Festiwal
− Powiesz mi o co chodziło z Hinatą? – spytał Sannin, kilka minut po tym jak oddaliliśmy się od Bramy Głównej.
Znajdowaliśmy się już w lesie, przez
który biegła ścieżka do naszego domu. Szczerze powiedziawszy, przechodziłem
tędy kiedyś tyle razy, ale ani razu na nią nie zwróciłem uwagi.
− Ahh… miałem ci
opowiedzieć! To dość długa historia, ale ci ją streszczę…
− Czemu…!? Może
dzięki temu dałbyś mi inspirację do nowej książki…! – zaprotestował Jiraiya.
− Noo nie… teraz to
na pewno nie opowiem ci wszystkiego!
− Ale..!
− Sensei!! –
krzyknąłem na znak, że i tak nie ma szans.
− No dobra… nie
chcesz nie mów! – udał obrażonego.
− Dziś rano Namito poinformował
mnie, że przyjeżdżasz. Bardzo mnie ta wiadomość ucieszyła…
− Naprawdę?! –
przerwał mi podekscytowany Sannin – Bardzo mi miło…
− Ale chyba zacznę
tego żałować… - szepnąłem sam do siebie.
− Coś mówiłeś?
− Nic nic… Kontynuując
stwierdziłem, że Tsunade powinna się dowiedzieć o twojej wizycie, więc po
śniadaniu od razu się do niej udałem.
− Po co…?!
Zrobiłbym jej niespodziankę! – Jiraiya znów się obruszył, jednak gdy spotkał na
sobie mój groźny wzrok szybko się uspokoił – Ee… I co było dalej?
− Dziękuje. Tak
więc w drodze do jej gabinetu, spotkałem Sakure, Ino i Hinate. Przywitałem się
tylko z nimi i poszedłem dalej. Prawdopodobnie w tedy one coś sobie ubzdurały…
− Dlaczego? –
zapytał z ciekawością Sannin.
− Bo gdy tylko wyszedłem
od Piątej, na wyjściu od razu czekała na mnie Sakura! Dalszy ciąg możesz już
sobie dopowiedzieć… Wszystkie trzy zachowywały się bardzo dziwnie, tak jakby na
siłę chciały się dowiedzieć czemu jestem tak zadowolony.
− Rozumiem…
przynajmniej się nie nudziłeś… - podsumował z uśmiechem białowłosy
− Taa… ale za
więcej takich przygód szczerze dziękuje. To było naprawdę dziwne…
− Czy ja wiem? –
Sannin zaskoczył mnie taką odpowiedzią.
− Co masz na myśli?
– spytałem.
− Hmm… wystarczy na
ciebie spojrzeć! Nie jedna dziewczyna na pewno skoczyła by za tobą w ogień! –
odparł – Ehh… widać, że brakuje ci mojej szkoły chłopcze!
− Gadasz głupoty!
To na pewno nie dlatego! Myślisz, że nie zauważyłbym… - oburzyłem się, lecz
Żabi Pustelnik ponownie mi przerwał.
− Spytajmy się
Namito o zdanie. Co ty na to…? – spytał zadziornie.
− Niech ci będzie!
On na pewno przyzna mi rację! – odpowiedziałem pewny siebie.
− Jiraiya-sensei ma
racje…
Ostatnią część drogi przeszliśmy w
milczeniu. Gdy tylko dotarliśmy do domu, pobiegłem szukać Namito, który jak
zwykle siedział z tyłu domu.
Było tam kilka ładnych drzew, a Namikaze
szczególnie upodobał sobie czytanie książek w ich cieniu. Więc gdy go tam
znalazłem opowiedziałem o wszystkim co zaszło i zadałem mu pytanie. Byłem
pewien, że przyzna mi rację…
− Jak to?!
Przecież… - chciałem jakoś zaprotestować, ale odpowiedź blondyna wystarczająco
mnie załamała.
− Hahaha… - zaśmiał
się Sannin – Mówiłem ci, że mam rację!
− Dajcie mi
dokończyć co? – odezwał się ponownie Namito, nie odrywając wzroku od książki –
Naruto, Jiraiya ma rację… ale nie do końca.
− Co chcesz przez
to powiedzieć? – spytałem, a w moim sercu ponownie zagościła nadzieja na
zwycięstwo w tej kłótni.
