Kolejna nudna misja?
Cel naszej podróży znajdował się raptem
dzień drogi od Konohy. Było to miasto kupieckie, położone przy jednym z
głównych szlaków prowadzących do Kraju Wiatru. Przy tej drodze jest zresztą
wiele podobnych osad, aby kupcy mieli gdzie sprzedawać swoje towary, lub po
prostu mieli gdzie się zatrzymać. Oczywiście większość z nich i tak najwięcej zostawia w Liściu lub Sunie, ale w takich miejscach mogą też dobrze zarobić.
Jednak miejscowość, do której my się kierowaliśmy, była jedną z najstarszych na
tej trasie. A sam festiwal, to tak naprawdę obchody założenia miasta. W tym
roku organizatorem jest jakiś bogaty facet, który znając życie nie jest zbyt
święty. Ale, wszystko wyjaśni się już u niego.
Obchody miały rozpocząć się jutro w
południe, lecz wszystko dookoła wyglądało tak, jakby już dawno się one zaczęły.
Ulice miasta były wystrojone, wszędzie wisiały przeróżne kolorowe ozdoby, co
kilka metrów stał jakiś handlarz, a mieszkańcy tego miejsca poubierani byli
tak, jakby przyjeżdżał tu sam Lord Feudalny. Nawet w Liściu nie ma aż takiego
przepychu. Cóż, pewnie organizator pomyślał sobie „jak się bawić to się bawić”
albo coś w tym stylu.
W każdym bądź razie, z naszej drużyny
tylko Ino była niezwykle zafascynowana wszystkim dookoła, ale trudno się jej
dziwić. Nie było jednak czasu na podziwianie obrazków, gdyż gdy tylko weszliśmy
do miasta, przywitał nas wysłannik zleceniodawcy zadania. Była mniej więcej
godzina czternasta, podróż minęła nam bez zakłóceń, dzięki czemu spokojnie
przeczytałem książkę. Po kilkunastu minutach znaleźliśmy przed dużym, bardzo
luksusowym budynkiem, który pewnie należał do gościa który zlecił misje. Nasz
przewodnik wprowadził nas do środka. W holu było pełno elegancko ubranych ludzi
i jeszcze więcej ochrony. Nie zwrócono na nas jednak większej uwagi. Szybko
weszliśmy na trzecie piętro, gdzie znajdował się gabinet „Prezesa”, jak udało
mi się wywnioskować z podsłuchanych urywków rozmów. Ciekawe, czy to przezwisko
wynikało z szacunku? Trudno stwierdzić. Przed drzwiami do pokoju, w którym znajdował
się nasz zleceniodawca, stało dwóch strażników. Gość który nas przyprowadził
powiedział kim jesteśmy, a następnie zostaliśmy wpuszczeni do środka.
Nie będę opisywał wyglądu tego
gabinetu, bo nie ma to najmniejszego sensu. Warte wspomnienia jest tylko to, że
było tu mnóstwo kompletnie nieprzydatnych rzeczy. Były one po prostu drogie, co
pewnie miało podkreślić to, z jak zamożną osobą będą rozmawiać zwiedzający.
Trochę to żałosne, ale patrząc na człowieka który stał przy oknie i palił
cygaro… cóż, nie będę się wypowiadał. Skupmy się na misji!
− Nareszcie jesteście! – krzyknął Prezes – Zaczynałem się
już niecierpliwić!
Nasz klient okazał się być niezbyt
słynnym Hrabią Everlue (gdzieś już chyba o nim słyszałem). Na oko był to facet
po czterdziestce, ważył on ze sto pięćdziesiąt kilo, a był nie wiele wyższy ode
mnie, jak miałem czternaście lat. Ktoś tu naprawdę przesadził z jedzeniem i
papierosami! Ubrany był w bardzo elegancki czarny garnitur, na głowie miał
niezbyt bujną jasnobrązową czuprynę, a wąsy wyrastały mu z nosa… odrażające!
