Co dolega Sakurze?
− Zdajesz sobie
sprawę z tego co wyście narobili?! – wrzasnęła Tsunade – Zniszczenia są
ogromne! A ty mówisz mi jeszcze, że wysadzenie w powietrze tego klubu było
konieczne?! –
dodała, lecz mimo to, że krzyczała, jej mina była dziwnie spokojna.
− Czcigodna, ja… − w sumie, nie
wiedziałem za bardzo co powiedzieć, Piąta miała rację.
− Na szczęście… − zaczęła mówić,
jednocześnie podchodząc do okna – Ludzie z tamtejszej rady Miasta wolą
uniknąć kłopotów, w przeszłości wiele razy korzystali z usług naszych Shinobi – powiedziała już o
wiele ciszej i odwróciła się w moją stronę − Przyznali też, że po części sami są
sobie winni oraz dziękują za ratunek – mówiąc to, wzięła do ręki raport – Dlatego misję
uznaję za wykonaną! – zawołała, zamknęła dokument i ponownie
usiadła w fotelu –
A teraz przejdźmy to poważniejszych spraw – dodała poważnie.
Cóż, kamień spadł mi z serca, kiedy
Tsunade nie wyciągnęła żadnych konsekwencji z tego co zrobiliśmy. Jednak, teraz
Babunia miała przejść do tego, o czym myślałem przez całą drogę powrotną. Nie
zostałem na noc na tamtej łące, szybko wszystko spakowałem i jak najszybciej
wróciłem do Konohy. Było kilka minut po trzynastej, więc trochę mi to zajęło.
− Obydwoje leżą nieprzytomni w szpitalu – zaczęła Piąta – Namito powinien jednak
lada chwila dojść do siebie, lecz Sakura… − urwała – Shizune robi jej wszystkie możliwe
badania. Nie wiemy jeszcze co to była za substancja.
− Skąd wiecie, co się jej stało? – spytałem
zdziwiony.
− Namito za nim całkowicie odpłynął,
zdążył powiedzieć pielęgniarką co się jej stało. Choć myślę, że on tego nie
będzie pamiętał… –
wyjaśniła i westchnęła – Mam nadzieję, że Sakurze nic poważnego
się nie stało.
− To twarda dziewczyna, na pewno z tego
wyjdzie! –
odparłem wesoło, choć martwiłem się o Haruno tak samo jak Piąta.
− Oczywiście, że twarda!! Miała w końcu
wspaniałą Mistrzyni!! – zawołała blondynka – A teraz zejdź mi
z oczu! Mam dużo roboty!
Pokręciłem głową, po czym delikatnie
się uśmiechnąłem, ukłoniłem i wyszedłem Spojrzałem na bagaż, który postawiłem
przy ścianie. Stworzyłem dwa klony, rozkazałem im zanieść plecaki do domu, a
sam udałem się do szpitala. Dotarcie tam zajęło mi kilkanaście minut. Gdy
wszedłem na dziedziniec budynku, mocno się zdziwiłem. Przed wejściem stał
bowiem cały mój rocznik. Wszyscy byli pochłonięci dyskusją, lecz gdy tylko mnie
zobaczyli, rozmowy ucichły.
− Cześć..! – przywitałem się trochę nie pewnie, nie
wiedząc czego się spodziewać – Co wy tu robicie? – spytałem,
podchodząc do nich.
− Przyszliśmy odwiedzić Sakure – odparła szybko
Ino –
Wieści dość szybko się rozchodzą.
− Kiedy tylko się o tym dowiedziałem, jak
najprędzej wszystkich zebrałem – dodał żywiołowo Lee.
− Mieliśmy właśnie wchodzić, ale pojawiłeś
się ty –
dorzucił Shikamaru – Może ty wiesz coś, czego nie wiemy? – zapytał.
− Wiem tylko tyle, że Shizune robi jej
wszystkie możliwe badania – odpowiedziałem – Też chciałem
dowiedzieć się więcej, dlatego przyszedłem. Ale stojąc tutaj niczego się nie
dowiemy, prawda? –
zakończyłem i ruszyłem ku drzwiom.
Nikt się już nie odezwał, a ja pewnie
wszedłem do środka, co następnie uczynili moi przyjaciele. W recepcji nie było
nikogo. Nikogo z wyjątkiem dobrze mi znanego mężczyzny o szarych włosach i
członka ANBU stojącego obok niego. Z uśmiechem do nich podszedłem.