− Mówisz, że były
tam Sakura, Ino i Hinata tak? – zapytał i, co ciekawe, wstał.
− Tak…
− Chcesz znać
prawdę? – jego ton stał się dość tajemniczy.
− Oczywiście! – krzyknąłem.
Namito powoli do mnie podszedł i
delikatnie się schylił, tak aby móc powiedzieć mi coś na ucho.
− Co najmniej jedna
z nich coś do ciebie czuje… - szepnął, aby Jiraiya nie mógł nic usłyszeć.
− Że co?! –
wybuchłem. To był dla mnie szok.
− Nie krzycz tak,
rany…! – odparł Namikaze, po czym odskoczył w tył.
− Przeraszam… No
więc która to?! – podbiegłem do niego i zrobiłem ładne oczy – Powiedz mi! Muszę
wiedzieć!!
− Naruto!! – Namito
krzyknął i walnął mnie w głowę – To chyba w twoim interesie leży aby się
dowiedzieć nie?! Zresztą skoro jeszcze o tym nie wiesz… może rzeczywiście
Jiraiya powinien się tobą zająć?
− Z przyjemnością
bym to zrobił, ale jak wiesz nie przyjechałem tutaj na rok… bo tyle pewnie by
to trwało. Jestem tu tylko obejrzeć finały… - odparł Sannin – Nie darował bym
sobie, gdybym nie zobaczył jak mój trzeci podopieczny staje się Chūninem! Choć
trochę ci to zajęło…! – dokończył po czym szczerze się zaśmiał.
− Oj wiesz, że to
przeze mnie. Wziąłem go na trening i w ogóle… - bronił mnie Namito.
− Żartuje… Naruto
nie smuć się tak! Tym razem na pewno nie grozi nam żadna inwazja! – Jiraiya
chyba naprawdę świetnie się bawił.
− Sensei!! –
Namikaze się zdenerwował.
− Już już… no
dobra.
− Dziękuje
Namito-sensei… jeszcze chwila, a trzeba by było zbierać Ero-sennina ze ściany!!
– zripostowałem.
− Jak ty mnie
nazwałeś?! – białowłosy się wściekł.
− Panowie!!
Cóż, nasza kłótnia trwała jeszcze z
piętnaście minut. Namito w tym czasie poszedł zrobić coś do jedzenia. Szczerze
to smakowała mi jego kuchnia. Jestem ciekaw kto go nauczył tak gotować… Będę
musiał się spytać.
Gdy blondyn wrócił, nadal się kłóciliśmy.
Namikaze znał jednak bardzo szybki sposób, abyśmy obydwaj się pogodzili.
Zagroził nam, że zaciągnie nas do Tsunade. Jiraiya, tak samo jak ja szybko się
pogodziliśmy i z pokorą zasiedliśmy do stołu.
− Ahh… Namito
byłbym zapomniał. Łap! – odezwał się po pewnym czasie Sannin, i rzucił w stronę
blondyna jakiś zwój – Jest tu kilka książek, jeszcze niedostępnych w Liściu.
− Dzięki sensei! –
odpowiedział blondyn, widać było, że prezent sprawił mu radość.
− A dla mnie coś
masz?! – spytałem.
− Dla ciebie…? Hmm…
może to? – szeptał sam do siebie, i po chwili podał mi jakąś książkę – Myślę,
że ci się to przyda!
Spojrzałem na tytuł. Na moim czole
zaczęła pulsować żyłka…
− „Icha-Icha”?! Ty
chyba oszalałeś!!
− Nie… dlaczego tak
uważasz? Może gdy to przeczytasz, czegoś się nauczysz!
− Hmm… robię to
niechętnie, bo wiem co w tych książkach jest, ale… przyznaje rację Jiraiyi –
wtrącił się Namikaze – Przeczytaj to. Dobrze ci to zrobi…
− Obydwaj jesteście
nie możliwi!! – krzyknąłem i bezradnie oparłem głowę na stole…
− Takie życie
chłopcze! – zawołał Sannin i wziął łyk herbaty.
− Jiraiya-sensei… -
zaczął Namito – Finały to nie jedyny powód dla którego tu jesteś prawda?
− Jak zwykle
czujny… - odpowiedział dumnie białowłosy – Skoro doszedłeś do tego, to pewnie
wiesz też dlaczego również wróciłem.