Nie wiedziałem, czy mam się śmiać czy płakać. Aż strach pomyśleć, co by się
stało gdyby był tu Namito! Przecież on by sobie nie darował takiej okazji…
− Dzień dobry! – przywitał się
Kakashi, zupełnie ignorując słowa naszego zleceniodawcy – Nie będziemy się
przedstawiać, Pan też nie musi, przejdźmy od razu do sedna sprawy – wow, nie
spodziewałem się, że Sensei tak szybko będzie chciał stąd wyjść.
− Cóż za brak dobrych manier! – zawołał jakiś
chudy typ, lecz w momencie, gdy na niego spojrzałem szybciutko spokorniał.
− Hmmm… − zamyślił się Prezes i usiadł za swoim
wielkim biurkiem –
Jesteście dość bezpośredni, bardzo dobrze! Będę z wami szczery… mojemu życiu
zagraża niebezpieczeństwo! – ha! Miałem rację! – Jestem osobą
bardzo wpływową i moja śmierć mogłaby przynieść wielu ludziom ogromne korzyści…
Tutaj przestałem słuchać tego co mówi.
Przerabiałem takie historie wiele razy. Prawdopodobnie naraził się komuś
jeszcze bardziej „wpływowemu” i teraz ten chcę go postraszyć albo naprawdę
wyeliminować. Namito opowiadał mi, w jaki sposób to wszystko w świecie biznesu
funkcjonuje. Kiedy spytałem go, skąd to wszystko wie, odpowiedział tylko, że z
„doświadczenia” i zakończył rozmowę. Trochę dziwne, nie? Nie drążyłem wtedy
jednak tego tematu…
− Moi ludzie zajmą się pilnowaniem
porządku podczas obchodów, abyście wy mogli w pełni skupić się na złapaniu
zabójców –
ten facet mówi to tak, jakby był pewien, że ktoś chce go zabić – Nie musicie ich
łapać…
− O tym my zadecydujemy – przerwał mu
Kakashi, który wyglądał na mocno znudzonego – Skoro to wszystko, udamy się już do
swoich kwater…
− Tak, tak, mój człowiek was tam
zaprowadzi! –
zawołał bardzo uprzejmie Prezes.
Dostaliśmy dwa pokoje w dość dobrym
hotelu. Na szczęście łóżka były oddzielne. Nie wiem co bym zrobił gdybym musiał
z kimkolwiek spać! Tak to nie ma dla mnie większej różnicy, chociaż wolałbym
nie dzielić lokum z Ino. Pewnie nie dałaby mi żyć, dlatego szybko stwierdziłem,
że jeden biorę ja z Kakashim. Nie wywołało to sprzeciwu, więc zadowolony
wszedłem do pierwszego pokoju, położyłem plecak przy jednej z szafek, a następnie usiadłem na łóżku. Hatake chwile
rozmawiał jeszcze z Shikamaru, po czym również udał się do środka.
− To powinna być prosta misja… − westchnąłem – Widać było, że
nasz klient ma nóż na gardle, nie? – spytałem.
− Oczywiście… − odparł obojętnie
szaro włosy –
Zastanawia mnie tylko jedna sprawa…
− Jaka?
− Dlaczego, mając tak dużo ochroniarzy,
poprosił Shinobi o pomoc? Wątpię, aby ci którzy się po niego zjawią byli
zwykłymi zabójcami…
− Tak uważasz? – zamyśliłem się – Jakby tak na to
spojrzeć, jest takie prawdopodobieństwo… ale, my sobie nie damy rady? – zapytałem i się
zaśmiałem.
− Cóż, mamy tu prawdziwego geniusza za
ścianą, więc on na pewno wymyśli jakiś dobry plan, a my już zadbamy o jego
szczegółową realizację! – rzucił z entuzjazmem Sensei, co było
trochę do niego nie podobne – A tym czasem… − dodał i wyciągnął
z kieszeni książkę. To stąd taka reakcja…
− Oh, nie przeszkadzaj sobie Mistrzu! – rzuciłem – I tak miałem
zamiar wyjść do miasta, rozejrzeć się i w ogóle…
− Bardzo dobry pomysł! – odpowiedział
kładąc się jednocześnie na łóżku – Jak wrócisz, zdasz mi szczegółowy
raport…
− Naa peewno..! – krzyknąłem i
wyszedłem z pokoju.
