„Koniec Drugiego Etapu”
Ten gość jest inny. Może nie wygląda, ale na pewno jest
silniejszy niż jego poprzednicy… Dodatkowo ta dziwna rzecz którą związana jest
Sakura. Nigdy czegoś podobnego nie widziałem.
Niebieska kula energii wściekle połyskiwała w mojej dłoni.
Po tych kilku chwilach zastanowienia nie jestem jednak tak pewien jak w
pierwszej chwili. Coś w tym ANBU jest… coś niepokojącego.
- Coś się stało? Czemu nie atakujesz? – spytał ze stoickim
spokojem mój przeciwnik – Czyżbyś się rozmyślił? Może nie zależy ci już tak na…
- Bądź cicho!! – warknąłem – Zastanawiam się po prostu, czy
warto się z tobą bawić, bo po tym co pokazali twoi poprzednicy zaczynam wątpić
w twoją siłę!
- Przekonajmy się! – krzyknął i zaczął układać pieczęcie.
- Naruto!! – odezwała się Sakura – To użytkownik Uwolnienia
Drewna! Musisz być bardzo ostrożny!!
- Drewna? Co to…
- Mokuton! – wrzasnął ANBU i przyłożył dłonie do ziemi.
Nagle z podłoża w moją stronę wyłoniło się pięć ogromnych drewnianych
kwadratowych, ostro zakończonych pali. Przyznam szczerze, że ten atak zrobił na
mnie ogromne wrażenie. Nigdy czegoś podobnego nie widziałem, a co dopiero z tym
walczyć.
Nie widząc innego wyjścia odparłem uderzenie Rasenganem i
odskoczyłem do tyłu.
To nie był jednak koniec. Ze zniszczonego drewna momentalnie
wyrosło kilkanaście mniejszych „ostrzy” i jeszcze szybciej niż poprzednie
zaczęły lecieć w moją stronę.
- Co to jest do cholery! – krzyknąłem i zacząłem biec w
prawo, aby uniknąć zabójczego ataku.
- Widzę, że moja technika zrobiła na tobie wrażenie! –
orzekł dumnie ANBU – Wiedz tylko, że to nie koniec moich możliwości!
- Czyżby?! – odpowiedziałem prowokująco.
Gdybym mógł, cofnął bym czas i tego nie powiedział.
Nie wiadomo kiedy z pod ziemi przede mną wyrosła duża
drewniana ściana. W ostatniej chwili wyhamowałem by w nią nie wpaść, jednak
dzięki temu ostrza, które mnie goniły mogły
dotrzeć do celu.
- Naruto nie!! – krzyknęła Sakura, gdy pale przybiły mnie do
ściany.
Rozpacz, w którą niewątpliwie zaraz by wpadła, została jednak
zatrzymana przez bardzo dobrze znany jej odgłos znikającego klona.
- Spokojnie… - powiedziałem pojawiając się na szczycie
ściany – Mnie nie jest tak łatwo dopaść!
- Imponujące! – odparł ANBU – Muszę cię jednak zmartwić… nie
pokonasz mnie robiąc tylko uniki!
- To nie wszystko na co mnie stać…!
Gdy tylko wypowiedziałem ostatnie słowo zniknąłem.
Wprowadziło to mojego przeciwnika w lekkie zdezorientowanie. Rozglądał się za
mną, nadal trzymając ręce przy ziemi. To był mój problem. Problem który
musiałem rozwiązać.
- Teraz się ukrywasz?! Przestraszyłeś się?!
- Chciałbyś… - szepnąłem.
Stworzyłem cztery klony. Ich zadaniem było odwrócenie uwagi
mojego przeciwnika. Oby się to udało..
Dałem znak by moje kopie zajęły pozycję. Po chwili każdy z
moich klonów z Rasenganem w dłoni wyskoczył z ukrycia. Mieli zaatakować ze
wszystkich stron, przez co na pewno mój oponent przejdzie do defensywy.
Nic bardziej mylnego, ale…
- Sprytne! Lecz nieskuteczne… - orzekł jakby od niechcenia i
stworzył dookoła siebie pół okrągłą drewnianą zasłonę.
Klony mimo wszystko szarżowały. W jednym momencie każdy z
nich uderzył w blokadę, w środku której znajdowali się ANBU i Sakura. Siła
zderzenia wznieciła bardzo dużo kurzu, przez co nie było nic widać.