− Jutrzejszy
festiwal… na takiej zabawie nie mogło cię zabraknąć co? – spytał blondyn i się
uśmiechnął.
− Skądże! Be ze
mnie to nawet nie było by zabawą! Mówię ci, jutrzejszy wieczór przejdzie do
legendy!! – krzyknął wesoło Pustelnik.
− Tsunade w końcu
wyślę cię do szpitala? – zapytałem zadziornie.
− Być może…
Reszta dnia minęła nam na wspominkach
oraz pobycie w łaźni. Było dużo śmiechu, szczególnie gdy Namikaze chciał utopić
Jiraiye za propozycje, abym użył jednej ze swoich „zabójczych technik”. Gdyby
ktoś widział minę Namito i ten mord w oczach!
Nasza trójka mogłaby zagrać w naprawdę
dobrej komedii…
− Tsunade nas zabije! – krzyknąłem gdy
przechodziliśmy przez Bramę Główną Wioski – Musieliście zacząć dyskusje na temat
postępowania wobec kobiet?!
− Może, ale weź pod
uwagę to, że robiliśmy to dla twojego dobra! – zawołał Sannin – Może podczas
mojego pobytu tutaj jednak czegoś się nauczysz!
− Jesteście
niemożliwi! Nawet ty Namito−sensei! Spodziewałem się po tobie choć za
grosz poczucia czasu! – byłem na tą dwójkę strasznie zły – Mieliście tyle
czasu, aby sobie pogadać o kobietach, ale nie! Wy musieliście zacząć gadać o
tym na dwadzieścia minut przed mową Tsunade!
− Ohh Naruto…
wiesz! Zrozumiesz jak trochę podrośniesz! – zawołał Namikaze i poklepał mnie po
ramieniu –
Na pocieszenie spójrz, jak wygląda Główna Ulica! – blondyn powiedział to takim tonem, jakby
nic się nie stało i wskazał mi ręką to, co było przede mną.
Rzeczywiście
Ulica zmieniła się nie do poznania. Tam gdzie jeszcze nie tak dawno były
swoiste pobocza, obecnie stał rząd straganów, stoisk i budek, które oferowały
wszystko. Dosłownie wszystko! Od różnych gier i wyzwań, przez zabawki i
jedzenie, po pamiątki z Konohy, oraz sake, co szczególnie uradowało Sannina.
Wszystko to otaczały tłumy ludzi, zarówno miejscowych jak i przejezdnych.
Szczerze powiedziawszy to dotarcie do budynku administracyjnego mogło być jeszcze
większym problemem niż to, że i tak jesteśmy spóźnieni…
Wszyscy mieszkańcy i goście, na dzisiejszy wieczór porzucili swoje zwyczajne
stroje i ubrali coś odświętnego. Dotyczyło to również naszej dwójki, bo Jiraiya
stwierdził, że w swoim ubraniu i tak wygląda zabójczo przystojnie. Jedyne co
tak naprawdę zmienił to to, że zdjął ze swoich pleców ten wielki zwój. No, ale
wracając do naszego wyglądu… Namito założył czarny garnitur, pod który narzucił
czarną, zwykłą koszulę. Jak stwierdził – nie lubi wyglądać jak choinka i woli
proste kompozycje. Mogę zresztą powiedzieć to samo, bo ubrany byłem praktycznie
identycznie, z tą różnicą, że zamiast hebanowej, miałem pomarańczową koszulę.
Obydwaj nie mieliśmy krawatów, a wszystko co związane z byciem Shinobi zostało
w domu.
− Wiecie co…! – zaczął Namito po
kilku minutach przeciskania się przez rozbawiony tłum ludzi – Chyba sobie
wskoczę na dach!
− To wcale nie
głupi pomysł! –
zawołałem –
A ty jak sądzisz Jiraiya−sensei?
− Idźcie! Ja was zaraz dogonię! Właśnie dostrzegłem coś, co może bardzo
przydać się do mojej następnej książki… − gdy to
mówił, strasznie się zarumienił. Stary zbok.
− Jak chcesz
sensei! – odparł Namikaze, wzruszył ramionami i skoczył na
najbliższy stragan z dość solidnym dachem, by następnie znaleźć się na szczycie
jednego z budynków.