Niemal identyczne podejście jak Namito!
Przynajmniej blondyn jak trzeba było, to jeszcze coś zrobił, a nie lenił się
jak Kakashi. Ehh, wszystko na mojej głowie! Ciekawe, czy jak miałbym swoich
uczniów, też bym się tak zachowywał? To na pewno byłoby interesujące… ale
nieważne! Po wyjściu na ulicę, udałem się szybko na tył budynku. Stworzyłem ze
dwadzieścia klonów i kazałem się im dokładnie rozejrzeć. Sam zaś postanowiłem
udać się do jedynej karczmy w mieście. Zawsze można dowiedzieć się tam kilku
rzeczy, albo spotkać kogoś ciekawego. Chciałem się tam też udać z tego powodu,
że tam mnie raczej nikt nie będzie szukał. Jednak ten plan poległ w momencie,
gdy wróciłem zza hotelu.
− Naruto, tu jesteś! – zawołała od
strony wejścia do budynku Ino – Kakashi−sensei powiedział, że idziesz się
rozejrzeć, więc pomyślałam, że dotrzymam ci towarzystwa! – dodała z
uśmiechem.
− Dzięki, ale to nie będzie konieczne! Ja…
−
chciałem się jakoś wymigać, ale nie dało rady.
− Idziemy! – przerwała mi blondynka i mnie popchnęła.
Cóż, przynajmniej szliśmy w kierunku, w
który chciałem się udać. Nawet jeśli ona ze mną jest, to i tak pójdę do tej
karczmy! Wsadziłem więc ręce do kieszeni i zacząłem iść w jej stronę. A
Yamanaka za mną.
− Co myślisz o zadaniu? – spytałem, aby nie
odniosła wrażenia, że całkowicie ją ignoruje.
− Hmm, Shikamaru mówił, że kryje się za
tym wszystkim coś o wiele poważniejszego. Osobiście też tak sądzę…
− Shikamaru jak zwykle ma rację. Szkoda
tylko, że wszystko wyjaśni się dopiero jutro… − westchnąłem – O! Jesteśmy na
miejscu! –
zawołałem radośnie zatrzymując się przed fasadą karczmy. Dość szybko tu
doszliśmy…
− Bar? – spytała zaskoczona Ino − Myślałam, że
idziesz się porozglądać…
− Ależ ja się rozglądam cały czas! – odparłem wesoło – A raczej moje
klony! –
dodałem i wszedłem do środka.
− Klony? Heh… − westchnęła
blondynka i zaraz pojawiła się za mną.
Nie było tu zbyt wielu ludzi, a moje
ulubione miejsca, czyli te przy ladzie były wolne, więc od razu się tam
skierowałem. Gdy tylko usiadłem, zamówiłem swój tradycyjny zestaw, czyli
dzbanek wody i jakąś przekąskę. Nalałem wody do szklanki mojej i Ino, która
usadowiła się obok mnie i siedziałem. Jest to sposób, który wymyślił Jiraiya
kiedy był młody. Po prostu od czasu do czasu brać łyk wody i coś jeść. Bardziej
naturalnie chyba nie da się zachowywać, więc nikt nie będzie na ciebie zwracał
uwagi. Teraz jest jeszcze ze mną Yamanaka, więc mogłem do tego dorzucić zwykłą
rozmowę. Z drugiej strony jednak, widać, że jesteśmy Shinobi z Konohy. Jeśli
nasi przeciwnicy są w już w mieście, łatwo się mogą o nas dowiedzieć. Za bardzo
się jednak tym nie przejmuje. Bo nawet jeśli się dowiedzą, to i tak będą
musieli zaatakować swój cel.
Tak więc siedzieliśmy. Minęła dobra
godzina. Na szczęście rozmowa z Ino się kleiła dzięki czemu nie było tak nudno.
