie! – szybko i
zaskakująco odpowiedział Namikaze – Tutaj wszystko jest zbyt idealne! − wyjaśnił − Po za tym wiem,
że nawet nie zaczęliście się porządnie rozglądać, ale to inna sprawa – dodał, czym
trochę nas speszył – Ale nie przejmujcie się, na waszym
miejscu też bym tak zrobił, młodzi jeszcze jesteście – oh, jaka
wyrozumiałość –
Dobra! Macie wolną rękę, róbcie sobie co chcecie – zakończył i wstał – I pamiętajcie,
żadnego picia! –
rzucił na pożegnanie i odszedł.
Gdy Mistrza nie było na
horyzoncie, spojrzałem na Sakure, ona zaś patrzyła się na mnie. Chyba czekaliśmy,
aż któreś powie byle co, by tylko wyjść z tej kłopotliwej sytuacji. No bo tak
nastawialiśmy się na obserwacje i w ogóle, a tu proszę – mamy wolne.
Namito jak zwykle zaskakuje i sprawia, że za cholerę nie wiem co robić.
− Dooobra, co się stało? – spytała dla żartu
Haruno –
Czyli, że możemy sobie stąd po prostu wyjść, tak?
− Na to wychodzi – odparłem
obojętnie –
Ale skoro już tu jesteśmy, to czemu się trochę nie rozerwać? – zapytałem
tajemniczo.
− Co masz na myśli? – zaciekawiłem ją.
Pora przejść do rzeczy.
Uśmiechnąłem się, po czym wstałem i do niej podszedłem, a następnie wystawiłem
ku niej dłoń.
− Zatańczymy?
Ehh te dzieciaki. Skoro i tak
nic nie znajdą, to niech się chociaż trochę pobawią. Naprawdę, to miejsce
zaczyna mnie przerażać. Gdyby wpadła tu kontrola, to z miejsca mogłaby
stwierdzić nienaganność wszystkiego! Dosłownie! Tu chyba nawet podłoga jest
czystsza niż w szpitalu w Liściu.
Chociaż oszczędziłem roboty moim
podopiecznym, nie oznacza to, że sam nic nie zrobiłem. Pieczęć została już
umieszczona, większość ważniejszych punktów zapamiętanych. Jedyne z czym mogę
mieć problem, to oszacowanie ilości strażników. Jest ich tu mnóstwo. Mimo, że
większość stoi pod ścianami, to zauważyłem, że kilku kręci się zawsze wśród
gości.
Sądziłem, że siedząc przy
największym barze w lokalu, jednocześnie powoli sącząc kieliszek sake, dowiem
się czegoś ciekawego. Cóż rzeczywistość okazała się inna, bo obsługa wyglądała
równie ponuro i sztywnie jak ochrona, a młodzi ludzie nie zatrzymywali się tu
na dłuższe konwersacje. Wszystkie metody Jiraiyi mnie zawodzą… a do jednej z
nich na pewno się nie ucieknę! Nie jestem aż tak zdesperowany! Cóż, trzeba
będzie się temu wszystkiemu przyjrzeć po zamknięciu.
Jedyne co mi teraz pozostaje do
zrobienia, to dopicie mojego sake i udanie się do obozu. Chociaż z drugiej
strony nie mam już nic do czytania, a spać mi się za bardzo nie chcę. Mogłem
wziąć więcej książek. Swoją drogą medycyna jest bardzo ciekawa! Nawet jeślibym
trenował, to raczej nigdy nie osiągnął bym takiego poziomu jak Sakura czy
Tsunade. Ich umiejętności skupienia chakry, oraz jej kontrola… będąc trochę
bardziej w temacie, można dostrzec, jakie to jest trudne! Mają dziewczyny
talent, nie ma co!