Kręcąc z niedowierzaniem głową,
poszedłem w jego ślady. Przecież mieliśmy się dobrze bawić we trzech, a ten już
na wstępie robi takie numery!
Przez to, że się zamyśliłem o mało nie
wpadłem na Namito, który niespodziewanie się zatrzymał. Spojrzałem na niego – jego twarz zwrócona była w dół, ku tym wszystkim ludziom. Nie byłem w
stanie wyczytać z jego miny o co chodzi, ale wyglądało to tak, jakby coś
wspominał.
− Stało się
coś? – spytałem.
− Ohh..
przepraszam… − odpowiedział szybko, jakbym wyrwał się z transu – Wiesz, ostatnio takie tłumy w tej Wiosce widziałem bardzo dawno temu…
− Kiedy? – blondyn wzbudził moją ciekawość.
− Na
zaprzysiężeniu Czwartego… tylu ludzi nie było nawet na ceremonii Piątej. Ten
dzień był dla mnie cóż… wyjątkowy! – uśmiechnął
się szczerze i spojrzał w stronę Góry Hokage – Mój starszy
braciszek spełnił swoje największe marzenie…
− Skoro tak
mówisz, to musiał być naprawdę fajny dzień! –
odpowiedziałem mu uśmiechem i dodałem – Jak wiesz,
moje marzenie jest bardzo podobne…
− Postaram
się, żeby ci się udało… ale do tego jeszcze długa droga! No… dość tego
rozczulania się. Tsunade i tak nas pewnie zabije… ścigamy się? – spytał chytrze.
− Chcesz się
ośmieszyć? – odparłem zadziornie – Ostatni miesiąc przesiedziałeś pod drzewami! Za to ja musiałem podjąć
się tego twojego dziwnego treningu…
− Potraktuj
to jako sprawdzian… − odrzekł z
uśmiechem i podniósł z podłoża jakiś kamyk – Startujemy
gdy kamień spadnie na ziemie! – wyjaśnił po
czym przyjął pozycję do biegu.
− Niech ci
będzie! – krzyknąłem i uczyniłem to co on.
Namito podrzucił przedmiot do góry. Ten
po kilku sekundach opadł w dół, a gdy tylko doszedł do mnie odgłos uderzenia
wystartowałem. Był to udany początek biegu, a co ciekawsze przyszło mi to z
dużą łatwością. Namikaze jednak nadal był szybszy ode mnie, ale… nie tak jak
kiedyś! Z zawrotną prędkością przeskakiwaliśmy z budynku na budynek. Rezydencja
Hokage z każdym krokiem była coraz bliżej, a za nim się obejrzałem skończyły
się dachy po których można skakać. Namito wylądował na ziemi wcześniej ode
mnie, jednak różnica była minimalna. Nigdy nie przepuszczałbym, że dotrzymam mu
kroku, mimo tego co powiedziałem przed rozpoczęciem wyścigu. Czyżby to był efekt
treningu, który blondyn mi zalecił?
Miejsce, w którym się znaleźliśmy wyglądało zgoła inaczej
niż główna ulica wioski. Był to wydzielony plac przed Budynkiem
Administracyjnym, który wyznaczały długie stoły, tworząc coś na wzór
prostokąta. Można powiedzieć, że tutaj odbywała się impreza dla VIP−ów. Było tu
wiele ważnych osób, związanych bezpośrednio z Konohą, oraz Krajem Ognia, jak i
wielu wysłanników z innych Ukrytych Wiosek i Państw. Jednak najważniejsza część
tego zbiorowiska, swoje miejsca miała przy stole biegnącym wzdłuż muru
okalającego siedzibę Hokage. Była tam Tsunade, wraz z członkami starszyzny,
oraz, co mnie miło zaskoczyło, Gaara razem ze swoim rodzeństwem i jakimś
gościem którego nie znam.
− I jak
wrażenia po biegu? – spytał
serdecznie Namito.
− Jestem… ci
wdzięczny! – odparłem z uśmiechem na ustach – To zasługa twojego treningu prawda?
− Być może… − odrzekł tajemniczo – Widać, że
się do niego przyłożyłeś. Jestem zadowolony z twoich postępów! – odrzekł i poklepał mnie po ramieniu – Oby tak
dalej! A teraz czas na wymienienie uprzejmości z tymi wszystkimi gburowatymi…
ahh nie będę kończył.
