Koniec misji jest już blisko!
Ta naprawdę długa drzemka spowodowała, że kompletnie
straciłem rachubę czasu. Nie dość, że nie wiem która jest godzina, to na
dodatek jestem strasznie głodny. Wątpię, by ten gość który tu rządzi
zaryzykował i przyniósł mi coś do jedzenia. Cóż, przynajmniej fotel jest bardzo
wygodny. Jednak nie mogę w nim ciągle siedzieć. Co jak co, ale ten gabinet to
całkiem dobre miejsce obserwacyjne.
Podszedłem powoli do jednej ze
szklanych ścian. Na tym piętrze roiło się od strażników. Aż tak się mnie boją,
co? Spojrzałem w dół. Tym razem się mocno zdziwiłem, bowiem to co zobaczyłem,
wyglądało dość dziwnie. Wszyscy ochroniarze, w swoim pełnym wyposażeniu po
prostu sprzątali. I to dość sumiennie. Od kiedy takie czynności wchodzą w
zakres ochrony? Coś mnie ominęło? Ci ludzie wyglądają bardziej na niewolników,
niż pracowników, a przecież w umowach o pracę nie było nic wspomniane o takich
obowiązkach. Choć z drugiej strony dzieją się tu naprawdę złe i dziwne rzeczy,
więc… chyba nie zjadłbym tego, co ewentualnie by mi przynieśli.
Jeśli wszyscy sprzątają, to oznacza, że
niedługo znów pojawią się tu tłumy ludzi. Eh, trzeba będzie się przygotować do
wielkiego show. Pozostaje mi tylko wierzyć, że Naruto i Sakura sobie przez
chwilę beze mnie poradzą. Chociaż, istnieje duże prawdopodobieństwo, że wszystko
będzie działo się zgodnie z planem naszych przeciwników. Tylko do pewnego
momentu, ale jednak. Myślę, że to już czas, aby usiąść na środku tego pokoju,
zamknąć oczy i skoncentrować się na kilku ważnych sprawach…
Wstałem wcześniej od Sakury! Rzadko się
zdarza, żeby nasza droga i sumienna medyczka tak długo spała. Muszę jej o tym
wspomnieć kiedy już się obudzi. Ciekawe jaka będzie jej mina.
Dziś jest dość chłodno. Wieje całkiem
silny wiatr, a niebo zrobiło się pochmurne. Nie wykluczone, że w najbliższym
czasie będzie padać. Dlatego założyłem dziś swoje ulubione pomarańczowe dresy i
czarną bluzę. Stojąc przed namiotem i wpatrując się od dłuższej chwili w niebo,
zapomniałem po co tak naprawdę wyszedłem. Potrząsnąłem głową i ruszyłem w
stronę jeziorka, by obmyć twarz. Gdy już się tam znalazłem, uklęknąłem, a w
tafli krystalicznie czystej wody zobaczyłem swoje odbicie. Nie wiem czemu, ale
w tym momencie pomyślałem o Namito. Niby kazał się nie o nic nie martwić, ale
coś nie dawało mi spokoju. W najbliższym czasie coś się wydarzy. I nie będzie
to chyba nic dobrego…
Westchnąłem, nabrałem wody w dłonie i zanurzyłem
w niej twarz. Czynność powtarzałem jeszcze kilka razy, poczym wytarłem się
ręcznikiem, który zawiesiłem sobie na szyi. Następnie powoli zacząłem wracać do
obozu.
− Gamakichi, Namito na pewno nie wrócił? – spytałem się
żaby, gdy dostrzegłem, że namiot Mistrza jest zamknięty.
− Na sto procent – odparł – Odkąd wyruszył,
nie po nim żadnego śladu.
− Rozumiem… − westchnąłem i postanowiłem wrócić do siebie.
Mimo wszystko byłem jeszcze dość
zaspany, więc chciałem jeszcze trochę poleżeć. Nawet pogoda nie zachęca do
przebywania na zewnątrz. Jednak, gdy tylko wsadziłem głowę do środka namiotu,
moje wszelkie troski nagle gdzieś zniknęły. Teraz chyba liczyło się tylko to,
by przeżyć. Zobaczyłem bowiem przebierającą się Sakure, a dokładniej była ona w
trakcie zmieniania koszulki. Zielonooka dość szybko dostrzegła, że coś wystaje
przez wejście, a mianowicie moja głowa. Poczułem tylko, jak po mojej skroni
spływa kropla potu, a serce zamiera w bezruchu. Szybko zamknąłem oczy i
przygotowałem się na cios sprawiedliwości.
