„Przygotowania i Egzamin Pisemny”
Budzik. Godzina szósta rano…
Dziś rozpoczyna się mój tydzień bycia nauczycielem w
Akademii. Sam ten fakt nie był dla mnie najgorszy… szczerze to nawet byłem
ciekaw jak poradzę sobie w takiej roli. W końcu prędzej później Tsunade
przydzieli mi trójkę świeżo upieczonych Geninów. Ta perspektywa nie bardzo
komponuje się z moimi planami...
Ale wracając do tematu, dla mnie najgorsze w tym wszystkim
są te pobudki. Kto wymyślił tak wczesne wstawanie?! Mimo, że sam wstaje zawsze
około siódmej to… straszne!
Leniwie podniosłem się do pozycji siedzącej, by spojrzeć za
okno. Cała Konoha była jeszcze spowita w mroku…
Strasznie zachciało mi się ziewać, co nastąpiło natychmiast
po tym jak wstałem z wyrka. Przeciągnąłem się po raz ostatni i podszedłem
powoli do szafy, aby wyciągnąć z niej jakieś zwykłe przebranie do biegania.
Jedna rundka dookoła Liścia starczy…
Kilkanaście minut później.
Lee – Namito-sensei!!
Byłem mniej więcej w połowie trasy, gdy niewiadomo skąd
doskoczył do mnie Rock. Z początku nie byłem z tego faktu zbyt zadowolony, ale
kilka sekund później wpadłem na bardzo dobry – według mnie – pomysł. Naruto się
ucieszy…
Nam – Miło cię widzieć Lee…
gdzie zgubiłeś Gaia? – spytałem nie przerywając biegu.
Lee – Gai-sensei nie ćwiczy ze mną. Dostałem od niego
wytyczne które muszę zrealizować!! – odpowiedział z ogromną dumą młodzieniec.
Nam – A cóż to za wytyczne…?
Lee – Muszę codziennie rano przebiec pięćdziesiąt razy dookoła Konohy!!
Nam – Ahh… - byłem lekko zszokowany – No to które to już
okrążenie?
Lee – Dwudzieste trzecie Namito-sensei!! Prawie półmetek!! –
odpowiedział jeszcze bardziej dumnie niż poprzednio.
Nam – Nieźle… Lee mógłbyś coś dla mnie zrobić?
Lee – Oczywiście sensei! – odrzekł z radością – O co chodzi?
Nam – Myślę, że ten pomysł ci się spodoba…
Siódma dwadzieścia.
Nam – Naruto!!
W moim pokoju rozległ się głośny krzyk Namikaze. Dzięki
czasowi, jaki z nim do tej pory spędziłem zdążyłem się już przyzwyczaić do
takich pobudek.
Ten krzyk oznaczał również jedną rzecz – mam dziesięć minut
by zejść na śniadanie. Powoli zwlokłem swoje zwłoki z łóżka i jakoś doszedłem
do szafy, z której wyciągnąłem swój tradycyjny czarno-pomarańczowy strój.
Potem swoje kroki skierowałem ku łazience, aby zimną wodą
doprowadzić się do stanu używalności oraz po to by się ubrać.
Po dokonaniu tych wszystkich czynności, które zajęły mi
zaledwie osiem minut powoli zacząłem iść w stronę kuchni.
Na wejściu nie było czuć aromatu jakichkolwiek przypraw,
więc dzisiejszy poranny posiłek stanowiły pewnie kanapki. Gdy spojrzałem na
stół moje przepuszczenie się potwierdziło.
W momencie w którym usiadłem, Namikaze właśnie kończył
dopijać szklankę herbaty. Był ubrany w strój Jōnina, co oznaczało, że ma coś
ważnego do zrobienia.
Nar – Śpieszy ci się gdzieś…? – spytałem biorąc jednocześnie
swój kubek z ciepłym napojem.
Nam – Dziś zaczyna się moja robota w Akademii. Zapomniałeś?
– odpowiedział chłodno.
Nar – Ahh no tak… A co z moim domniemanym treningiem?! –
wystrzeliłem nagle z pytaniem, zdając sobie sprawę, że być może będę miał
spokój.