− Kakashi−sensei! – zawołałem – Dobrze cię widzieć!
− Ciebie też, Naruto – odpowiedział
Hatake, a następnie spojrzał na grupę ludzi stojącą za mną – Widzę, że przyszliście
wszyscy –
westchnął –
Możecie wracać do domu.
− Co?! – oburzyła się Ino – Niby dlaczego?!
− Shizune nie pozwala nikomu zbliżać się
do Sakury, bo zgaduje, że to do niej przyszliście – wyjaśnił szaro
włosy –
Sam próbowałem się czegoś dowiedzieć, a skoro mi nic nie powiedziała, to wam
też na pewno nie.
− A co z Namito? – zapytałem – On podobno jest
tylko nie przytomny.
− Namito… − Kakashi się zamyślił – Namito wciąż śpi,
więc na nic się on wam nie przyda – prędko dodał.
− Rozumiem… − ciężko westchnąłem i odwróciłem się do
reszty –
Chyba nic tu po nas, co?
Większość moich przyjaciół nie była
zadowolona z takiego obrotu wydarzeń, ale co zrobić. Włożyłem ręce do kieszeni,
spuściłem głowę w dół i zacząłem iść w stronę wyjścia. Lecz zanim dane mi było
otworzyć drzwi, w całym szpitalu rozległ się alarm. Wszyscy byli zaskoczeni.
Zacząłem rozglądać się dookoła, aby poszukać wskazówek na temat tego, co tu się
dzieje. Intruz? Pożar? A może jeszcze coś innego…
− UWAGA! – nagle rozległ się dźwięk z głośników – Zaginął pacjent z
pokoju numer 24! Powtarzam! Zaginął pacjent z pokoju numer 24!
− Chyba wygrałeś zakład… − niespodziewanie
odezwał się Kakashi, lecz nie mówił tego do nas, tylko do członka ANBU – Szybko się
zorientowali.
− Shizune jak zwykle przesadza! – odpowiedział mu
zamaskowany Shinobi, lecz ja już wiem kto to był – Naruto, chodź tu! – zawołał.
− O co chodzi?! – krzyknęła Ino.
− Ktoś ucieka… − odrzekł jej z
uśmiechem Shikamaru.
− Masz rację! – odparł ANBU i
zdjął maskę, ukazując swoją twarz.
− Zatrzymajcie go!! – rozległ się
wrzask asystentki Tsunade, która biegła korytarzem.
– Oho! Musicie mi
wybaczyć! –
na reakcje Namito nie trzeba było długo czekać, gdyż ten szybko złapał mnie i
Kakashiego, po czym użył teleportacji.
Trochę głupio czułem się z tym, że tak
ich wszystkich zostawiłem. Jednak słowo Mistrza to rozkaz, nie? Gdy tylko się
pojawiliśmy, poczułem świetnie znany mi zapach. Obejrzałem się za siebie. Tak,
to było Ichiraku. Namito zdążył już zdjąć biały płaszcz ANBU. Był ubrany w swój
strój, ale nie wyglądał on jakby stoczył niedawno jakąś bitwę. Spojrzałem na
szarowłosego. Jego wyraz twarzy mówił wszystko – totalna olewka. Oby nie kazali mi za to
wszystko płacić…
Po złożeniu zamówienia, postarałem się
wypytać o cokolwiek Namikaze, lecz ten uparł się, że powie coś dopiero, jak
zje. Tak więc, nie pozostało mi nic innego, jak zjeść razem z nim! Dopiero
teraz uświadomiłem sobie jaki jestem głodny. Choć dziś nie byłem w stanie
wygrać z Namito, który zjadł aż osiem misek. Widać, że ważna była dla niego
regeneracja chakry, co?
− No dobra… skoro się najadłem mogę
powiedzieć ci co udało mi się wywnioskować z tego, co robią Sakurze – zaczął blondyn – Otóż, nie mam
zielonego pojęcia, co podał jej Kabuto. Jestem jednak pewien, że jej życiu nic
nie zagraża –
wyjaśnił i westchnął − Gdybyśmy zabrali z tego laboratorium
jakąś próbkę tego czegoś, to łatwiej było by ustalić efekty podania. A tak,
nasza biedna Shizune musi zrobić badania pod każdym możliwym kątem – nie wiedzieć
czemu, zaśmiał się pod nosem – Ciekawe jak zła będzie Tsunade…
rozmawiałeś już z nią, Naruto? – spytał.