Niestety, nie udało mi się usłyszeć niczego ciekawego, nawet barman stwierdził,
że mało ostatnio słyszy. Jednakże… lubię momenty, podczas których wszystko
diametralnie się zmienia. A taki właśnie nadszedł. Do karczmy weszło właśnie z
ośmiu mężczyzn. Od razu wyglądali na stałych bywalców, oraz na takich co
obracają się raczej w tej ciemniejszej stronie miasta. Spojrzenie jednego z
nich momentalnie zatrzymało się na moich plecach. Coś czuje, że dzień robi się
coraz ciekawszy, a jest dopiero siedemnasta! Szybkim gestem ręki, przekazałem
Ino, że wszystkim się zajmę.
− Ej, blondwłose aniołeczki przy ladzie! – krzyknął ten,
który się we mnie wpatrywał – To nasze miejsca!
− Gdzie jest tak napisane?! – odpowiedziałem
zaczepnie.
− Ty gówniarzu..! – zawył i szybko do
mnie podszedł –
Jeśli nie chcesz, aby śliczna twarz twojej przyjaciółeczki przestała być
śliczna, to się stąd usuń…
− A kto mnie zmusi? – spytałem groźnie,
jednocześnie uspokajając Ino.
− Już ja ci pokażę kto..! – wrzasnął i złapał
mnie za ramię.
Tylko na to czekałem. Pamiętacie może
tak zwaną „Ostatnią Lekcję” jaką dali mi Namito i Jiraiya, gdy wracaliśmy z
treningu? Tak więc, to jest dokładnie to samo. Błyskawicznie chwyciłem pusty
już dzbanek po wodzie i rozbiłem go na głowie całkowicie zaskoczonego oprycha.
Kiedy ten się za nią złapał, posłałem mu jeszcze potężnego podbródkowego, przez
co ten wylądował na stole zajmowanym przez jakichś ludzi. Ci zaś bardzo
zdenerwowali się na tego pana, więc musieli zareagować jego pozostali
towarzysze. I tak rozpętał się chaos… Po kilku minutach po całym lokalu latały
szklanki, butelki, krzesła i inne rzeczy. A ja? Nie zbyt oddalałem się od lady
barowej, ale gdy tylko nadarzała się okazja dołączałem się bójki. Wszystkiemu z
wielkim zdumieniem przyglądała się Ino. Stała teraz za mną i rozglądała się
dookoła, czy aby żaden przedmiot nie leci w jej stronę. Ja również starałem
się, aby nie stała się jej jakaś niepotrzebna krzywda. Dlatego właśnie nie
byłem w centrum tej awantury…
− Podoba ci się?! – spytałem łapiąc
jednocześnie butelkę lecącą w moją stronę – Całkiem dobry sposób na od stresowanie
się!
− Taa! Bardzo dobry! – odparła, choć po
jej minie widać było, że nie była to szczera odpowiedź.
− Bo najważniejsze to – wziąłem zamach – dobrze się
bawić!! –
krzyknąłem i rzuciłem wcześniej złapaną butelką jakiegoś gościa w głowę.
Burda trwała jeszcze kilkanaście minut.
W końcu wszyscy popadali, a właściciel nie był zbyt zadowolony. Ino chciała już
stąd iść, jednak poprosiłem ją, aby poszła sama. Ja musiałem przecież jeszcze
pomóc w sprzątaniu, no i ktoś za to wszystko musiał zapłacić. Oczywiście nie
pokryje wszystkich kosztów, ale zawsze dobrze jest się dorzucić. Yamanaka
zgodziła się na moją prośbę i po chwili zniknęła, a ja w spokoju mogłem zająć
swoimi sprawami. Szczerze powiedziawszy, nie miałem zamiaru wszczynać bójki.
Chciałem raczej pozbyć się swojej przyjaciółki. Plan, choć kosztowny, został
zrealizowany! Moje klony również wykonały zadanie. Miałem więc w głowie
wszystko co było mi potrzebne w trakcie ewentualnego pościgu lub ucieczki. Poprosiłem
jeszcze o ostatnią szklankę wody i stanąłem plecami do drzwi. Gdy brałem któryś
już łyk z kolei, nagle obok mnie stanęła jakaś dziewczyna. Zaskoczony tym, że
nie wyczułem jak się zbliża, z ciekawością na nią spojrzałem.