Nam – O to się nie martw. Już się tym zająłem – cała
nadzieja zniknęła tak szybko, jak się pojawiła – Powiem ci tylko tyle, że przez
ten tydzień popracujesz nad kondycją – wyjaśnił i chytrze się uśmiechnął.
Nar – Nad kondycją? Przecież…
Nam – Jesteś bardzo, ale to bardzo wytrzymały wiem –
przerwał mi – Jednak gdyby trzeba było biec nieustannie kilka godzin, i to
bardzo szybkim tempem… no tutaj byś się raczej nie popisał!
Nar – A skąd wiesz?! – oburzyłem się.
Nam – Przebywałem z tobą nieustannie przez trzy lata.
Potrafię ocenić czy ktoś…
Nie dokończył, gdyż rozległo się głośne pukanie do drzwi.
Namito delikatnie się uśmiechnął po czym wstał od stołu i ruszył, aby sprawdzić
kto nawiedza nas o tak wczesnej porze.
Coś mi się jednak zdaję, że on doskonale wie kto to…
Nie przejąłem się tym i spokojnie zacząłem pochłaniać
pierwszą z kanapek. Jedyne co usłyszałem to powitanie blondyna. Po chwili
Namikaze wszedł do kuchni i oparł się o ścianę zaraz przy wejściu. Przez chwile
popatrzyłem na niego zdziwiony, biorąc kolejny kęs kanapki do ust, gdy w progu
pojawił się Lee.
Lee – Gotowy poczuć siłę młodości Naruto?! – krzyknął z
entuzjazmem.
Gdy to usłyszałem momentalnie się zakrztusiłem. Z pomocą
natychmiast przyszedł mi Rock, no bo jakby inaczej.
Lee – Nic ci nie jest?! – spytał nadal klepiąc mnie po
plecach.
Nar- Nie..! Dzię.. Dzięki! – ledwo odpowiedziałem.
Namito jednak nie był tak opiekuńczy i śmiał się w
najlepsze, więc natychmiast posłałem mu groźne spojrzenie. Mój sensei jednak
nie wiele sobie z tego zrobił i śmiał się dalej.
Nar – Bardzo śmieszne wiesz! – krzyknąłem z wyrzutem i
spojrzałem na Rocka – A więc jak masz zamiar przeprowadzić nasz trening? –
spytałem, tym razem spokojnie.
Lee – Myślę, że tygodniowy kurs dla średniozaawansowanych
Gai-senseia będzie dla ciebie najlepszy Naruto! – odpowiedział z dumą.
Nar – Średniozaawansowanych…?
Nam – Chyba nie chcesz biegać ze stu kilogramowymi
ciężarkami na każdej z kończyn co?
Nar – Sto kilo?? I to jest wersja…
Lee – Takie ciężarki zakładam do zwykłego treningu! Kiedy
jednak trenuje z Gai-senseiem zakładam ciężarki stu dwudziesto pięciu kilowe! W
tedy po pewnym czasie zaczynam czuć pewien dyskomfort…
Nar – Dobra! Tyle mi starczy! – przerwałem lekko przerażony
– A mi jakie zafundujesz…?
Lee – Żadnych! Zapomniałem wspomnieć, że ten trening będzie
miał na celu poprawienie ogólnej wydolności organizmu, więc tutaj nie będzie
liczyła się siła lecz czas. Tak więc ogólnie wyjdzie to tak, że będziemy dużo
biegać skakać itp. itd.
Nar – Czyli nie będzie tak źle! Trzeba było tak od razu
mówić! – orzekłem uradowany, na co Namito po raz kolejny wybuchł śmiechem.
Nam – Nawet nie wiesz o czym mówisz Naruto… no ale
zobaczysz! A tym czasem panowie wybaczą, ale obowiązek wzywa! Narka! – pożegnał
się i zniknął w kłębie białego dymu.
Lee – Obowiązek? – spytał Rock ze zdziwieniem.
Nar – Dostał tydzień bycia nauczycielem w Akademii…
Lee – To zaszczytne zadanie! Nauczać przyszłą generację
młodych Shinobi…
Jeśli wytrzymam z nim ten tydzień to już będzie nie lada
osiągnięcie!