− Taaa… powiedzmy, że sprawa jest już
zamknięta –
odpowiedziałem z uśmiechem – Choć po twojej ucieczce ze szpitala…
może zmienić zdanie!
− Eh, dla mnie to już normalka! – znów się zaśmiał – Czasami mam
wrażenie, że w przypadkach takich jak mój, służba zdrowia bardziej szkodzi niż
pomaga! Przecież jedzenie, które oni tam podają potrafi zabić! A tu trzeba
naprawdę porządnie się najeść.. – westchnął – Chyba oddam ci twoich podopiecznych i
idę na urlop… −
zwrócił się do Kakashiego i poklepał go po plecach.
− Wątpię, czy Tsunade zgodzi się na ten
urlop… −
odparł Hatake –
Choć Naruto możesz mi już oddać! Nie widziałem jeszcze jego umiejętności
podczas prawdziwej misji…
− W sumie, mnie Babunia pewnie będzie
teraz trzymać w Wiosce, abym mógł pomóc jej przy pannie Haruno… ale ty i Naruto
na pewno stanowilibyście świetny duet!
− Czy ty po prostu nie szukasz wymówki, by
siedzieć w domu? –
spytałem lekko zażenowany.
− Ja? Coś ty! – odrzekł szybko blondyn
− Ja zawsze potrafię znaleźć sobie coś do
roboty. Zresztą, za kilka dni będę musiał na moment zniknąć, więc misja z
Kakashim byłaby dla ciebie wskazana! – dodał poważnie.
− Co masz na myśli mówiąc, że musisz
zniknąć? –
zapytałem.
− Im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie,
Naruto –
odpowiedział Namikaze, a jego ton tej wypowiedzi dał mi do zrozumienia, że
niczego się nie dowiem.
− Musisz jeszcze trochę poczekać – dodał
przyjacielsko Hatake – Myślę, że niedługo będziesz
wtajemniczany w większość takich spraw – powiedział tajemniczo.
− Pożyjemy zobaczymy! – zaśmiał się
Namito –
A teraz czas już na nas! Jeśli się nie mylę, to ty płacisz, co Kakashi?
− Przegrałem zakład, więc nie mam wyboru… − odpowiedział
ponuro szaro włosy.
Pożegnaliśmy się ze staruszkiem
Teuchim, a następnie rozeszliśmy się w swoje strony. Namikaze nie chciał wracać
do domu, tylko chodził po Wiosce. Wyglądał tak, jakby się nad czymś
zastanawiał. Być może pojedynek z Kabuto dał mu wiele do myślenia? Albo wie coś
ważnego i nie wie co z tą informacją zrobić? Namito, choć nie wygląda, to tak
naprawdę bardzo skryta osoba. Chyba nawet bardziej niż sam Kakashi! Oprócz
tego, że umie gotować i jest lekko zboczony, to nie wiem o nim tak naprawdę
nic…
Niespodziewanie, blondyn zatrzymał się
na środku drogi, przez co o mało na niego nie wpadłem. Żółty Błysk sięgnął
następnie do kieszeni i wyciągnął z niej jakąś książkę. Przez chwilę się w nią
wpatrywał, po czym odwrócił się do mnie.
− Wybacz mi, Naruto – zaczął z uśmiechem
–
Muszę coś załatwić! – rzucił i zniknął, zostawiając mnie
samego.
Stojąc tak na tej ulicy, zdałem sobie
sprawę, że wciąż nie byłem jeszcze w domu, a co ważniejsze, jestem cały brudny.
Jak najszybciej zatem udałem się w stronę rezydencji. Po drodze nikogo nie
spotkałem, co nawet mnie ucieszyło. Po takim natłoku wydarzeń dobrze jest
czasem pobyć samemu, aby wszystko sobie poukładać. Po kilkunastu minutach
biegu, szybko przeszedłem przez drzwi wejściowe, szybko zdjąłem buty i udałem
się do swojej łazienki. Długi prysznic bardzo dobrze mi zrobi.
Po półgodzinnym staniu w kabinie, w
końcu stwierdziłem, że woda leje się już na mnie zbyt długo. Wyszedłem,
wytarłem się i ubrałem się w swój ulubiony czarno pomarańczowy dres, tylko, że
ten był czyściutki. Następnie zszedłem na dół, aby wziąć swój plecak. Obok
niego stały jeszcze bagaże Namito i Sakury. Później zaniosę torbę Haruno do jej
domu. Wróciłem do swojego pokoju, wypakowałem wszystko, a następnie położyłem
się na łóżku i momentalnie zasnąłem.