− Nie lubisz
polityki nie? – zapytałem.
− Nie. I
nigdy nie polubię… −
odpowiedział dość chłodno.
Przywitanie się ze znanymi
blondynowi ludźmi trochę zajęło. Na sam koniec pozostały nam miejsca, gdzie
siedzieli Tsunade i Gaara. Namito chyba specjalnie odkładał spotkanie z Piątą,
jakby obawiał się, że coś nam się stanie.
Gaare ostatni raz widziałem dwa
lata temu, podczas tygodniowego pobytu w Sunie. Facet nie powiem, zmienił się
od tamtej pory. Ubrany był w czerwony, elegancki płaszcz, który był chyba
odmianą zwykłego białego odzienia Kage. Na szyi zaś przewiązany miał biały
długi szal. To wszystko tworzyło prostą, lecz bardzo schludną i szykowną
kombinację.
Natomiast nasza cudowna Hokage
wyglądała dziś tak niepodobnie do siebie samej, że gdyby nie element pieczęci
na czole to mógłbym jej nie poznać… Zamiast dwóch kitek, w które czesała swoje
włosy każdego dnia, dzisiaj postawiła na spontaniczność i zrezygnowała z
wszelkich fryzur – pozostawiła rozpuszczone włosy, co wyglądało no… inaczej. Do
twarzy jej tak. Tak ogólnie to miała na sobie jasne spodnie, oraz białą
koszulkę, która jak zawsze pokazywała nieco więcej niż powinna. Na stopy
wsunęła klasyczne japonki, zamiast swoich standardowych butów na obcasie. Na
ramiona narzuciła słynny zielony płaszcz z napisem na plecach „Hazard”. No tak,
cała Tsunade–sama…
Gdy
podeszliśmy blondynka dyskutowała o czymś z Kazekage. Była to jednak dość luźna
rozmowa, bo gdy nas zobaczyła, natychmiast wstała. Co jeszcze bardziej mnie
zaskoczyło, uśmiechnęła się i przeskoczyła przez stół.
− Podobała
wam się moja mowa? – spytała
miło.
Namito popatrzył na nią dość nie
pewnie. Potem porozumiewawczo kiwnął do mnie głową na znak, że mamy
prawdopodobnie przerąbane. Przełknąłem ślinę, i ze strachem w oczach zacząłem
przyglądać się dalszemu rozwojowi wypadków.
− Czemu nic
nie mówicie? – kontynuowała Piąta – Zabrakło wam słów? To by oznaczało, że moja mowa naprawdę się wam
podobała… ale!! – krzyknęła i w oka mgnieniu złapała nas obu za
uszy – Wy nawet nie raczyliście się na niej pojawić!!
− Ajajajaj! – to naprawdę bolało.
− Ale… tylko
spokojnie! – starał się udobruchać blondynkę Namito – Pozwól, że to wyjaśnię!
− Tu nie ma
czego wyjaśniać! Spóźniliście się i tyle! I gdzie jest ten głupiec Jiraiya!? – zawołała groźnie.
− Tu jestem! – niewiadomo skąd Sannin pojawił się za nią – Naprawdę nie musisz
maltretować tak tych biednych chłopców. Oni spóźnili się przeze mnie! – powiedział to tak beztrosko jakby był pewien, że nic mu nie grozi.
− Ohh… − popatrzyła na niego groźnie, a nas w tym momencie puściła – Przez ciebie powiadasz? Pozwól, że się z tobą przejdę… − powiedziała już milej i pociągnęła białowłosego za rękę.
Jednego byłem pewien, to nie może się
dla niego dobrze skończyć. Za to moje ucho… było chyba bardziej czerwone niż
pomidor. To samo tyczyło się Namito, jednak ten nie dał poznać po sobie bólu.
Spojrzałem w stronę stołu. Wszystkiemu z politowaniem przyglądało się
rodzeństwo Garry, lecz on sam delikatnie się do mnie uśmiechnął.
Moja uwaga ponownie wróciła do Sanninów.