Swoją drogą, ciekawe po co tak naprawdę mi trening
kondycyjny…?
Powolnym krokiem przekroczyłem drzwi wejściowe Akademii.
Było tu bardzo cicho, co oznaczało, że lekcję niedawno się zaczęły.
Nie zbyt się śpiesząc przemierzałem korytarz w poszukiwaniu
recepcji. Dawno mnie tu nie było więc wiele mogło się zmienić.
Korytarz wejściowy kończył się otwierając drogę w prawo i
lewo. Stanąłem po środku rozwidlenia i przyjrzałem się dokładnie każdej nowej
możliwej trasie którą miałem do wyboru.
Gdy tak tam stałem, w pewnym momencie usłyszałem dźwięk,
które wydają dawno nie oliwione zawiasy. Szybko obejrzałem się w tamtą stronę,
a mój wzrok spoczął na moim starym koledze – Iruce Umino.
Iru – Namito! Nareszcie jesteś! – zawołał radośnie i ruszył
w moją stronę – Już martwiłem się, że nie przyjdziesz!
Nam – Wiesz, wolałbym nie narażać się na gniew Tsunade. To
by mogło się źle skończyć… - odpowiedział pół żartem pół serio – No więc gdzie
są te dzieciaki? – spytałem, a na mojej twarzy zagościł serdeczny uśmiech.
Iru – W Sali z której wyszedłem. Nie mogą się już doczekać
na naszego gościa specjalnego…
Nam – Specjalnego? – zdziwiłem się – Przecież będę ich
nauczycielem przez tydzień!
Iru – No niby tak, ale wiesz. To są jeszcze małe brzdące
którym tylko zabawa w głowie. Musiałem ich jakoś… zaciekawić – odpowiedział
chytrze.
Nam – Więc jak?! Nie każmy im dłużej czekać! – zawołałem
pewnie i ruszyłem w stronę drzwi z których nie dawno wyszedł Umino.
Iru – Pozwól, że wejdę pierwszy… - powiedział i natychmiast
to uczynił – Poczekaj chwilę…
Lekko się uśmiechnąłem i oparłem o ścianę, czekając aż Iruka
mnie… zapowie? Chyba tak.
Nie wsłuchałem się w to co mówił, wyłapałem jedynie kilka
pojedynczych wyrazów takich jak „grzeczni”, „mili” i „praca domowa”.
Bycie nauczycielem nie jest takie proste… Umino jest
pierwszą osobą która pokieruje tych młodych ludzi na początku ich drogi jako
Shinobi. To bardzo odpowiedzialne zadanie…
Iru – Od dzisiaj, do końca tego tygodnia waszym nauczycielem
będzie nasz gość! – oznajmił radośnie i przerwał swoją wypowiedź, co chyba
znaczyło że mam wejść do środka.
Wziąłem głęboki oddech i pewnie wkroczyłem do klasy. W
jednym momencie poczułem na sobie około trzydzieści zaciekawionych spojrzeń.
Stanąłem obok Iruki i czekałem.
Po chwili zacząłem zastanawiać się, na co tak naprawdę
czekam?
Iru – Może się przedstawisz? – zapytał na głos Umino, i
dopiero w tym momencie dotarło do mnie, że te dzieci nie mają raczej pojęcia
kim jestem.
Nam – Hah… no tak. Nazywam się…
- Dlaczego wygląda Pan jak Czwarty Hokage? – zapytała jakaś
dziewczynka.
- Rzeczywiście! Patrzcie! – w klasie wybuchła wrzawa. Każdy
nie mógł się nadziwić moim wyglądem… czemu zawsze muszę to przechodzić od nowa?
Spojrzałem błagalnie na Irukę, a ten tylko wzruszył
ramionami i chyba powiedział „Powodzenia” po czym wyszedł z pomieszczenia. W
tym momencie moja psychika uległa lekkiemu załamaniu, ale jakoś się trzymałem.