Gdy otworzyłem oczy i spojrzałem w
okno, niebo mieniło się na kolor pomarańczowy. Było po godzinie ósmej. Wstałem
i ruszyłem po plecak mojej przyjaciółki, z zamiarem odniesienia go do jej domu.
Nie znam zbyt dobrze jej rodziców, widziałem ich raptem kilka razy w życiu. Nie
będę się więc jakoś specjalnie zachowywał czy coś w tym stylu. Oddam torbę i do
domu. Swoją drogą, plecak Sakury jest ciężki! Na szczęście Haruno nie mieszka
daleko. Po kilku minutach biegu i skakania znalazłem się przed drzwiami do jej
mieszkania. Zdjąłem torbę z pleców i postawiłem ją przed sobą, po czym
zapukałem. Po chwili usłyszałem dźwięk otwieranego zamka i drzwi się otworzyły.
Stali tam rodzice mojej przyjaciółki, a ich twarze wyglądały na zmartwione.
− Dobry wieczór! – przywitałem się – Przyniosłem
rzeczy państwa córki…
− To znaczy, że się jej coś stało?! – wybuchła matka − Gdzie ona jest?! – spytała, a do jej
oczu zaczęły napływać łzy.
− Proszę, uspokój się! – objął ją ojciec – Na pewno nic jej
nie jest, prawda? –
zwrócił się do mnie.
− Sakura leży w szpitalu… − odpowiedziałem – Jest po prostu na
rutynowych badaniach, ta misja była naprawdę wyczerpująca – nie mogłem
powiedzieć im prawdy, to by sprawiło, że martwili by się jeszcze bardziej – Niedługo powinni
ją wypisać –
dodałem z uśmiechem, niestety lekko wymuszonym.
− Ty jesteś Naruto, prawda? – zapytała pani
Haruno, już o wiele spokojniej – Nie przypominasz tego chłopca ze
zdjęcia…
− Oh.. ludzie z wiekiem się zmieniają! – odparłem i
podrapałem się po głowie. – To ja będę uciekał, miło było państwa
zobaczyć! –
pożegnałem się ukłonem i pobiegłem w byle którą stronę.
Więc to tak wygląda ktoś, kto się o
kogoś bardzo martwi… To musi być miłe uczucie wiedzieć, że ktoś czeka na ciebie
w domu. Choć ja nie mogę powiedzieć, że nikt na mnie nie czeka, bo moi
przyjaciele na pewno by się martwili, to jednak rodzina jest o wiele bliższa
każdemu sercu. Spojrzałem na niebo. Mimo, że było jeszcze dość widno, doskonale
widać było gwiazdy. Piękny obrazek…
− Hej, Naruto! – z rozmyśleń
wyrwał mnie doskonale znany mi głos.
− Iruka−sensei! – krzyknąłem i odwróciłem się w jego
stronę –
Co słychać? –
spytałem.
− To chyba ja powinienem zadać to pytanie – odparł posępnie – Może pójdziemy na
ramen?
− Jasne – odpowiedziałem z uśmiechem – A z jakiej to
okazji? –
zapytałem gdy zaczęliśmy iść.
− Dawno nie gadaliśmy i w ogóle – zaśmiał się Umino
–
Po za tym, słyszałem co stało się podczas waszej misji.
− Skąd?
− Kakashi mi powiedział, lecz chciałem też
spytać o to ciebie. Namito niestety całkowicie zniknął.
− On tak czasem ma… − odparłem radośnie
–
Jednak Namito, zawsze pojawia się w najmniej spodziewanych momentach.
Przynajmniej dla mnie!
− Mistrz dobrego wejścia! – zażartował Iruka,
na co obydwoje wybuchliśmy śmiechem.
Z Mistrzem Umino zawsze świetnie mi się
rozmawiało. Jeszcze lepiej, jeśli jemy przy tym ramen, a najlepiej, gdy to on
stawia. Zresztą, to on jako pierwszy mnie zaakceptował i w ogóle. Zawsze staram
się brać do siebie jego słowa, oraz wiem, że mogę się go poradzić praktycznie o
wszystko, co związane z życiem. Tak więc, mój dzień skończył się na rozmowie z
Iruką. Sensei z ciekawością wysłuchał tego, co działo się podczas misji.