− Naruto, mógłbyś wyjść? – spytała miło
Haruno.
Już nie żyje, ona chcę żebym wyszedł!
Zaraz, chwila moment. Ona chcę żebym wyszedł? Nie uderzyła mnie? Nie zrobiła
krzywdy ani nic? Czy ja śnię? Niech mnie ktoś uszczypnie!
− A zresztą, nieważne, już się ubrałam – nagle dodała
różowowłosa, a ja w tym samym momencie otworzyłem oczy, które na pewno były
zdecydowanie większe niż zwykle – Coś się stało? Dziwnie wyglądasz!
− Ja.. ty.. ten.. no.. ciebie.. – zacząłem się
jąkać, nadal byłem przerażony i niesamowicie zaskoczony – Wszystko w
porządku! –
w końcu się opanowałem, a następnie wszedłem do środka.
− To dobrze, bo wyglądałeś jakbyś zobaczył
coś naprawdę strasznego! – Sakura się zaśmiała, ale doskonale
wiedziałem, że wie dlaczego tak wyglądałem – Ale następnym razem warto zapytać, czy
możesz wejść –
dodała pouczająco.
− Wybacz, myślałem, że jeszcze śpisz – odparłem,
siadając na swoim śpiworze – Nigdy bym nie pomyślał, aby cię
podglądać czy coś w tym stylu! – starałem się wybrnąć z tej dosyć
niezręcznej sytuacji, aby nie wyjść na kogoś takiego jak Jiraiya−sensei.
− Dobra dobra, ja i tak cię za dobrze znam!
–
odrzekła z uśmiechem Haruno – Pewnie nie raz podczas twojej podróży
używałeś tych swoich zboczonych technik! – moja przyjaciółka najwidoczniej naprawdę
chciała mi trochę dogryźć.
− Oczywiście, że nie! – szybko
zaprzeczyłem –
Namito raz przyłapał mnie, jak… − ugryzłem się w język – No zabronił mi
tego robić! –
próbowałem się ratować, ale wiedziałem, że się wkopałem.
− Eh, pewne rzeczy chyba nigdy się nie
zmienią, co? –
spytała Sakura, jednocześnie kiwając głową.
− Nie, nie zmienią się… − odparłem i nie
wiedzieć czemu, zamyśliłem się nad jej słowami.
− Chyba pora iść na śniadanie, choć raczej
powinnam powiedzieć obiad – westchnęła Haruno – Nie wierzę, że
tyle spaliśmy!
− Każdemu się może zdarzyć – wzruszyłem
ramionami –
Ale tak, trzeba iść coś zjeść! Jestem już głodny! – w momencie, kiedy
to mówiłem głośno zaburczało mi w żołądku.
− Skoro tak, to nie możemy pozwolić temu
panu dłużej czekać! – zaśmiała się zielonooka i wskazała na
mój brzuch.
Po minucie byliśmy już na zewnątrz.
Dziś moja przyjaciółka, oprócz tego co zdążyłem już zobaczyć, ubrała się w swój
tradycyjny strój, który idealnie pasował do takiej pogody. Po przywitaniu
dziewczyny z naszym ropuszym przyjacielem, skierowaliśmy się w stronę miasta. W
trakcie naszego spokojnego spaceru, że tak powiem, Sakura rozgadała się na
temat, który jest w stanie zanudzić chyba każdego słuchacza, a mianowicie
zakupy. Matko! Gdybym miał do roboty cokolwiek innego, na pewno bym to zaczął
robić. Niestety, byłem skazany na wysłuchiwanie jej opinii na temat wszystkich
tutejszych sklepów, ciuchów, biżuterii, kosmetyków i tak dalej… Przynajmniej
widok bramy miasta ucieszył mnie tym razem jak nigdy! Specjalnie przyśpieszyłem
kroku, aby jak najszybciej znaleźć się w restauracji w której jedliśmy wczoraj
obiad.
Po złożeniu zamówienia miała nastąpić
chwila, podczas której Haruno mogłaby wrócić do wcześniej przez siebie
wybranego tematu westchnień i żali, dlatego postanowiłem ją uprzedzić i przejść
na bardziej poważne tony rozmowy, takie jak nasza misja na przykład.