Jakby ich tu uciszyć? Z jednej strony to jeszcze dzieci,
więc nie mogę być zbyt surowy, lecz z drugiej strony są to przyszli Shinobi
Wioski Liścia, więc trochę dyscypliny by im się przydało…
Podniosłem do góry rękę – zero reakcji. Zakasłałem aby
zwrócić ich uwagę – to samo. Rany! Jak takie dzieciaki mogą się tak głośno
zachowywać?! Tu trzeba czegoś stanowczego… ha! Wiem!
Wystawiłem prawą rękę do boku i otworzyłem dłoń. Po kilku
sekundach zaczęła pojawiać się na niej niebieska kula z chakry, by po chwili
zacząć zmieniać swój kolor na biały. Dźwięk który zaczął wydawać z siebie
Rasnegan błyskawicznie skupił uwagę wszystkich uczniów, ale to tak, że w moment
słychać było tylko przenikliwy odgłos.
Anulowałem technikę i srogo na wszystkich spojrzałem.
- Skoro poświęciliście mi już swoją uwagę, pozwólcie, że się
przedstawię! Nazywam się Namikaze Namito, i jak zapewne wspomniał wam
Iruka-sensei będę waszym nauczycielem przez najbliższy tydzień! – oznajmiłem
triumfalnie i odszukałem wśród uczniów dziewczynkę, która zadała pierwsze
pytanie – Moja droga, nie jestem Czwartym Hokage. Jestem jego bratem!
- Naprawdę?! Wow!! – wszystkie dzieciaki znów miały popaść
we wcześniejszy stan, ale je powstrzymałem.
- Ani mi się ważcie rozmawiać! Dobrze… - zacząłem chodzić po
klasie – Skoro wasza koleżanka wspomniała o Czwartym, musieliście mieć niedawno
lekcje z historii Konohy prawda? – spytałem spokojnie.
- Tak Namito-sensei! – odpowiedział jeden z chłopców.
- Dziękuje. Tak więc, co możecie powiedzieć mi o Czwartym
Hokage? – ciągnąłem temat dalej.
- Był najszybszym człowiekiem na świecie!
- Miał na imię Minato!
- Pan wygląda jak on!
- Był silny i mądry!
- Dobrze wystarczy! – przerwałem dzieciom wyliczankę –
Wszystko co powiedzieliście to prawda. No może z tym wyglądem się nie zgodzę… -
dopowiedziałem, na co kilkoro z uczniów zaśmiało się – A możecie mi powiedzieć,
czym wsławił się Czwarty?
Zapadła cisza. Teraz nie mają nic do powiedzenia co…?
Przenikliwie zacząłem się wszystkim przyglądać, lecz nagle
mój wzrok przykuła czyjaś podniesiona ręka. Była to ta sama dziewczynka która
zwróciła uwagę na mój wygląd.
- Tak? Śmiało! – zachęciłem ją.
Dziewczynka wstała. W tym momencie trochę mnie zatkało, gdyż
miała nietypowe śnieżnobiałe proste włosy, które sięgały jej za łopatki. W moją
postać wpatrzone były bystre, ciemno-niebieskie oczy, a na ustach gościł
nieznaczny uśmiech. Uczennica była ubrana w zwykłą czerwoną bluzę z kapturem i
tego samego koloru krótkie spodenki zakrywające uda. Na nogach miała czarne,
standardowe buty Shinobi.
Ogólnie była niezbyt wysoka, oraz miała drobną sylwetkę, ale co się dziwić - ma dopiero siedem lat…
Ogólnie była niezbyt wysoka, oraz miała drobną sylwetkę, ale co się dziwić - ma dopiero siedem lat…
- 17 lat temu uratował Wioskę przed atakiem złego demona… i
był bohaterem Trzeciej Wielkiej Wojny Shinobi! – ta mała wie dość dużo jak na
swój wiek.
- Bardzo dobrze… jak masz na imię? – spytałem
- Rina Namito-sensei! – odpowiedziała radośnie.
- Rina... dziękuje za odpowiedź! – zrobiłem pauzę i oparłem
się o biurko – Czy ktoś chce jeszcze coś powiedzieć na temat Czwartego? A może
macie jakieś pytania?
- Tęskni Pan za nim? – pytanie zadał jakiś chłopiec z
ostatniej ławki.