Położyłem na ladzie odpowiednią
ilość pieniędzy wraz z napiwkiem. Gdy miałem odwrócić się i wstać z krzesła,
poczułem, że ktoś szturcha mnie w ramię. Powoli się obróciłem. Zobaczyłem przed
sobą jakiegoś napakowanego, łysego gościa wraz z towarzyszącymi mu dwiema dziewczynami,
które na zbyt porządne nie wyglądały.
− O co chodzi? – spytałem
obojętnie.
− To moje miejsce, a ty knypku je
zajmujesz –
orzekł groźnie.
− A gdzie jest napisane, że to twoje
miejsce? –
wstałem, lecz trochę śmiesznie przy nim wyglądałem, byłem niższy o pół głowy.
Nie przeszkadzało mi to jednak, aby pewnie patrzeć mu w oczy.
− Posłuchaj… − złapał mnie za
prawe ramię –
Znam właściciela tego klubu, więc jeśli nie chcesz mieć kłopotów, to zejdź mi z
oczu! –
zawołał i triumfalnie się uśmiechnął.
− Skoro tak stawiasz sprawę… − odparłem lekceważąco
i złapałem jego rękę, która do tej pory leżała na moim ramieniu – To nie mam innego
wyjścia, co? –
spytałem chytrze, klepnąłem go w bok i odszedłem.
Mój nowy znajomy zaś, stał
jeszcze chwilę w takiej pozycji, w jakiej go zostawiłem, by po chwili upaść bezwładnie
na ziemie. Obejrzałem się jeszcze raz, by zobaczyć jak on wygląda. Blady i
sztywny jak trup. Pełen sukces. Dwie jego towarzyszki patrzyły na niego z takim
przerażeniem. Dawno nie używałem Genjutsu. Mimo wszystko, nie jestem w tych
technikach specjalistą, ale co nie co potrafię. Nie mogłem jednak czekać do
końca przedstawienia, bo zaczął się tworzyć nie mały tłum gapiów. Po drodze do
wyjścia spotkałem jeszcze bawiących się Naruto i Sakure. Nieźle się ze sobą
dogadywali, bo tak rozbawionych dawno ich już nie widziałem. Gdy byłem
odpowiednio blisko przekazałem im, że wychodzę oraz, że mogą zostać ile chcą.
Bez większych problemów
opuściłem budynek. Miasto ogarnęły całkowite ciemności. Było też dość zimno.
Rozejrzałem się dookoła. Nie dostrzegłem żywego ducha. W sumie, nie wiem która
jest godzina. Myślę też, że do obozu wrócę na piechotę. I tak nie mam nic do
roboty…
− Gamakichi!! – wrzasnąłem na
śpiącą żabę –
Tak pilnujesz obozu?!
− Aaa! Co?! Gdzie?! Namito?! – krzyczał
przerażony –
Ohh.. musiałem przysnąć! Już po zabawie? – spytał już spokojnie.
− Nie do końca – odparłem – Po prostu, muszę
się przygotować do dalszej części mojego zadania oraz przywitać naszego
przyjaciela, który gdzieś tu się kręci… − wyjaśniłem i wszedłem do namiotu.
− Przyjaciela…? – zapytał sam
siebie syn Szefa.
Cóż, idąc do obozu wykryłem
obecność nieznanej mi chakry. Jej właściciel chyba trochę się rozluźnił, bo po
dosłownie sekundzie ukrył swoją obecność. Nasz gość jednak doskonale wiedział,
że już o nim wiem, oraz o tym, że nie spocznę, dopóki go nie znajdę.
Po kilku minutach wyszedłem z
powrotem na zewnątrz. Ubrany w swój mundur Shinobi Konohy, poprawiałem jeszcze
swoje nowe buty. Ten model w Liściu nosili głównie członkowie ANBU. Sięgały one
bowiem prawie do kolan, nie zakrywały tylko palców u stóp. Były zapinane na
zamek błyskawiczny, a żeby jeszcze lepiej przylegały do nóg, od kostek do
szczytu obwiązane były solidnym materiałem. Spodnie zaś wsadzone były do
środka. Oczywiście ich kolor to czarny, aby pasowały do reszty stroju. Cała
reszta pozostała bez zmian.