− Wiesz… − zacząłem – Jest już po piętnastej, a Namito−sensei wciąż nie
dał znaku życia…
− Co masz na myśli? Przecież kazał nam się
nie martwić i robić swoje! Nie wiem czemu tak się to zadręcza… − odparła szybko
Sakura –
Na pewno spotka się z nami wieczorem!
− Ale wciąż…! – nie było mi dane
dokończyć, gdyż w tym momencie zostały nam podane zamówione posiłki, trzeba
przyznać, że dość szybko.
− Smacznego! – powiedziała moja
towarzyszka.
− Smacznego… − odrzekłem cicho i
pogrążyłem się we własnych rozmyśleniach, dość mozolnie spożywając swoje danie.
Jak znam Namito, to dałbym sobie uciąć
rękę, że do tej pory dostalibyśmy od niego chociaż jedną, byle jaką informacje.
Mimo, że wygląda kogoś, kto nigdy za bardzo się niczym nie przejmuje, to zawsze
dba o to, o co musi zadbać, czyli w tym wypadku nasza dwójka. Rany, mam coraz
bardziej złe przeczucia.
− Sakura, obiecaj mi, że jeżeli coś cię
zaniepokoi, od razu mi o tym powiesz, dobrze? – zwróciłem się do przyjaciółki, zaś ta
zaskoczona moją powagą o mało się nie zakrztusiła.
− Do.. dobrze – odparła po
chwili, gdy już mogła normalnie mówić.
Co ciekawe, Haruno nie miała pytań.
Patrzyła się na mnie za to z troską. Trochę mnie to denerwowało, że moja
towarzyszka trochę lekceważąco podchodzi do tej misji. Nie takie rzeczy działy
się podczas trwania o wiele bardziej błahych zadań powierzanych mi przez
Namito. Choć z drugiej strony nie mogę jej się dziwić, sama mówiła, że jest to
jej pierwsza misja od bardzo długiego czasu. No i nie przeżyła tego co ja
podczas treningu. Na pewno dziwne wydałoby się wam, że zasypiacie w swoim namiocie,
a następnie budzicie się w jakiejś piwnicy przywiązani do słupa, a dookoła was
leżą porozrzucane wszelkiej maści narzędzia do zadawania bólu. Najbardziej
wtedy przeraził mnie jednak zakrwawiony tasak, który znajdował się jakiś metr
ode mnie. Okazało się, że niedaleko miejsca w którym rozbiliśmy obóz swoją
kryjówkę miał jakiś psychopata, który od jakiegoś czasu nękał okolicę. Namito
zorientował się we wszystkim dość szybko, gdyż pojawił się przy mnie pięć minut
po moim przebudzeniu, po czym zajęliśmy się lokalnym oprawcą. Gdy oddaliśmy
tego typa w ręce miejscowych władz, ludzie chcieli obdarować nas wszystkim co
mają, ale zgodnie i uprzejmie odmówiliśmy, a następnie zniknęliśmy bez
pożegnania. Namikaze uważał, że im mniej o nas słychać, tym lepiej.
Mógłbym opowiedzieć jeszcze nie jedną
zwariowaną historię, ale nie to jest w tej chwili ważne. Mimo, że Sakura
pozytywnie zareagowała na moją prośbę, nie mogę pozbyć się złych przeczuć. To
się robi naprawdę irytujące… Czy nie mogę zacząć myśleć o czymś bardziej
przyjemnym?
− Naruto! Ej, Naruto! – wołała mnie
Haruno –
Co z tobą? Jedzenie ci stygnie…
− Oh.. – westchnąłem, bo rzeczywiście, od
dłuższej chwili wpatruje się w jakiś martwy punkt na stole – Przepraszam,
zamyśliłem się…
− To ostatnio coraz częściej ci się
zdarza! –
dziewczyna szybko mi odpowiedziała i dodała – Myślę, że mam dobry sposób na oderwanie
cię od tych trosk… choć będę później pewnie tego żałować – to ostatnie
szepnęła już sama do siebie.
− Co to za sposób? – spytałem z
ciekawością.
− Dowiesz się w swoim czasie, a teraz
jedz! –
rozkazała –
Nie możesz chodzić cały dzień głodny!