- Czy tęsknie…? Oczywiście, że tak. W końcu był moim bratem…
rodziną. Jednak nie mogłem popaść w rozpacz! Wierzcie mi, jego stratę odczułem
bardziej niż śmierć naszych rodziców. Lecz wiecie co? Jego śmierć sprawiła, że
jestem teraz tym kim jestem – uśmiechnąłem się, a w tym momencie zadzwonił
dzwonek.
Dzieciaki momentalnie poderwały się z ławek i wybiegły na
plac wewnętrzny, aby się odprężyć przed kolejną lekcją ze mną. Właśnie… kolejna
lekcja. Co ja mam z nimi robić?
Spojrzałem na blat biurka i dostrzegłem na nim coś co
przypominało plan lekcji. Szybko wziąłem tą kartkę i ją przeczytałem. Było tam
wszystko co powinienem wiedzieć… na szczęście.
Czyli teraz powinna być lekcja teorii co? Chakra, bronie i
te sprawy… Trzeba im to będzie jakoś klarowanie objaśnić!
Lee – Dalej Naruto!! Jeszcze tylko 100 pompek!!
Nar – Zaa… Zaa… Zabije was!!
Od kilku godzin nic tylko bieganie, pompki, przysiady i całe
inne cholerstwo! Czemu ma to niby służyć?! Ma mnie zamęczyć na śmierć?!
Przecież to tylko głupi Egzamin Pisemny a potem…
Ahh! Więc to wszystko przez ten las! Las Śmierci… na samą
myśl o nim robi mi się zimno. Podczas mojej ostatniej wizyty tam działy się
naprawdę dziwne rzeczy… no i Orochimaru. A potem cały ten atak na Konohe… a to
wszystko działo się prawie cztery lata temu! Ale ten czas leci…
No cóż. Trzeba się skupić na tym treningu, bo mi Namito
później żyć nie da.
Lee – Dwieście pięćdziesiąt! Dobrze Naruto! – zawołał z
entuzjazmem Rock – Teraz przebiegniemy kilka razy dookoła Wioski i to wszystko
na dziś!
Nar – Ohh… to jak ty się umówiłeś z Namikaze co?
Lee – Mam tydzień aby poprawić twoją kondycję! Wszystko
sobie odpowiednio zaplanowałem, więc pełna regeneracja twojego organizmu
powinna następować z dnia na dzień, dzięki czemu nasze działania będą bardzo
efektywne! – wyjaśnił z tajemniczym błyskiem w oku – Po tym tygodniu będziesz
czuł wielką zmianę obiecuje ci to!
Nar – Nadal nie jestem pewien czy dożyję końca tygodnia… -
szepnąłem sam do siebie.
Lee – Dobrze! Koniec przerwy! Ruszamy!! – zawołał Rock i
zaczął biec w stronę Liścia.
Chcąc nie chcąc musiałem podążyć za nim, dodatkowo
utrzymując jego tempo.
Czy on się nie męczy? Gdy ja zrobiłem serie brzuszków,
przysiadów i pompek on robił to samo. Tyle, że on zrobił tego trzy razy więcej
i skończył przede mną…
No i tak to wygląda. Zaczynamy jakimś ćwiczeniem w domu, potem
biegamy dookoła Konohy, wracamy, znowu jakieś ćwiczenie i znów idziemy biegać.
I tak kilka razy.
Może i jest w tym jakiś cel, ale ja go na razie nie widzę…
Nam – Do widzenia dzieciaki! Trzymajcie się!
Wszyscy uczniowie opuścili klasę, a ja wyczerpany opadłem na
krzesło za biurkiem. Nigdy nie sądziłem, że bycie nauczycielem jest takie
męczące. Ciągłe pytania, tłumaczenie, dyktowanie i pisanie…
Choć z drugiej strony to może kwestia przyzwyczajenia?
Nagle usłyszałem ciche pukanie. Szybko spojrzałem w stronę
drzwi, w których pojawił się Iruka. Uśmiechnąłem się lekko i ręką wskazałem aby
wszedł.
Iru – Widzę, że pierwszy dzień pracy niezbyt cię oszczędził
co? – zaśmiał się i oparł o biurko – Jak wrażenia?