Była to bardzo ładna kobieta o
szkarłatnych, długich do połowy pleców włosach. Miała tak ciemne niebieskie
oczy, że można by powiedzieć nawet o kolorze czarnym. Ubrana była w szary
płaszcz podróżny, więc nie wiele więcej mogę powiedzieć o jej wyglądzie.
Jednak, w pewnej chwili dostrzegłem ciekawy szczegół. Mianowicie pod jej lewym
okiem dostrzegłem bliznę po rozcięciu. Nie była ona tak widoczna jak ta
Kakashiego, ale jednak. Interesujące. Co więcej, ona również mi się przez
chwilę przyglądała. Zdecydowanie bardziej dyskretnie, trzeba przyznać. Nie wiem
co we mnie zobaczyła, bo jej mina wyglądała na zawiedzioną. Chociaż może to akurat
nie moja wina…?
− Jesteś Shinobi z Konohy, prawda? – nagle spytała.
Jej głos był… miły dla ucha.
− No tak – odparłem i wskazałem na ochraniacz.
− A znasz może Namikaze Namito? – tym bezpośrednim pytaniem
całkowicie mnie zaskoczyła.
− Słyszałem o nim… − skłamałem po
chwili zastanowienia – To ten brat Czwartego Hokage, nie?
− Aha – potwierdziła z uśmiechem – Jesteście do
siebie bardzo podobni – dodała jeszcze milej i po prostu…
wyszła.
Odczekałem kilka sekund, a następnie
wypiłem jednym tchem resztę wody i szybko wyszedłem z karczmy. Na zewnątrz było
już ciemno, więc rozglądanie się dookoła w celu odnalezienia tej dziewczyny
było bez sensu. Mógłbym co prawda wejść szybko w Tryb Mędrca, ale… chyba nie warto.
Dlaczego ta kobieta do mnie podeszła? Może pomyliła mnie z Namito? To by
oznaczało, że się znają, lub kiedyś znali… ehh, czemu nie ma go nigdy wtedy,
kiedy dzieją się takie rzeczy? Czas i pora wracać do hotelu.
− Dobrze się spisałeś, Naruto – pochwalił mnie
Kakashi po przedstawieniu raportu.
Ten człowiek mnie zadziwia. Od mojego
wyjścia leży w tej samej pozycji i czyta książkę! Gdyby za oknem szalało
tornado, pewnie w ogóle by się nie przejął! A właściwie, dlaczego ja się tym
przejmuje?! Podszedłem do swojego plecaka, wyciągnąłem własną lekturę i również
położyłem się na łóżku. Mamy tą samą rangę, więc jak on może, to ja też!
I tak właściwie zakończył mi się dzień.
Czytając, zjadłem jeszcze to, co wziąłem ze sobą z domu i niedługo potem poszedłem
spać. Czy Hatake spał, nie mam bladego pojęcia, ale gdy się rano obudziłem,
jego już nie było. Szybko wstałem, ogarnąłem się i podszedłem do okna. Na ulicy
zabawa trwała już w najlepsze, a była zaledwie… dziesiąta rano? Popatrzyłem
jeszcze chwilę na tłum, a następnie wyszedłem z pokoju. Przydałoby się znaleźć
resztę drużyny, prawda? Chociaż nie musiałem długo się tym przejmować. Gdy tylko
znalazłem się na korytarzu, dostrzegłem otwarte drzwi od pokoju Shikamaru i
Ino. Tam właśnie skierowałem swoje kroki.
− Dzień dobry wszystkim! – zawołałem na
wejściu, a przy okazji dostrzegłem swoją zgubę.
− Naruto – kiwnął tylko głową Nara – Jak zwykle dobre
wyczucie. Właśnie miałem przedstawić nasz plan działania.
− Oh, zamieniam się zatem w słuch! – odpowiedziałem i
oparłem się o ścianę.
Tego samego dnia, wieczorem…
Tak jak Shikamaru przewidział, nic do
tej pory nie wymagało naszej uwagi. Zwłaszcza, że nasz klient cały czas siedział w swoim budynku, chroniony przez armię ochroniarzy. Jednak właśnie w tym
momencie rozpoczyna się nasze zadanie. Prezes o godzinie ósmej ma pojawić się
na scenie w centrum miasta, aby wygłosić mowę. Obecnie, było miejsce gdzie
skupiało się najwięcej ludzi. Wszędzie były różnorakie ozdoby, światełka itp.