Zachęcony propozycją dziewczyny szybko
skończyłem swój obiad. Po zapłaceniu, Sakura kazała mi milczeć i po prostu za
nią iść. Nie miałem pojęcia co ona może kombinować, ale coś podpowiadało mi, że
muszę się jej tym razem posłuchać. Szliśmy przez miasto dość długo, mijając
tych wszystkich przechodniów. Szczerze, nawet nie chciało mi się obserwować
okolicy, na szczęście jednak, moja towarzyszka bacznie się rozglądała. Mimo wszystko,
na zielonookiej można polegać i to mnie cieszy. Można powiedzieć, że dziewczyna
się stara.
Po kilkunastu minutach ciągłego marszu
Haruno w końcu się zatrzymała. Spojrzałem na nią zdziwiony, nie wiem czemu,
pewnie w końcu dotarliśmy. Moja przyjaciółka wskazywała na budynek po lewej
stronie ulicy. Powoli obróciłem się w jego stronę…
− Łaźnia? – spytałem zaskoczony – Czemu nie… − podrapałem się po
głowie –
Może gorąca kąpiel dobrze mi zrobi!
− Też mam taką nadzieję – odparła z
uśmiechem Sakura –
Zaraz po tym jak się już wymoczysz idziemy do tego klubu – dodała poważnie – Więc nie traćmy
czasu i… −
nie zdążyła dokończyć, gdyż ja pewnym krokiem ruszyłem w stronę drzwi
wejściowych.
Po dziesięciu minutach siedziałem już w
dość dużej wannie. Miałem szczęście, bo oprócz mnie nikogo teraz tutaj nie
było. Nie wiem jak w sekcji dla dziewczyn i wole chyba nie wiedzieć. Aż strach
pomyśleć, co by mi zrobiła Sakura, gdybym próbował podglądać. A jak przypomnę
sobie opowieść o Ero−senninie, to już w ogóle… aż przechodzą
mnie dreszcze! Muszę się odprężyć. Może rzeczywiście jestem zbyt spięty. A może
nie… cóż, nie będę teraz o tym myślał. Oddam się za to przyjemności, jaką nie
wątpliwie jest ta kąpiel!
Wszystko wygląda już na gotowe.
Strażnicy nie dawno przestali sprzątać, zapalane są światła. Cały personel
zaczął zajmować swoje miejsca. Dobrze, że zamknęli mnie w tym miejscu. Dzięki
temu mogłem jako tako przygotować się na każdą ewentualność. Choć wątpię, by
udało mi się ich powstrzymać od razu, to jestem pewien, że nasza misja zakończy
się pełnym sukcesem. Mimo, że wciąż jest wiele niewiadomych, na przykład kto
prowadzi te eksperymenty, lub kto jest właścicielem tego miejsca, to w ten
wieczór, dostanę odpowiedzi na te, jak i inne pytania. Pozostaje mi tylko
przygotować się do wydarzeń, które niedługo będą miały miejsce. I jak kocham swoją
Wioskę, to jak stąd wyjdę, zjem chyba konia z kopytami…
Oho, drzwi do klubu zostały otwarte,
nie ma więc na co czekać!
− Długa ta kolejka, co? – spytałem – Tym razem Namito
nie zrobi nic, co pozwoliło by nam szybciej wejść.
− Niestety, ale co poradzisz – westchnęła Sakura
–
Musimy po prostu być cierpliwi!
− To chyba nie jest moja mocna strona,
wiesz?
− Wiem…
Pomysł mojej towarzyszki mogę dodać do
bardzo udanych. Kąpiel pozwoliła mi się trochę odprężyć, co poczułem gdy
znaleźliśmy się na ulicy, choć nie mogę powiedzieć, że niepokój mnie opuścił.
Pewne jest tylko to, że wypocząłem. Rozglądając się dookoła nic szczególnego
nie zauważyłem, więc postanowiłem… nic nie robić. Nie jest to zbyt ambitne
zajęcia, ale cóż, nic lepszego do roboty obecnie nie mam. Nawet Sakura była
trochę niezadowolona z naszej pozycji, co było widać, gdyż nerwowo spoglądała w
stronę wejścia.
Powoli, ale jednak, przesuwaliśmy się
do przodu, by w końcu po trzydziestu minutach stania w kolejce, stanąć przed
bramkarzem. Po krótkiej rewizji zostaliśmy wpuszczeni do środka. Widok ten sam
co wczoraj. Pełno ludzi, głośna muzyka itd…
Zacząłem rozglądać się za Namito.