Nam – Chyba przeproszę swojego wychowawcę! – szybko
odrzekłem – Gdyby żył pewnie bym to zrobił… No cóż. Te dzieci są wspaniałe!
Szczególnie jedna z dziewczynek mi zaimponowała…
Iru – Rina? Tak, jest bardzo bystra. Z tego co mi mówiła
zawdzięcza to starszej siostrze.
Nam – Siostrze? – spytałem zdziwiony
Iru – Niestety… ich rodzice nie żyją. Nikt nie wie jak to
się stało. Od tamtej pory są pod opieką pewnej staruszki.
Nam – A ile lat ma jej siostra?
Iru – Trzynaście. Jest już Geninem, a niedługo będzie brała
razem ze swoją drużyną udział w Egzaminie.
Nam – I jeszcze powiesz mi, że jest bardzo utalentowana co?
Iru – Miała najlepsze oceny w swojej klasie… to musi o czymś
świadczyć.
Nam – Jak oceniasz jej szansę…? – spytałem nie pewnie.
Iru – Jeżeli nie wydarzy się nic niespodziewanego, no i
jeśli nie spotka się podczas któregoś z etapów z Naruto… ma całkiem sporę
szansę na zostanie Chūninem.
Nam – Swoją drogą… ciekawe jak idzie Uzumakiemu! – zawołałem
radośnie i wstałem z krzesła.
Iru – Niby co…?
Nam – Trening! Wybrałem mu najlepszego możliwego trenera,
jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne…
Iru – Gai?!
Nam – O nie! Jego i ja bym nie przeżył… Wybrałem jego
lżejszą wersję.
Iru – Rock Lee? Cóż… są przyjaciółmi więc nie powinno być
żadnych problemów.
Nam – No właśnie… Dobra miło się rozmawia, ale obiecałem
dzieciakom, że jutro przyprowadzę tutaj Tsunade. Muszę to jakoś załatwić… więc
życz mi szczęścia! – krzyknąłem i zniknąłem w białym kłębie dymu.
Cóż takim uczniom jak oni się nie odmawia. Zwłaszcza, że
naprawdę chcą się czegoś dowiedzieć o Pierwszym i Drugim. Myślę że Piąta się
zgodzi… postawię jej butelkę sake albo coś.
Nadszedł dzień rozpoczęcia Egzaminu!
W Wiosce panuje wielkie poruszenie w związku z przybyciem
tylu gości. Jest to jednak przedsmak tego co czeka Konohe przed finałem.
Do Egzaminu będzie przystępować pięć drużyn od nas, cztery z
Suny, po trzy z Iwa i Kumo oraz dwie z Kiri. Łącznie 51 osób. Nie jest to jakaś
duża liczba, a to wszystko przez atak który miał miejsce cztery lata temu…
Ja jak wiecie postanowiłem zgłosić do tego Egzaminu Naruto.
Jak już go zda, to droga do zostania Jōninem będzie już bardzo prosta.
Tak więc przez pierwszy tydzień był pod opieką Lee, który
przygotował go fizycznie. Wiem, że to może wydawać się głupie, ale Las Śmierci
to miejsce, gdzie nawet ja bym miał problemy z utrzymaniem dobrego stanu. Potem
na dodatek dochodzą walki w tej wierzy.
Ja nie mogłem się nim zając ze względu na przydzielenie mi
tygodnia w Akademii. Przyznam szczerze, że będę ten czas wspominał bardzo miło.
Tsunade zgodziła się przyjść tego drugiego dnia, ale
kosztowało mnie to trzy butelki sake. Dobrze, że tylko tyle…
Drugi tydzień miałem już wolny, więc siedziałem w domu z
Naruto, który naprawdę nie miał ochoty nigdzie wychodzić. Podszkoliłem go z
teorii, aby mógł napisać jak najwięcej na tym teście.
Gdy powiedział mi, że za pierwszym razem oddał pustą kartkę…
miałem wielką ochotę przypomnieć o tym Ibikiemu! Nie mogłem go jednak jakoś
złapać…
Była godzina dziesiąta trzydzieści. Korytarz na którym
znajdowało się wejście do pomieszczenia w którym będziemy pisać było pełne
ludzi.