Zjedliśmy ramen, pośmialiśmy się razem z Teuchim i jego córką, a następnie
rozeszliśmy się do domów. Ja już drugi raz dzisiaj. I tak nie miałem nic
lepszego do roboty…
Gdy wróciłem do domu, było kilka minut
po dwudziestej trzeciej, a po Namikaze nie było nawet śladu. Cóż, nie jestem
jego opiekunką, nie muszę wiedzieć gdzie jest ani co robi. Chyba, że zniknąłby
na kilka dni. Wtedy bym się zaczął zastanawiać, co się z nim dzieje. Jako, że spałem
w dzień, nie miałem ochoty się jeszcze kłaść. Dlatego wziąłem pierwszą lepszą
książkę z biblioteczki Namito. Była to jedna z powieści Jiraiyi. Heh, może jak
ją przeczytam ze zrozumieniem, to dowiem się co moi mistrzowie widzą w tego
typu opowiadaniach…
Dwa dni później
− Uciekł ze szpitala i całkowicie się
ulotnił? –
spytała Tsunade –
Dlaczego nikt mnie wcześniej o tym nie poinformował?! – krzyknęła.
− Badania Sakury sprawiły, że całkowicie o
tym zapomniałam! –
tłumaczyła się Shizune – Wybacz mi proszę!
− Dobra, to nie jest w tej chwili ważne,
pewnie miał ku temu jakiś głupi powód – zakończyła Piąta – Lepiej powiedz
jak ty się czujesz, Sakura?
− Na pewno lepiej, niż ostatnio… − odpowiedziała
Haruno –
Wszystko dzięki pani Shizune! – dodała radośnie.
− To świetnie, choć jedna dobra wiadomość – westchnęła
blondynka –
Naruto –
zwróciła się do mnie – Może dałbyś się jej przespać? Siedzisz
tu odkąd odzyskała przytomność!
Rzeczywiście, od rana siedzę na
parapecie wpatrując się w niebo i jednocześnie rozmawiając z Sakurą. Mam jednak
poczucie winy, w końcu moim zadaniem było jej pilnować, a jak to się skończyło
każdy wie.
− Ależ on mi nie przeszkadza! – stanęła w mojej
obronie zielonooka – Jego obecność dodaje mi otuchy!
− Nie – odezwałem się – Czcigodna ma
rację, powinnaś się przespać. Szybciej wtedy wyzdrowiejesz! – powiedziałem z
uśmiechem.
− Jak uważasz… − odparła z lekkim
zawodem.
− Chociaż raz mówisz coś z sensem! – zażartowała ze
mnie Tsunade, na co reszta pań wybuchła śmiechem.
Mi nie było aż tak do śmiechu.
Pomachałem Sakurze na dowidzenia i wyszedłem, a zaraz za mną uczyniły to Piąta
i jej asystentka. Szliśmy w ciszy, lecz w końcu nie wytrzymałem.
− Wiadomo już, co jej podano? – spytałem.
− Niestety nie – odrzekła Shizune – Jedyna dziwna
rzecz, jaką zauważyłam w jej badaniach jest taka, że wyszły one bardzo dobrze.
Nawet za dobrze…
− Cholera! – krzyknęła Tsunade i przygryzła swoją
dolną wargę –
Gdybyśmy tylko mieli próbkę tego, co ten drań jej podał!
− Namito wspomniał o tym samym – wszedłem jej w
słowo.
− Testy nie wykazały co to było. Właściwie
to nic nie wykazały, tak jakby ta substancja zniknęła – wtrąciła jeszcze
młodsza medyczka.
Nikt się już nie odezwał. W ciszy
zeszliśmy do recepcji. Piąta podeszła jeszcze do jednej z pielęgniarek, która
poprosiła ją o pomoc. Szybko podeszła do nich Shizune, a ja postanowiłem wyjść.
Lecz gdy tylko ruszyłem w stronę drzwi, na środku pomieszczenia znikąd pojawiły
się kłęby dymu. Szybko dobyłem kunaia i stanąłem przed Tsunade, gotów odeprzeć
jakikolwiek atak.
− To nie będzie konieczne, Naruto! – rozległ się czyjś
głos –
Nie planuje zamachu na Czcigodną… jeszcze! – zawołał przybysz.
− Namikaze!! – wrzasnęła Hokage – Co ty wyprawiasz
do… −
nie dokończyła, gdyż dym opadł ukazując nam blondyna.