Nigdzie jednak nie dostrzegłem jego charakterystycznych blond włosów, które
były łudząco podobne do moich. Czasami mam wrażenie, że to nie jest dzieło
przypadku, ale… co zrobić. Jako, że go nie znalazłem, wskazałem Sakurze, byśmy
przeszli w głąb klubu. Przeciskając się przez tłum, nagle ktoś wpadł na moją
towarzyszkę. Zaskoczony całą sytuacją pomogłem zielonookiej wstać, a następnie
chciałem zwrócić się do tego gościa. Jednak jego już nie było. Dziwne, ja bym
chociaż przeprosił czy coś, a ten po prostu zniknął.
− Wszystko w porządku? – spytałem na tyle
głośno, by dziewczyna mogła mnie usłyszeć.
− Tak, dzięki za troskę! – odparła.
− Wiesz co, chodźmy tam gdzie wczoraj,
może Namito nas tam znajdzie! – zaproponowałem.
− Dobra myśl!
Po chwili ponownego przeciskania się
przez tą rzesze ludzi, w końcu znaleźliśmy się przy stoliku, przy którym
wczoraj siedzieliśmy. Jednak, Namikaze się nie pojawił. Gdyby tu był na pewno
już by nas znalazł. Za to Sakura stwierdziła, że musi mnie przeprosić i
odeszła. Ciekawe co jej się stało. Wiedziałem, że toaleta jest gdzieś na dole,
więc zza barierki obserwowałem przez chwilę poczynania przyjaciółki, aż w końcu
zniknęła mi z oczu. Mijały minuta za minutą, a Haruno nie wracała. Po
dziesięciu minutach zacząłem się martwić, a po piętnastu nie wytrzymałem i
wręcz pobiegłem na dół, aby sprawdzić co z nią. Spytałem się gdzie jest
toaleta, okazało się, że po drugiej stronie budynku. Musiałem przebić się przez
parkiet taneczny. Świetnie! Trochę mi to pewnie zajmie, ale co zrobić. Eh, kto
umieścił łazienki w takim trudnym do dotarcia miejscu!
Gdy byłem w połowie drogi, poczułem, że
ktoś mnie szturchnął. Szybko się odwróciłem. Był to Namito! Co mnie zdziwiło,
to to, że był ubrany w swój strój Shinobi, a jego mina nie była zbyt
zadowolona. Blondyn wskazał, że mam się zatrzymać, a sam ruszył w stronę miejsca,
z którego puszczana była muzyka. Po chwili tam wskoczył, lądując na sprzęcie,
przez co wszystkie głośniki momentalnie zamilkły. Namikaze stanął przed gościem
który się tym obsługiwał i wyprowadził mu potężny cios w głowę. Ten nawet się
nie bronił, więc padł nie przytomny na ziemie. Wszyscy byli bardzo zaskoczeni
tym co się dzieje. Mój mistrz jednak nie się tym nie przejmował i wziął jeden z
mikrofonów.
− Słychać mnie? – spytał, a jego
głos wydobył się również z głośników – To świetnie! Moi drodzy, przepraszam, że
przerwałem wam jakże świetną zabawę, ale niestety na dzisiaj to już koniec!
Proszę was o opuszczenie tego miejsca!
− Chyba żartujesz! – krzyknął ktoś z
tłumu –
Niby dlaczego mielibyśmy stąd wychodzić?!
− Jeśli tego nie zrobicie, zginiecie – odparł szybko i
chłodno Namito.
Tłum chyba nie wziął tego ostrzeżenia
poważnie, bo zaczął buczeć i gwizdać. Namikaze pokiwał tylko głową, a następnie
spojrzał w górę. Również podniosłem wzrok. Pod dachem podwieszone było jakieś
pomieszczenie. Nie za bardzo wiedząc o co chodzi, wróciłem do Namito. Ten dość
złowieszczo się uśmiechał. Nagle miejsce, na które przed chwilą patrzyłem
wybuchło! Ludzie zaczęli krzyczeć i rzucili się w stronę wyjścia.
− O! Teraz to uciekacie, co? – zakpił z tłumu
blondyn –
A jak się was prosi, to buczycie i macie wszystko gdzieś! – dodał i rzucił
mikrofon na ziemie, bo w jego stronę zaczęli biec strażnicy.
Byli oni uzbrojeni w różnej maści broń,
a ja żadnej nie miałem. Na szczęście Namikaze pomyślał chyba o tym samym, bo po
sekundzie znalazł się przy mnie i podał mi swój kunai, a następnie przyjęliśmy formację
obronną.