− O kogo ci chodziło? – spytał od razu
Gamakichi.
− Nie jestem pewien kto to, ale mam pewne
podejrzenia –
odparłem –
Pora wyruszać na łowy. A i jeszcze jedno… − dodałem i rzuciłem w stronę przyjaciela
zwój –
Są tu dalsze wytyczne dla dzieciaków, daj im to, gdy wrócą – rozkazałem i
ruszyłem w stronę lasu.
Było bardzo ciemno. Zmysł wzroku
był w tej sytuacji bez użyteczny. Gdy znalazłem się już mniej więcej po środku
kniei, zeskoczyłem szybko na ziemie. Uklęknąłem, zamknąłem oczy, przyłożyłem do ziemi dwa palce i zacząłem
szukać jakiegokolwiek śladu chakry. Moja zwierzyna jednak dobrze się ukryła.
Gdy wracałem z Miasta, biorąc pod uwagę moje obecne położenie, nieznajomą
chakre wyczułem bardziej na zachód. Gdyby mój wróg był blisko, wyczułbym go
nawet jeśli całkowicie ukrył by swoją obecność. Nie mam więc wyboru. Udam się
na zachód.
Po kilku minutach znów się
zatrzymałem. Mniej więcej w tym miejscu wyczułem czyjąś obecność. Całkowicie
skupiony, starałem się znaleźć choć najmniejszy ślad. Nie miałem już
wątpliwości, mój przeciwnik był dobrze wyszkolony.
Nagle, dookoła mnie pojawiło się
dziesięć źródeł chakry! Klony! Nie jestem w stanie rozróżnić ich od oryginału.
Westchnąłem, powoli wstałem i zawołałem:
− Nie myśl, że tylko ty znasz tą
technikę!!
Złożyłem pieczęć i stworzyłem tyle samo kopii co mój przeciwnik. Każdy najszybciej jak mógł ruszył za
uciekającymi. Ja zaś zostałem na miejscu. Przeszedłem kilka kroków do przodu i
westchnąłem.
− Długo jeszcze masz zamiar się ukrywać? – spytałem zimno.
Nikt mi nie odpowiedział, lecz
po chwili z ziemi kilka metrów ode mnie wynurzył się mój oponent. Spojrzałem na
niego. Miał na sobie, chyba, brązowy płaszcz zakrywający całe ciało, kaptur na głowie i
maskę na twarzy. ANBU…
− Zostałem ostrzeżony, że jeden, choćby
najmniejszy błąd może mnie zdemaskować. Nie pomylono się co do ciebie, Panie
Namikaze –
orzekł obojętnie Shinobi.
− Nie jesteś ANBU Tsunade. Korzeń? – zapytałem
poważnie.
− Cóż, w tej sytuacji nie ma sensu kłamać.
Ma Pan rację. Należę do Korzenia, a misję tą powierzył mi sam Pan Danzō– w jego odpowiedzi
nie było czuć żadnych emocji.
− A czego ten stary pryk tu szuka?
− Chce mieć oko na Kyūbiego. To wszystko.
− O! – zaskoczył mnie, że zdradził mi cel
swojego zadania –
Nowość, nie muszę ci nic robić, a ty udzielasz odpowiedzi! – dodałem radośnie – Jednak… − momentalnie
spoważniałem, a w mojej dłoni pojawił się kunai – Nie lubię, jak gdy ktoś nie mówi mi
wszystkiego!