Ten zaś był w opłakanym stanie. Ubranie
całe brudne, w niektórych miejscach nadpalone i porozcinane. Przez całą długość
jego lewego policzka ciągnęło się rozcięcie, z którego jeszcze niedawno sączyła
się krew.
− Co ci się stało?! – zapytała z
niedowierzaniem Shizune.
− Napadł mnie niedźwiedź – odparł żartem
blondyn –
Ale to w tej chwili nie jest ważne – dodał poważnie i wyciągnął coś z
kieszeni kamizelki.
Była to niewielka fiolka, której
zawartość połyskiwała na zielono. Od razu domyśliłem się co to jest, jednak nie
dawało mi spokoju to, jak Namito wyglądał.
− To jest… − zaczęła asystentka Piątej.
− Substancja którą Kabuto podał Sakurze.
Przebadaj ją, a powinnaś się wszystkiego dowiedzieć. Tym czasem ja… − usiadł na podłodze
–
Przydałaby mi się lekka pomoc!
Pielęgniarki, które zdążyły się
zgromadzić dookoła, natychmiast podstawiły wózek, na który szybko posadziły
blondyna. Następnie zawiozły go do pokoju, w którym jeszcze nie tak dawno
leżał. Shizune z fiolką w dłoni udała się do laboratorium, a Tsunade poszła za
Namito, co uczyniłem również ja. Po godzinie Namikaze był już cały opatrzony.
− Te rany nie były zbyt świeże – zaczęła Tsunade,
stając przed łóżkiem na którym leżał blondyn – Możesz mi powiedzieć, coś ty robił
oprócz zdobywania tej fiolki?! – krzyknęła.
− Powiem ci, ale nie teraz – odparł poważnie – Ważne jest to, że
mi się udało, choć sprawy mocno się skomplikowały, gdy przybyłem na miejsce.
− Co masz na myśli?
− Pewien starszy pan stracił kilku
podwładnych… −
odpowiedział tajemniczo Namito – A, że byli to całkiem nieźli ludzie, ten
pan na pewno nie będzie zadowolony.
− Chodzi ci o… − chciała upewnić
się co do swoich domysłów Tsunade.
− Tak – przerwał jej blondyn – Nie jest to
jednak rozmowa na teraz. A tak swoją drogą, to co z tym gościem, którego ci
przysłałem? –
spytał.
− Nie żyje – odparła krótko Piąta – Nie wiem jak to
się stało…
− Trudno – odpowiedział chłodno Namikaze – Czyli co, muszę
tu do jutra zostać? – westchnął blondyn.
− Wypadałoby… − odrzekłem.
− Dokładnie, a jeśli jeszcze raz
uciekniesz, to osobiście cię za to ukarzę! – krzyknęła Piąta i wyszła z pokoju.
Namito odetchnął, gdy Tsunade zamknęła
drzwi, po czym momentalnie wstał i podszedł do schowka. Następnie wyciągnął z
niego swoje rzeczy i zaczął się przebierać. Patrzyłem na to wszystko z lekkim
nie dowierzaniem, no bo jeszcze przed chwilą Babunia groziła mu, że źle się
skończy dla niego kolejna ucieczka. A ten jak gdyby nigdy nic, ubiera się do
wyjścia…
− Co się tak patrzysz? Przecież nic mi nie
jest, a te zadrapania zagoją się lada dzień! Nie mogę bezczynnie leżeć w
szpitalu!
− Wolisz bezczynnie leżeć w domu? – spytałem.
− Dokładnie! Przynajmniej tam jest cisza i
spokój! –
zawołał Namikaze, a tym samym momencie do pokoju wpadła Piąta.
− Wiemy co to była za substan… − krzyknęła na
wejściu, lecz nie dokończyła, widząc w pełni ubranego Namito – Czy ty miałeś
zamiar uciec?! –
wrzasnęła.
− Skądże znowu!! – zatrwożył się
blondyn –
Prawda, Naruto?! –
mój mistrz zaczął panikować.
− Taaa.. – przytaknąłem od niechcenia.
− Dobra, to nawet lepiej, że jesteś
ubrany! OBYDWOJE ZA MNĄ!! – wrzasnęła na cały szpital, a my
posłusznie za nią ruszyliśmy.
Po kilku minutach pokonywania korytarzy,
w końcu doszliśmy do części szpitala, gdzie znajdowały się laboratoria.