Trochę głupio się czułem, bo najwyższa z tych osób ledwo
sięgała mi do ramion…
Nie mając nic lepszego do roboty usiadłem na parapecie przy
jednym z okien i wpatrywałem się w Konohe, jednocześnie wspominając wydarzenia
z mojego pierwszego podejścia do tego Testu.
To były czasy… Cała Drużyna Siódma razem. Chciałbym żeby
znów tak było.
Spojrzałem na zegar który wisiał na jednej ze ścian. Było za
pięć jedenasta. Chciałem wstać, gdy nagle dostrzegłem idącego w moją stronę
Ibikiego. Tej twarzy nigdy nie zapomnę…
Szybko stanąłem na podłodze, a egzaminator zatrzymał się dwa
metry przede mną.Był ubrany w charakterystyczny dla oddziału od przesłuchań
czarny długi płaszcz.
Mężczyzna spojrzał na mnie bardzo surowo, po czym lekko się
uśmiechnął.
Ibi – Znowu ty co? Mam nadzieję, że tym razem lepiej się
przygotowałeś i nie oddasz pustej kartki…
Nar – Jeszcze cie zaskoczę! – odpowiedziałem pewnie.
Ibi – To się okaże… choć ze mną! – rozkazał i ruszył w
stronę schodów.
Nie wiedząc za bardzo o co chodzi niechętnie podążyłem za
nim na, jak się okazało, kolejne piętro budynku.
Gdy tam już dotarłem zobaczyłem, że Morino stoi obok
otwartych drzwi, które prowadziły do bardzo ciemnego pomieszczenia.
Spojrzałem na egzaminatora pytająco, a ten tylko ruchem
głowy wskazał, że mam tam wejść. Jednak za nim to uczyniłem, zatrzymałem się w
progu.
Nar – Dlaczego nie piszę z resztą?
Ibi – Znasz już formułę tego testu, po za tym wole uniknąć
takiej sytuacji jak ostatnio. Przez ciebie musiałem przepuścić bardzo dużo osób…
Nar – To na czym polega mój sprawdzian?
Ibi – Masz go napisać w warunkach skrajnie do tego
nadających się.
Nar – To znaczy?
Ibi – Zobaczysz! – krzyknął i wepchnął mnie do środka, po
czym szybko zamknął drzwi na klucz.
Na środku pomieszczenia ledwo świeciła się jakaś żarówka
spuszczona z sufitu, oświetlając biurko i krzesło. Wyglądało to jak w jakimś
horrorze…
Nie pewnie podszedłem do stolika, na którym leżała karta
testowa i dwa długopisy.
Powoli usiadłem na krześle, gdy nagle w którymś kącie
pomieszczenia zapaliła się jakaś czerwona lampka.
? – Uzumaki Naruto! – rozległ się jakiś zniekształcony głos –
Twój egzamin będzie polegać na napisaniu, i przetrwaniu różnych
nieprzewidzianych zdarzeń! Aby przejść do następnego etapu musisz rozwiązać co
najmniej trzy czwarte testu… oraz przetrwać! Masz godzinę! Czas start!
Głośno westchnąłem. Poprawiłem swój płaszcz, a na stole
położyłem kilka kunaiów. Wziąłem długopis do ręki i podpisałem kartkę.
Nagle z dwóch stron w moją stronę nadleciały shurkieny.
Szybko odepchnąłem się nogami do tyłu, i nie wstając z krzesła schyliłem się w
dół, gdyż w moje plecy zostało rzuconych kilka noży.
Ja jednak, jak gdyby nigdy nic się nie stało ponownie
przysunąłem się do stołu i zacząłem pisać.
Mam nieodparte wrażenie, że ten atak skądś kojarzę…
No cóż. Zapowiada się naprawdę interesująca godzina!
Mam nadzieję, że się wam spodoba!
Trochę mnie znowu nie było, za co ponownie przepraszam!
Liczę gorąco na wasze komentarze!
Oceniajcie, krytykujcie, pytajcie i do następnego! :)