Wszystko było tu doskonale widać. Gdybym to ja był zabójcą, to wybrałbym
właśnie tą okazję.
− Wszystko u ciebie w porządku, Naruto? – usłyszałem w
głowie głos Shikamaru, który komunikuje się ze mną za pomocą techniki Ino.
− Taa, szkoda tylko, że muszę siedzieć w
tym tłumie całkiem sam! – odparłem w myślach.
− Nie martw się, Kakashi ma wszystko na
oku…
− Mam nadzieję!
Ich trójka znajdowała się na dachu jednego
z pobliskich budynków, z którego jest najlepszy widok. A ja, jak wspomniałem,
siedzę tu sam i jestem jedynym człowiekiem w polu. Stworzenie klonów mogłoby
wyglądać zbyt podejrzanie, więc moje zadanie jest najtrudniejsze. Lada moment
na scenie pojawi się Hrabia. Jego nadejście miało zwiastować bicie dzwonów…
− Naruto! Bądź czujny! – zawołał Nara,
gdyż te dzwony właśnie zabiły.
Zwróciłem się w stronę sceny i powoli
zacząłem iść w jej kierunku. Mijałem ludzi, Prezes coś tam gadał, ale nic się strasznego nie działo. Aż w pewnym momencie, zobaczyłem coś bardzo interesującego. Kilka
metrów przed sobą ujrzałem kobietę, która podeszła do mnie wczoraj w karczmie.
Ona również szła w stronę sceny. Nie wiele się zastanawiając podążyłem za nią.
Szkarłatnowłosa nagle się jednak zatrzymała i powoli odwróciła w moją stronę.
Spojrzała dokładnie na mnie, puściła mi oczko i zniknęła. W tym momencie
zamarłem. Wszystko było już jasne. Patrzyłem się przed siebie jak głupi, gdy
dookoła zapanował chaos spowodowany kilkoma eksplozjami. Potrząsnąłem głową i
obróciłem się w stronę budynku, na którym byli moi towarzysze. Z niego również
unosił się dym…
Tym sposobem, na placu boju zostałem tylko ja, a w miejscu
gdzie stała jeszcze przed chwilą scena, pojawili się zabójcy, choć gdy
spojrzałem na nieprzytomnego i związanego Hrabie, zmieniłem zdanie. Oni byli
porywaczami. Było ich dokładnie czterech. Stali w szeregu, a po środku nich
była moja znajoma. Reszta była ubrana w czarne płaszcze z kapturami, a na
twarzach mieli założone maski. Nie mogłem stwierdzić kim oni byli.
− A więc waszym celem było tylko porwać
tego gościa, hm? –
spytałem po chwili.
− A twoim i twoich przyjaciół jego
ochrona, czyż nie? – odparła dziewczyna – Nie sądziłam, że
wyślą tu taką szychę jak Hatake Kakashi. Jednak nawet on dał się podejść… − zaśmiała się – Gdyby Namito
opowiedział ci więcej o swojej przeszłości, gdy się wczoraj spotkaliśmy bez
problemu byś mnie rozpoznał, Naruto… − westchnęła – A tak, stoisz
tutaj sam, naprzeciw naszej czwórce!
− Wasza czwórka nie stanowi dla mnie
żadnego problemu… −
odrzekłem zadziornie – To wy powinniście się martwić, że nie ma
was więcej! Choć chwila… − chytrze się uśmiechnąłem – W waszej drużynie
powinien być jeszcze jeden gość…
− Skąd ty…? – spytała zaskoczona dziewczyna.
− Czyli zgadłem? – zapytałem dumnie − Słyszałem o
grupie najemników, którzy specjalizują się praktycznie we wszystkim, z
wyjątkiem zabójstw… − odpowiedziałem – ANBU często
wspominało, o piątce Shinobi ubierających się na czarno i noszących maski. W
momencie gdy dostrzegłem tego gościa związanego, skojarzyłem z nimi właśnie was. Podejrzewam, że ten piąty jegomość ma odciągać uwagę tamtej trójki,
prawda? To na nic, sam sobie dam z wami radę… − oznajmiłem pewnie i przyjąłem pozycję do
ataku.