Weszliśmy do jednego z nich, gdzie czekała na nas już Shizune i kilku innych
lekarzy. Każdy z nich trzymał w ręku jakąś fiolkę lub kartkę, albo to i to.
Przynajmniej jest tu o wiele bardziej sterylnie, niż w miejscu gdzie urzędował
Kabuto.
− No więc, co to było? – zapytała szybko
Tsunade.
− Skład i efekty tej substancji
odpowiadają tylko jednemu znanemu nam specyfikowi – zaczęła
asystentka –
„Projekt X” był substancją, nad którą pracowano za czasów Trzeciego. Jednak
Trzeci zakazał nad nim prac, z powodu niebezpieczeństwa jakie niesie jego
podanie.
− A jaki był jego zamierzony efekt? – spytał Namito.
− Poprawienie wytrzymałości, siły,
szybkości i regeneracji – odparła czarnowłosa.
− To dlatego wyniki Sakury wyszły tak
dobrze? –
zapytałem.
− Tak – odpowiedziała ponownie Shizune – Jej organizm całkowicie
zaakceptował „Projekt X”.
− Czyli Kabuto ukończył formułę… − westchnęła
Tsunade –
Mimo, że to kompletny wariat, geniuszu nie można mu odmówić.
− Co racja, to racja – przytaknął
Namikaze.
− A skąd on miał wyniki badań naszych
naukowców? –
znów zadałem pytanie.
− Orochimaru… − odrzekła chłodno
Piąta –
Gdy wciąż był Shinobi Konohy, przeprowadzał już te swoje chore eksperymenty,
więc musiała mu wpaść w ręce teczka z wynikami tych badań. Podejrzewam zresztą,
że nie tylko tych…
Nastała cisza. Każdy pogrążył się w
swoich myślach. Tylko obecni tutaj lekarze, nie za bardzo przejmowali się naszą
obecnością i robili dalej swoje. Nie wiem o czym myśleli inni, ale mi nie
dawała spokoju jedna sprawa. Co zrobimy z Sakurą? No bo, jakby nie patrzeć jest
teraz trochę takim super człowiekiem, czy coś w tym stylu. Powinniśmy to
wykorzystać? A może ją z tego w jakiś sposób wyleczyć? Choć szczerze powiedziawszy,
jestem ciekawy efektów, jakie przyniosła ta substancja…
− Tsunade – odezwał się nagle Namito – Możemy porozmawiać?
–
zapytał, a widząc, że zainteresował tym mnie i Shizune szybko dodał – W cztery oczy…
− Hmm… niech ci będzie – zgodziła się
Piąta, po czym obydwoje wyszli z pomieszczenia.
Nie wiem o czym oni rozmawiali, ale gdy
po trzydziestu minutach wrócili z powrotem do nas, Babunia oznajmiła, że wie
już co zrobi ze swoją podopieczną. Jednak ona, jak i blondyn nie powiedzieli o
co chodzi. Następnie wywaliła mnie i Namikaze ze szpitala oznajmiając, że mój
Mistrz ma się stawić u niej jutro w południe. Nie widząc nic innego do roboty,
udaliśmy się do domu.
− Wiesz co jest w tym wszystkim najlepsze?
–
spytał po jakimś czasie Namito.
− Nie…
− Tsunade sama wyrzuciła mnie ze szpitala!
–
oznajmił dumnie i serdecznie się zaśmiał, na co ja zareagowałem tak samo. W
końcu jeszcze godzinę temu, on sam chciał stamtąd uciec…
Następnego dnia. Kilka minut po południu.
Pokój Sakury.
− O co chodzi? – spytała Haruno – Czemu zawdzięczam
wizytę waszej dwójki?
− Widzisz – zacząłem – Piąta zapewne powiedziała ci już, co to
była za substancja, prawda?
− Tak – odparła różowo włosa – I szczerze, to
jestem trochę przerażona z tego powodu…
− Nie ma potrzeby – powiedziała Tsunade
–
Dałam ci czas na oswojenie się z tym faktem do dzisiaj, jednak teraz oznajmimy
ci jaką podjęliśmy z Mistrzem Namito decyzję – dodała poważnie.
− Oczywiście to czy się zgodzisz lub nie,
zależy tylko do ciebie – wtrąciłem się.
To właśnie o tym, o czym zaraz powie
Czcigodna, dyskutowaliśmy na osobności za drzwiami tamtego laboratorium medycznego.