− Dobrze wiesz, że jeśli powiedział bym
coś więcej ponad to, co mogę, pieczęć na…
− Tak tak, wiem – przerwałem mu – Nie wiesz jednak,
że mogę tę pieczęć z łatwością usunąć – oznajmiłem i momentalnie pojawiłem się
przed nim, uderzając go w brzuch – Dlatego, abyś się za bardzo nie szarpał,
zrobię to kiedy będziesz nieprzytomny i przywiązany do tamtego drzewa − szepnąłem, a ANBU
osunął się w tym czasie na ziemie. Amator…
Mój nowy znajomy nie powiedział
mi zbyt dużo. Dlatego zaraz po tym, jak ponownie stracił przytomność,
przyzwałem odpowiednią żabę, która go połknęła, poczym kazałem jej dostarczyć
go Tsunade. Ona się nim już odpowiednio zajmie. Przynajmniej na pewno
dokładniej niż ja. To prowizoryczne przesłuchanie trochę czasu mi zajęło. Klub
na pewno zdążył opustoszeć, dlatego aby nie tracić czasu, przeniosę się od razu
do pieczęci na ścianie, przy której pojawiłem się razem z dzieciakami. Trochę
ryzykuje, ale nie mam wyboru.
No i jestem. Szybko się
rozejrzałem. Czysto. Spojrzałem na dach, księżyc doskonale go oświetlał. Było
tam kilku strażników, nie stanowią obecnie problemu. Przyłożyłem dłoń do
budynku. W środku nikogo nie było. Chwila koncentracji i siedzę przy barze,
gdzie zaczepił mnie ten łysy koleś. Rany, czy oni tu wietrzą? Bardzo tu duszno.
I zdecydowanie za cicho…
Na wszelki wypadek wyciągnąłem z
kabury swój kunai. Z tego co zdążyłem już wcześniej zauważyć, najbardziej
chronione podczas imprez jest podwieszane pomieszczenie na samej górze. Było
ono oszklone, dzięki czemu było z niego doskonale widać cały lokal. Dlatego
jest to mój pierwszy cel. Szybko wskoczyłem na barierkę ochronną pierwszego
piętra i tak coraz wyżej, aż znalazłem się na mostku prowadzącym do środka tej
konstrukcji.
Gdy zrobiłem pierwszy krok,
wszystko nagle zaskrzypiało, co nie powiem, trochę mnie przeraziło. Przełknąłem
ślinę i szybko podszedłem do drzwi. Złapałem za klamkę, okazało się, że są
otwarte, co niezmiernie mnie zdziwiło, a zarazem ostrzegło. Czyżby właściciel
był tak spokojny o swój majątek, że nie zamyka swojego gabinetu? Tak, to był
gabinet. Wielkie biurko z drzewa, skórzany fotel, dookoła inne wygodne
siedziska. Wszystko było tutaj z najwyższej półki. Cóż, nie pozostaje mi nic
innego, jak skorzystać z tej okazji i poszperać trochę w tym ładnym biureczku.
Otworzyłem pierwszą lepszą
szufladę. Trochę papierów tu było. Zapaliłem lampkę stojącą przede mną. Szybko
je przejrzałem, były to same rachunki, swoją drogą dość małe, jak na tak
wielkie miejsce. Następna szuflada, tu były za to umowy o prace. Co ciekawe,
wszystkie wyglądały niemal identycznie. Jedyne czym się różniły, to imiona
pracowników. Ostatnia, trzecia szuflada. No! To trafiłem w coś nowego!
Były to wyniki badań. Jednak nie
były do zwykłe badania, bowiem każdy głupi zorientowałby się, że dopisek
brzmiący „obiekt numer 12 nie przeżył eksperymentu” nie jest zbyt normalny.
Dokładnie przyjrzałem się każdej kartce. Liczba obiektów zgadzała się z liczbą
porwanych kobiet. No to wszystko jasne.
Rozsiadłem się wygodnie w fotelu
szefa. Notka przy najświeższym raporcie dała mi do myślenia. Mówiła bowiem ona, że najlepszy materiał przybył właśnie do
miasta. Ta kartka była z wczoraj. O co może chodzić? I dlaczego, do cholery,
wszystko przyszło mi tak łatwo…?