− Jaka szkoda… widać, że trenował się
Namikaze! Taki talent zaraz się całkowicie zmarnuje… − pokiwała głową szkarłatnowłosa
–
Zajmijcie się nim… − rozkazała pozostałym.
Dobyłem kunaia i czekałem na nich. Przy
mnie błyskawicznie pojawiło się dwoje z nich. Jeden dzierżył katanę, a drugi
wściekle atakował za pomocą Taijutsu. Trzeci zaś stał nieco z tyłu i się
przyglądał. To jego trzeba będzie najpierw wyeliminować, może znać się na
Genjustu lub innym cholerstwie. Nie powiem, będzie ciężko!
Naruto nie mając wielkiego wyboru, skoncentrował
się na odpieraniu ciosów przeciwnika. Ci jednak nie pozwalali mu na zbyt wiele,
nie dając okazji do kontrataku czy ucieczki. Ba, nawet w pewnym momencie był
niebezpiecznie blisko ostrza wroga, lecz w ostatniej chwili zabrał głowę,
dzięki czemu katana dosięgnęła tylko jego ochraniacza na czoło, przecinając go
na pół. W tym momencie Uzumaki otrzymał także cios w twarz od drugiego
przeciwnika, przez co odleciał kilka metrów w tył.
− Ohh… czyżbyś nie dawał rady?! – zawołała dziewczyna
–
Jeszcze przed chwilą mówiłeś co innego, a ten obrazek zupełnie temu przeczy!
− Haha… − zaśmiał się blondyn i splunął krwią – To była tylko
rozgrzewka! Patrz teraz! – krzyknął i klasnął dłońmi.
W jednej chwili wokół niego pojawiła
się masa białego dymu. Jego przeciwnicy przyglądali się temu bez jakiejkolwiek
reakcji. A gdy wszystko zaczęło powoli opadać, ukazał im się widok, przez który
po skroni szkarłatnowłosej dziewczyny spłynęła pojedyncza kropla potu. Czerwony płaszcz
delikatnie powiewał na wietrze, a Naruto wpatrywał się w swoich wrogów z uśmiechem na twarzy.
− Co jest…? Nie widzieliście nigdy Trybu
Mędrca? –
spytał –
Zaraz przekonacie się co to znaczy być… – nagle urwał i spojrzał na tego Shinobi,
który dzierżył katanę – Ty…? – powiedział to tak, jakby zobaczył ducha – Nie może być… − Uzumaki pokiwał
głową –
Heh… teraz to już bez znaczenia! Przygotujcie się na klęskę! – wrzasnął blondyn
i wybił się w stronę przeciwnika z taką siłą, że zostawił w ziemi wgłębienie.
Przeciwnik atakujący do tej pory
Taijutsu nie wiedział dosłownie, co się z nim stało. Jednym potężnym uderzeniem
został posłany w ścianę budynku oddalonego od niego o jakieś dobre piętnaście
metrów. Walczący kataną spojrzał, aby zobaczyć co stało się z jego towarzyszem,
ale momentalnie musiał martwić się o własną skórę. Zdołał zrobić unik przed
pięścią blondyna, jednak… Kawazu Kumite zrobiło swoje i on również skończył tak
jak jego kompan. Niebieskookiemu poszło nadzwyczaj łatwo...
Naruto miał teraz chwilę na
przemyślenia. Wyczuł chakrę jego towarzyszy. Shikamaru był ranny, zajmowała się
nim Ino. Kakashi zaś walczył z przeciwnikiem. Blondyn spojrzał ostatni raz w
dziurę w ścianie, którą zrobił przed chwilą pokonany wróg, ciężko westchnął i
zwrócił się w stronę celu, którego chciał pokonać jako pierwszego. Jak się
okazało, ten oponent był zupełnie niegroźny. Chłopak powoli do niego podszedł i
uderzył otwartą dłonią w kark. Rezultatem tego była jego utrata przytomności.