Jest to mój pomysł, do którego zrealizowania, szczerze powiedziawszy, zachęciły
mnie słowa samego Kabuto. Nie wiem do tej pory i raczej nigdy się nie dowiem,
jaki miał cel w podaniu Sakurze tego specyfiku, ale… skoro jest okazja, to
czemu tego nie wykorzystać?
− Więc, co to za decyzja? – zapytała lekko zniecierpliwiona
dziewczyna.
− Wyruszysz z Mistrzem Namikaze na
półroczny trening, w trakcie którego Namito postara się jak najlepiej
wykorzystać twój nowy potencjał, abyś mogła z niego korzystać w stu procentach.
− Oprócz tego przewiduję jeszcze trening
ogólno rozwojowy… −
wszedłem Babuni w słowo.
− Tak – Tsunade odchrząknęła – Zatem, zgadzasz
się?
Uważnie przyglądałem się twarzy Sakury.
Widać było, że ta propozycja ją zaskoczyła. Jak dla mnie podjęcie decyzji już
teraz jest niemożliwe. Dziewczyna musi się nad tym poważnie zastanowić, w
końcu, jeśli się zgodzi, może to zaważyć na całym jej dotychczasowym życiu.
Dlatego też…
− Masz czas do wieczora! – oznajmiłem i
zacząłem wypychać Piątą z pomieszczenia – Spokojnie sobie to przemyśl! – zawołałem, gdy
byliśmy już na korytarzu − My nie będziemy przeszkadzać! – dodałem i
zamknąłem drzwi.
− Co ty robisz?! – wrzasnęła Hokage.
− To co dla niej najlepsze – odparłem poważnie
i zacząłem iść w stronę wyjścia ze szpitala – Sakura to nie Naruto, który jeszcze parę
lat temu pewnie wyciągnął by walizkę z pod łóżka i był gotów do drogi – oznajmiłem – Należy jej się
czas na przeanalizowanie tego wszystkiego, w końcu to mądra dziewczyna.
− Nie o to mi chodzi głąbie!! – krzyknęła blondynka
i walnęła mnie w głowę – Dlaczego wypchnąłeś mnie z pokoju?!
Mogłeś po prostu powiedzieć!! – wściekała się Tsunade.
− Ahhh… − westchnąłem, jednocześnie masując
miejsce, w które zostałem trafiony – Przepraszam, mój błąd…
Po wyjściu z budynku nasze drogi się
rozeszły. Miałem już zaplanowane kilka rzeczy na cały dzień. Pierwszą z nich był
trening z Hiraishin no Jutsu, aby nie wyjść z wprawy, no i oczywiście aby
doskonalić się w tej technice. Wciąż staram się jak najbardziej zminimalizować
wymagania chakry do tego jutsu, jednak jest to niezwykle trudne. Efekty, choć
nie wielkie, są zauważalne, a to motywuje mnie do dalszej pracy.
Lecz, gdy tylko skończyłem ten trening,
co zajęło mi coś około dwóch godzin, niespodziewanie nadeszła do mnie wiadomość
o tym, że Sakura prosi, abym przyszedł do niej razem z Piątą. Szczerze, to
myślałem, że będzie myślała nad tym cały dzień, a tu proszę! Mając nadzieję, że
taką samą informację otrzymała Tsunade, ruszyłem w stronę szpitala.
Rzeczywiście, Czcigodna czekała już przed wejściem. Wyglądała na lekko
podekscytowaną, co mnie trochę zdziwiło. Szybko udaliśmy się do pokoju, gdzie
przebywała Haruno. Po kilku chwilach, znaleźliśmy się przed jego drzwiami.
Zapukałem, a gdy usłyszałem odpowiedź, wszedłem do środka, a zaraz za mną
uczyniła to Piąta. Sakura stała przy oknie i wpatrywała się w niebo. Była
ubrana w swoje ciuchy, co by oznaczało, że została wypisana. Oparłem się o
ścianę obok wyjścia, a Hokage stanęła kilka kroków przede mną.
− Tak więc, jaka jest twoja odpowiedź moja
droga? –
spytała miło Babunia.
Oto rozdział! Mam
nadzieję, że się wam spodobał! Jest trochę przegadany, ale cóż, tak czasem musi
być!
Gorąco zachęcam
do komentowania!
Oceniajcie,
krytykujcie, pytajcie i do następnego! :)