Po chwili wiedziałem czemu.
Jedyne drzwi w pokoju zatrzasnęły się z hukiem, a z dołu w moją stronę zaczęły
świecić wszystkie możliwe światła. No pięknie, wpadłem jak dziecko…
− Wielki Namikaze Namito złapany! – z głośników
zamontowanych praktycznie wszędzie rozległ się czyjś głos – Być może wiesz
już o tym, co się tu dzieje, ale wiesz o tym tylko dlatego, że ci na to
pozwoliłem!
− Aha… − zacząłem krążyć po pokoju, rozglądając
się na wszystkie możliwe strony. Wszędzie było pełno strażników. Nie dobrze – A oświecisz mnie
może, dlaczego?
− Ależ oczywiście! Po to przecież
zamontowałem wszystkie te głośniki! Dowiesz się o wszystkim!
− Nie pozostaje mi nic innego, jak
rozsiąść się w twoim wygodnym fotelu i z uwagą wysłuchać tego, co masz do
powiedzenia! –
zakpiłem sobie z tego gościa.
− Po tym jak usłyszysz, co mam do
powiedzenia, nie będziesz taki pewien siebie… − odparł złowieszczo.
− Zamieniam się w słuch! – orzekłem, gdy
usiadłem.
− Ale było fajnie, co Sakura?! – spytałem, kiedy
tylko moja przyjaciółka weszła do namiotu.
− Nie powiem, źle nie było! – odparła z
uśmiechem różowo włosa – Czytałeś już, co Sensei zostawił nam w
tym zwoju? –
zmieniła temat.
− Czekałem z tym na ciebie – odpowiedziałem i
otworzyłem rozkazy od Namito – Hmm, nic nowego to tu nie ma – westchnąłem − Mamy robić to co
do tej pory i nie przejmować się, jeżeli rano nie będzie go w obozie.
− Skoro tak, to trzeba się do tego
dostosować! –
oznajmiła radośnie Haruno i weszła do swojego śpiwora – Nie wiem jak ty,
ale ja na dziś odpadam… − ziewnęła.
− Nie dziwię ci się, nieźle szalałaś na
tym parkiecie! –
zaśmiałem się.
− Nie wspominając o tym, kto próbował
dotrzymać mi tempa! – odgryzła się zielonooka.
− Bez przesady… − opadłem na
poduszkę –
Pora iść spać! –
rozkazałem –
Dobranoc!
− Taa.. Kolorowych! – odpowiedziała
miło Sakura i również się położyła.
To był naprawdę zwariowany
wieczór. Nigdy nie sądziłem, że w tej dziewczynie mogą drzemać takie pokłady
energii. Eh, jestem naprawdę zmęczony. Trzeba wypocząć. Namito na pewno w
trakcie dnia wymyśli coś nowego, coś co będzie naprawdę męczące…
−… I jeszcze jedno, Namikaze! Pokój w
którym jesteś zamknięty został przystosowany do pochłaniania jakiejkolwiek
chakry, którą uwolnisz! A teraz chciałbym ci życzyć miłych snów, przyjacielu!
Jutro czeka nas wielki dzień! A właściwie już dzisiaj…! – zakończył swoją
wypowiedź gromkim, szaleńczym śmiechem. Standard.
Moja pewność siebie rzeczywiście
lekko zniknęła w połowie jego wypowiedzi, co zaowocowało tym, że zacząłem
chodzić w kółko po pokoju.
− Draniu!! – wrzasnąłem i uderzyłem pięścią w szybę,
zostawiając na niej niewielkie pęknięcie – Obiecuje ci, że nie ujdzie wam to
płazem!!
− Szczerze w to wątpię, jesteś przecież
zamknięty! A nikt nie przekaże twoim towarzyszom o położeniu w jakim się
znaleźliście, prawda? – znów się zaśmiał, lecz po chwili
wszystkie głośniki zamilkły, a światła pogasły.