Następnie Uzumaki skupił swoją uwagę na szkarłatnowłosej dziewczynie. Na jej
twarzy było widać lęk…
− Jeśli teraz się wycofacie, pozwolę wam
na to! –
krzyknął blondyn.
− A skąd u ciebie tyle łaski?
− Nie jesteście tacy źli na jakiś
wyglądacie, poza tym nie przepadam za tym gościem – wskazał na
leżącego Hrabie –
Wole nie dawać mu satysfakcji z tego, że was pojmano – oznajmił – Wasz towarzysz
walczący z Kakashim… uciekł już z miasta – dodał po chwili.
− Wiesz, że popełniasz błąd pozwalając nam
odejść? –
spytała dziewczyna, gdy powoli dotoczyli się do niej dwaj przytomni kompani,
jeden z nich trzymał tego nie przytomnego.
− Może – Naruto się odwrócił – Jednak za nim
odejdziecie… zdradź mi chociaż swoje imię.
− Chciałbyś wiedzieć, co? Niestety, nie
mogę tego zrobić! Ale Namito z pewnością ci powie. A teraz wybacz… musimy znikać! – odpowiedziała i
razem z towarzyszami się ulotniła.
− Taa… − Uzumaki westchnął i potargał się za
włosy –
Rany! Co za bałagan! – zawołał rozglądając się dookoła − Ciekawe kto to
wszystko sprzątnie…
Nie jestem pewien, czy
rozdział mi wyszedł, ale to pozostawiam do oceny wam…
Może to tylko
moje wrażenie! Ostatnia walka napisana z perspektywy narratora
wszechwiedzącego, tak było lepiej :)
Gorąco zachęcam
do komentowania!
Oceniajcie,
krytykujcie, pytajcie i do następnego! :)
rozdział jest po prostu świetny, od początku do samego końca. Rozbawiła mnie sytuacja w barze czyli sposób by się zabawić. Ciekawi mnie co to za dziewczyna i czy jeszcze Naruto ją spotka na swojej drodze. Mam nadzieję że nie długo dowiemy się kim ona jest. Pozdrawiam. Nie każ nam długo czekać na następny rozdział. Życze dużo weny.
OdpowiedzUsuńZapomniałem wsponieć że rozdział był długi oraz podobała mi się walka naruto z tymi gościami.
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo dobry ^^ Od końca do początku :) Ciekawa jestem co to za dziewczyna..... Ale jak tylko tknie Narusia to zdziele ją po głowie ! Jestem ochroniarzem Naruto :P Czekam na next
OdpowiedzUsuńMi tam się rozdział podoba, podobnie zresztą jak pozostałe :) Nadrabianie zaległości czytelniczych na na twoim blogu to prawdziwa przyjemność. Zresztą nie wiem czy wiesz ale z rozdziału na rozdział piszesz coraz lepiej i ciekawiej. Przepraszam, że tak długo mnie tu nie było i obiecuję się poprawić :) A Ty dawaj jak najszybciej kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Rozruba w karczmie mnie powaliła :D dooobre! Chcę więcej takich akcji! Intryguje mnie ta dziewczyna... Ciekawe co ją łączy z Namito? Hm, hm... Czekam na więcej info w tej sprawie ^^.
OdpowiedzUsuńPorywacze to cieniasy ;P. Jednak mam przeczucie, że Naruto źle zrobił puszczając ich wolno. Się okaże.
Wyłapałam kilka "nadjedzonych" zdań - jak zawsze :D. Nie moja wina, że już tak mam xD.
Czekam na nexta. Oby był tak dobry jak ten chapter ^^.
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział bardzo, bardzo mi się podobał... ten facet co ich zatrudnił to taki gburowaty gości, no i muszę powiedzieć, że Naruto całkiem nieźle sobie poradził... jestem bardzo ciekawa tej dziewczymy....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Rozdział fajny :)
OdpowiedzUsuńCiekawe kim jest ta dziewczyna? Czekam na następny rozdział.
Pozdrawiam
PS jeśli ktos by chciał i mial czas to zapraszam :D rodzenstwo-uchiha-w-szkole.blogspot.com