Odeszli już od nas ładnych parę metrów. Tsunade chyba coś tłumaczyła Pustelnikowi,
a ten tylko systematycznie potwierdzał to co mówi. Nagle Piąta wzięła ogromny
zamach i otwartą dłonią uderzyła białowłosego w prawy policzek. Siła ciosu była
tak duża, że ten poleciał w naszym kierunku, i jeszcze trochę znalazł by się
pod naszymi nogami. Ta kobieta kiedyś kogoś w ten sposób zabije…
− No! Skoro
wszystko sobie już wyjaśniliśmy! – zawołała w naszą stronę Piąta – Możemy
wrócić do zabawy!
− Możesz mi
powiedzieć, czemu ona taka jest? – spytałem szeptem Namito.
− Nie wiem…
ale dzięki temu jej autorytet jest nie do podważenia…
− Ahh Naruto!
– blondynka zwróciła się bezpośrednio do mnie – Byłabym zapomniała… Sakura
prosiła, abym ci przekazała, że chce abyś się z nią spotkał niedaleko jej domu.
− Na..
Naprawdę? – na mojej twarzy pojawił się lekki rumieniec.
− Tak tak…
prosiła też abyś się pośpieszył!
− Ohh… będzie
pewnie zła… No to ja biegnę! Miłej zabawy Namito−sensei!
Babuniu!
Tsunade jeszcze coś do mnie krzyknęła,
ale nie usłyszałem dokładnie co. Moim obecnym i jedynym celem było spotkanie z
Sakurą, na które to też jestem spóźniony. Jeszcze od niej mi się dostanie… po
prostu świetnie!
− Ta
młodzież, co? – spytał Sannin gdy podniósł się z ziemi – Nigdy nie potrafi wysiedzieć na jednym miejscu…
− A czy wy,
czy ja w tym wieku byliśmy inni? – spytałem
patrząc się na oddalającego blondyna – Nam też
wtedy po głowie chodziło tylko to, jak dobrze się zabawić…
− Przesadzasz
Namito! – zaprzeczyła mi Tsunade – To, że my lubiliśmy zaszaleć, nie znaczy, że oni są tacy sami.
− Może… − zamyśliłem się – Mam jednak
wrażenie, że oni coś zmalują! – w tym
momencie dostrzegłem idącego w moją stronę Asume – Ohh… czas
już na mnie! Jeśli będę w stanie to jeszcze was odwiedzę. Narka! – zawołałem, i szybkim krokiem ruszyłem w stronę syna Trzeciego.
Po kilku
chwilach znalazłem się przy nim. Sarutobi ubrany był w białą koszulę i czarne
spodnie. W ustach co ciekawe, zamiast papierosa trzymał wykałaczkę. Czyżby
rzucał palenie?
− Powiedz mi
przyjacielu… − zacząłem – Gdzie zgubiłeś
Kurenai?
− Ahh… − zakłopotał się – No ona ee…
Czeka już z resztą. Nawet Kakashi się nie spóźnił… nie mogę jednak tego
powiedzieć o tobie! Zawsze byłeś taki punktualny…
− Wiesz… To
długa historia, za którą i tak mi się już trochę oberwało – tłumaczyłem się – Po za tym,
jak ja raz się spóźnię to chyba świat się nie zawali prawda?
− Też racja.
No, pośpieszmy się. Gai był strasznie niecierpliwy… − powiedział z lekką nutą rozgoryczenia w głosie.
− Cały on. Co
poradzisz nie? Hahaha… − zaśmiałem się i poklepałem Asume po plecach – No to kto ostatni ten stawia!! – zawołałem i
momentalnie znalazłem się na dachu jednego z budynków.
− A ty jak
zwykle swoje… niech ci będzie!! –
odpowiedział i biegiem ruszył za mną.
W ten sposób na miejscu
spotkania znaleźliśmy się w kilka minut. Sarutobi oczywiście przegrał, ale tak
naprawdę nie chciałem egzekwować postanowień zakładu, więc mu odpuściłem.
Dzięki swoim znajomością, i po
części nazwisku, udało mi się załatwić prywatny stolik w naszym ulubionym barze
barbecue. Rezerwacje były składane już na kilka miesięcy przed całym
festiwalem, ale... pewna grupa postanowiła zmienić zdanie. W każdym bądź razie
zapowiadała się przednia zabawa!
Oby Sakura jeszcze tam była!