Po kilku chwilach wszystko opadło, a moim oczom ukazał się
zdumiewający widok. Na tym drewnianym bunkrze mój atak nie zrobił większego
wrażenia, bo jak tam stał tak stał.
- Niemożliwe…
- Widzisz chłopcze, nie masz szans! – odrzekł mi ANBU kiedy
opuścił barierę – Lepiej od razu się poddaj!
- Nigdy! Skoro nie mogę cię dostać w taki sposób, zrobię to
po staremu! – krzyknąłem i stworzyłem około dwadzieścia klonów które
natychmiast rzuciły się na tego gościa.
- To na nic… - powiedział spokojnie i wstał.
Wystawił obie ręce przed siebie, z których wyłoniły się
takie same ostrza jak te, które mnie goniły. W ciągu kilku chwil zniszczyły one
wszystkie moje kopie.
Patrzyłem na to wszystko z lekkim zdenerwowaniem. Nie
wiedziałem co robić… Jego umiejętności
były bardzo duże. Jak na test na Chūnina dali mi dość dobrego przeciwnika. Być
może poprzedni ANBU mieli uśpić moją czujność?
Nie wiem. Na razie moja sytuacja nie klaruje się zbyt
ciekawie…
- Hej Naruto! – nagle usłyszałem swoje imię.
Szybko odwróciłem się w stronę z której dochodził ten głos.
Stał tam nie kto inny a Namito. Patrzył się na mnie dość
chłodno, a ręce miał założone na klatce piersiowej.
- Co ty tu robisz? – spytałem zdziwiony
- Postanowiłem, że ci pomogę.
- Czy to nie było by trochę niesprawiedliwe? – odezwał się
ANBU.
- Nie będę z tobą walczył Tenzō! Chcę dać chłopakowi tylko jedną radę…
- Jaką?! –
krzyknąłem z entuzjazmem.
- Cóż… - Namikaze
delikatnie się uśmiechnął – Żeby pokonać Element Drewna musisz postawić na
szybkość. Obserwowałem całą twoją walkę… walczyłeś tak jakbyś całkowicie
zapomniał co potrafisz. Za bardzo uwierzyłeś w swoje umiejętności… Poprzedni
ANBU specjalnie nie byli zbyt silni, a raczej nie pokazali pełnej swojej siły…
- Uśpili moją
czujność tak? Dałem się tak prosto nabrać… - pokornie odpowiedziałem.
- Powiedzmy, że masz
rację. No więc Naruto co teraz zrobisz? – zapytał Namito.
- Pokaże mu czego
się nauczyłem…! – krzyknąłem i zacisnąłem pięści – Przygotuj się! Nadchodzę!!
Trochę gadki
motywacyjnej i jedna prosta rada. Naruto jeszcze wiele musi się nauczyć… Choć i
tak zrobił ogromne postępy.
Teraz w jego oku
dostrzegłem błysk który zawsze towarzyszył mu podczas treningu. Nareszcie
przejdziemy do prawdziwej walki!
Uzumaki stworzył
cztery klony. Te zaś błyskawicznie ruszyły do ataku, o wiele szybciej niż
poprzednio. Tenzō zaś zastosował tą samą obronę.
Chętnie zobaczył bym
jego minę, jednak maska wszystko zasłaniała. Kopie blondyna z łatwością
uniknęły ataku i dalej napierały. Oryginalny Naruto zaczął tworzyć Rasengana.
W tym czasie klony
dotarły do Tenzō i związały go walką wręcz. Niesamowite, że po kilku moich
słowach w Uzumakim zaszła taka przemiana.
Na placu boju
pozostały tylko dwie kopie. Jednak osiągnęły one swój cel – odciągnęły ANBU od
Sakury. Blondyn z niebieską kulą tylko na to czekał, co zaznaczył delikatnym
uśmiechem. Głęboko odetchnął i ruszył do ataku.
Przyglądałem się
temu wszystkiemu z nie małą satysfakcją…
Tenzō właśnie
zniszczył mojego ostatniego klona. Jest już jednak za późno na ucieczkę…
- Cholera! Mokuton…!
– krzyknął jeszcze w ostatniej chwili ANBU.
Z ziemi zaczęła
wyrastać drewniana ściana, lecz byłem zbyt blisko by mogła mnie powstrzymać.
Przeskoczyłem nad nią. Od celu dzieliło mnie już tylko kilka centymetrów…
- Rasengan!! –
wrzasnąłem i uderzyłem mojego przeciwnika całą mocą.