Głęboko westchnąłem. Tymczasowo
muszę przystać na jego warunki. Jeśli się stąd ruszę, nasz wróg zostanie
ostrzeżony i ucieknie, a my stracimy szanse by ich go złapać. Oby dzieciaki
były dobrze przygotowane, jutro bowiem czeka je ciężki dzień…
Plan który został mi
przedstawiony, jest nawet dobry. Wszystko jest przemyślane i w ogóle. Ktoś
jednak zapomniał o jednej rzeczy, ale to będzie niespodzianka. Oczywiście mam
teraz bardzo dużo czasu na rozmyślenia. W rogu pokoju stoi barek. Powoli ku niemu
podszedłem. Otworzyłem go. Na widok jego zawartości, delikatnie się
uśmiechnąłem. Nie pozostaje mi teraz nic innego, jak naprawdę wygodnie rozsiąść
się w tym skórzanym fotelu…
Rozdział
34! Dobrze mi się go pisało, mam nadzieję, że zrobi on na was jakieś wrażenie!
Gorąco
zachęcam do komentowania!
Oceniajcie,
krytykujcie, pytajcie i do następnego! :)
Świetna notka:P
OdpowiedzUsuńNaprawdę fajny rozdział :D zastanawia mnie co to za plan ... coś mi chodzi po głowie ale nic nie mówię :P Czyżby między Naruto a Sakurą zaczęło dochodzić do jakiś wątków miłosnych coraz częściej ? xD Już nie mogę się doczekać kolejnej notki. Pozdro ;)
OdpowiedzUsuńJejku jejku jejku!! Ciekawe co to za plan:P A Naruto i Sakura sobie dogryzają to dobry krok do miłości!! Yatta!< podskakuje pod sufit> Czekam na next i pozdrawiam!!
OdpowiedzUsuńNotka jest świetna. Wiem że plany dotyczą Sakury chodź nie znam szczegółów tych experymentów. Mam nadzieję że Naruto nie pozwoli skrzywdzić Sakury. Cieszy mnie że Naruto i Sakura coraz bardziej się do siebie zbliźają i ich uczucia względem siebie są coraz większe, tylko czekać jak będą razem. Pozdrawiam i czekam na next, mam nadzieję że szybko wstawisz kolejną notkę.
OdpowiedzUsuńRozdział wymiata;d Juz dawno tak dobrego nie czytałem,oby wiecej takich;)
OdpowiedzUsuń5/5;)
Świetny rozdział! Nowy obiekt przybył do miasta? Hmmm, pomyślmy... Sakura? XD
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, co to za eksperymenty. Powiało mi Orochimaru, ale z pewnością nie o niego tu chodzi.
Całkiem niezły sposób złapania pana blondyna ;) O Naru i Landrynkę się nie martwię, poradzą sobie :) Czekam na kolejny rozdział.
Fajny rozdział :):). Przyjemnie się czytało, czekam na rozwój akcji:)
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńrozdział fantastyczny, można powiedzieć,z ę Namito dał się podejść, mam nadzieję, ze Naruto i Sakura poradzą sobie....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Chapter jak najbardziej pozytywny ^^. Namito ładnie się wkopał... nie powiem :D. Ciekawość mnie zżera, więc pisz next! Chcę mordobicie, krew i te sprawy, wiesz, ne? :D :D
OdpowiedzUsuńOkey cały wczorajszy dzień nadganiałam rozdziały które przegapiłam a było ich ze pietnaście xD W każdym razie bardzo fajnie rozwinęłeś całą te historie. Paring NaruSaku - spoko jakoś przeżyje ;p Swoją drogą nieźle ich Namito wkopał w to udawanie ;p
OdpowiedzUsuń(Troch sie boje że jak będę nadganiać tak wszystkie blogi to oślepne, no ale jestem zbyt ciekawska by czekać xD)
Życzę weny i czekam na next!