− Możesz wyjaśnić o co tu chodzi?! – spytałem.
− Zaraz się dowiesz! Musimy tylko zająć
się tymi typami! –
krzyknął –
Ścigamy się kto więcej? – zaproponował, czym całkowicie mnie
zaskoczył.
Spojrzałem na niego, a on na mnie. W
tym momencie byłem jeszcze bardziej zaskoczony. Namito wszedł w Tryb Mędrca.
Musiał mieć gdzieś klona który zbierał dla niego energię.
− A mam jakieś szanse? – spytałem z
bezradnością.
− I tak byś nie miał, ale to zawsze jakaś
zabawa! –
odparł i rzucił w stronę pierwszego lepszego przeciwnika swoim kunaiem.
Gdy tylko broń była odpowiednio blisko,
blondyn pojawił się przy niej i uderzył. Cios nawet nie doszedł do wroga, ale
nie było takiej potrzeby. Żabie Kumite zrobiło swoje, a Namikaze mógł skupić
się już na kolejnym celu. Nie mogłem zostać w tyle, więc również rzuciłem się w
wir walki. Nasi oponenci nie byli zbyt dobrzy, dlatego też starałem się
pokonywać ich jak najszybciej. Chwyt z rywalizacją chyba zadział!
− Czternasty! Piętnasty! – krzyczał Namito,
za każdym razem jak kogoś powalił.
Muszę przyznać, że technika, z jaką mój
Mistrz rzuca swoimi kunaiami, jest nie powtarzalna. Nie jestem w stanie sobie
wyobrazić, ile czasu musiał włożyć w opanowanie tej sztuki. Gdy tylko pojawia
się przy jednym ostrzu, łapie je w rękę i posyła dalej, a drugą ręką zadaje
cios. Wszystkie te ruchy działy się w ułamku sekund. Dlatego też, po dziesięciu
minutach walki, wszyscy strażnicy leżeli na ziemi, a Namikaze wygrał nasz
konkurs z wynikiem trzydziestu czterech do trzynastu.
− Uff, dobra rozgrzewka! – powiedział blondyn
i poklepał mnie po plecach – W końcu mogłem rozprostować kości!
− Czemu zjawiasz się dopiero teraz? – spytałem.
− Heh, znowu pytasz. Chyba powinniśmy
najpierw uratować Sakure, co?
− Jak to uratować?! – krzyknąłem przerażony.
− Spokojnie, nic jej nie będzie, przynajmniej
poważnego. Dzięki Trybowi doskonale wiem gdzie jest oraz kto ją porwał. Dzięki
temu cała ta układanka zaczyna mi się powoli układać. Wiem też gdzie jest szef
tego miejsca, ale… on nie jest w tej chwili ważny!
− Wciąż nie odpowiedziałeś mi na moje
pierwsze pytanie… −
westchnąłem.
− Ah! Wybacz! Widzisz, byłem zamknięty, a
raczej uwięziony w tym pomieszczeniu które, wybuchło. Ktoś tu jednak albo miał
złe informacje, albo został oszukany, ściany miały niby pochłaniać chakre. No
wiem tylko tyle, że na pewno tego nie robiły, a żeby zablokować moje Hiraishin
no Jutsu… cóż to inna bajka! – Namito opowiadał to wszystko dosyć
beztrosko.
− No dobra! Ruszajmy uratować Sakure! – krzyknąłem – W którą stronę
musimy iść?!
− Już prowadzę, ale zanim to, to muszę cię
o coś spytać… −
ton blondyna był poważny.
− O co chodzi?
− Masz może coś do jedzenia?
Rozdział trochę krótszy
niż poprzednie, musicie mi wybaczyć!
Niezwykle cieszę
się, że ilość wyświetleń przekroczyła 50 tysięcy! Nie sądziłem, że doczekam
tego momentu tak szybko! Dziękuje wam!
W tym miejscu
chciałbym wam polecić tą oto stronę http://wywiady-z-autorami-blogow-o-naruto.blogspot.com/
Powstała ona całkiem nie dawno, ale
myślę, że jej tematyka jest bardzo ciekawa, no i można dowiedzieć się kilku
ciekawych rzeczy! Zapraszam!
Gorąco zachęcam
was do komentowania!
Oceniajcie,
krytykujcie, pytajcie i do następnego! :)