Usłyszałem jedynie
zduszony okrzyk oznajmiający, że boli. Tenzō poleciał w tył dobre trzydzieści
metrów zatrzymując się na pniu wielkiego drzewa. Uśmiechnąłem się szeroko na
myśl o zwycięstwie.
Nie było mi jednak
ono jeszcze pisane…
Nagle na miejscu
ANBU pojawiła się jakaś kłoda. Jak mogłem pomyśleć, że tak łatwo go pokonam co?
Mimo, że osiągnąłem przewagę, on nadal jest groźny…
- Naruto!! –
krzyknęła Sakura.
- O co… - odwróciłem
się i dostrzegłem straszny widok. Tenzō przyłożył jej kunaia do szyi.
- Jeśli zrobisz
chociaż jeden krok w moją stronę ona zginie! – oznajmił chłodno.
Zamarłem. Nie mogły
do mnie dotrzeć te słowa…
Spojrzałem na
Namito. Stał tak samo jak wtedy jak się tutaj pojawił, jedyne co to spoglądał z
zaciekawieniem nie na mnie, a na mojego przeciwnika.
Naruto myśl! Jeśli
on nie blefuje…
Ponownie zerknąłem w
stronę Namikaze. Nie mogłem w tym wypadku liczyć na jego pomoc. Zwróciłem swój
wzrok ku ziemi. W mojej głowie zapanowała pustka…
- Poddaj się, a
ocalisz jej życie! – ponownie odezwał się ANBU.
To zdanie
spowodowało, że wróciłem do rzeczywistości.
Podniosłem głowę i
chłodno spojrzałem w stronę mojego przeciwnika.
- Rób co chcesz… -
odrzekłem i dałem krok do przodu.
Moje zachowanie
wywołało chyba szok u całej trójki. Sakura patrzyła na mnie z niedowierzaniem,
Namito zamknął oczy, a Tenzō chyba moja odpowiedź zamurowała.
Nie widząc żadnej
zdecydowanej reakcji z jego strony powoli zacząłem się do niego zbliżać.
- Stój! Inaczej ona
zginie! – dopiero teraz ANBU tak jakby się otrząsnął z szoku.
- Proszę bardzo…
zrób to! – szedłem w zaparte i przyśpieszyłem kroku.
Kątem oka dostrzegłem,
że Namito się uśmiechnął. Chyba przejrzał zamiary Tenzō jak i moje.
Szkoda mi jedynie
Sakury… biedaczka musi się strasznie denerwować…
Kilkanaście minut
później.
- Jak samopoczucie
Sakura? – spytał Namito.
Naszą trójkę z
wyjątkiem Tenzō przeniósł do wieży po środku lasu. Według jego wcześniejszych
słów, dobrze sobie poradziłem i przechodzę do trzeciego etapu. Byłem z tego
faktu bardzo zadowolony, choć nie powiem sposób w jaki to musiałem osiągnąć nie
był zbyt miły.
- Bardzo dobrze! –
odparła Sakura – Cieszę się, że pytasz sensei! Gdybym nie wiedziała, że to
wszystko ma być grane to na pewno byłabym w o wiele gorszej sytuacji. A w
jeszcze gorszej byłbyś ty Naruto!! Jak mogłeś chcieć poświęcić moje życie co?!
- Wszystko
rozgryzłem spokojnie! Wiedziałem, że nic ci nie grozi! Naprawdę! – próbowałem się
usprawiedliwić.
- Jasne! Postawiłeś
wszystko na jedną kartę! Przyznaj się! – upierała się Haruno
- Eh młodzieży
spokojnie… - westchnął Namito.
- Co ja mogę Namito-sensei?
– zapytałem i szeroko się uśmiechnąłem.
- Na przykład
przeprosić! – oznajmiła różowo włosa.
- Ciekawe za co?! –
oburzyłem się – Teoretycznie uratowałem ci życie! To ty mi powinnaś dziękować!
- Hahaha uspokójcie
się…!
- To ona!
- To on!
Tak niestety minęło
kolejnych piętnaście minut…
Obiecałem poprawę i
tak zrobiłem!
Prezentuje wam
ostatni rozdział przygody w Lesie Śmierci. Mam nadzieję, że się wam spodoba!
Gorąco liczę na
wasze komentarze!
Oceniajcie,
krytykujcie, pytajcie i do następnego! :)