Rany dlaczego ja zawsze muszę mieć kłopoty przez tą dwójkę? Nigdy więcej nie
dam się wciągnąć w ich dyskusję. To jest naprawdę straszne, ciekawe czy na inne
uroczystości też się tak wybierają…
Chcąc nie chcąc starałem się
dotrzeć do domu różowowłosej jak najszybciej. Dostać lanie jeszcze od niej, to
ostatnia rzecz jakiej pragnę.
Jeszcze tylko zakręt, ostatnia
prosta i znowu skręcamy. Pokonałem ten ostatni kawałek drogi w dość szybkim
tempie. Ledwo wyrobiłem się na ostatnim wirażu, bo o mało nie wbiegł bym w
ścianę, po czym po mojej lewej znajdował się dom rodziny Haruno.
Powoli wszedłem po schodach,
jednocześnie poprawiając na sobie marynarkę. Nie zdążyłem nawet zapukać do drzwi, bo te otwarły się z
rozmachem. Stanęła w nich Sakura, tylko taka jakaś inna niż zazwyczaj. Miała na
sobie wąskie, granatowe spodnie, które komponowały się idealnie z jasnozieloną
koszulą, z dość pokaźnym wycięciem przy dekolcie. Poczułem jak moje policzki
oblewają się rumieńcem i natychmiast odwróciłem wzrok, mając nadzieję, że tego
nie zauważyła...
− Naruto!!
Ile można na ciebie czekać?! – wrzasnęła,
lecz potem dodała spokojnie – Wszyscy już
na pewno na nas czekają!
− Ohh… − odetchnąłem z ulgą, bo nie spotkało mnie nic nie przyjemnego – Przepraszam, Babcia Tsunade miała mi trochę do powiedzenia za nim
przekazała mi wiadomość od ciebie… a tak w ogóle to świetnie wyglądasz! – zaryzykowałem i pochwaliłem jej wygląd.
− Dzięki… − odparła i zalała się delikatnym rumieńcem – Ty też wyglądasz niczego sobie wiesz? W końcu ubrałeś się jak na… − urwała, jakby nie chciała kończyć – No… Chodźmy
już!
− Heh… skoro
tak mówisz!
Odsunąłem się na bok, aby
zielonooka mogła spokojnie przejść, po czym ruszyłem za nią. Przez pewien okres
czasu szliśmy w milczeniu, jakby coś nas krępowało. Co i rusz spoglądałem
dyskretnie na jej twarz. Wyglądała tak, jakby bała się odezwać.
Zebrałem się w sobie aby zacząć
rozmowę. Nie mogłem przecież w ciszy iść ze swoją najlepszą przyjaciółką. A nie
daj Boże, trafilibyśmy na Namito albo Jiraiye. Gdyby zobaczyli mnie w takiej
sytuacji na pewno nie daliby mi żyć…
− Eee..
Sakura! Może powiesz mi dokąd idziemy? – spytałem niepewnie.
− O! – odparła jakby wyrwana z transu –
Rzeczywiście, zapomniałam ci powiedzieć…
− No więc…?
Cóż to za szatański plan zrodził się pod tą pię…! – ugryzłem się w język, jeszcze był dostał za bycie zbyt zuchwałym – …pod tą głową co? – natychmiast
się poprawiłem.
− To nie był
mój pomysł… wpadł na to Shikamaru, a wszyscy wyrazili zgodę – wyjaśniła i posłała mi delikatny uśmiech – Znając upodobanie Chojiego do jedzenia… postanowiliśmy całą grupą
wybrać się na barbecue!
− Heh… − zaśmiałem się – Cały Choji…
a tak na marginesie –
spoważniałem – Dlaczego dowiaduje się o tym dopiero teraz?
− Ahaha..! – dziewczyna się zakłopotała − Widzisz
trenowałeś i… tak jakoś wyszło! Przepraszam jeśli…
− Nic się nie
stało! –przerwałem jej – Cieszę się,
że spędzimy ten wieczór wszyscy razem!
− Prawie
wszyscy… − dopowiedziała, a na jej twarzy zagościł smutek.
Spojrzałem na nią z uwagą. Tak,
mi też brakowało Sasuke, jednak nie dałem po sobie tego poznać. Zawsze gdy
pytałem o niego Namito, on odpowiadał, że poczynił już w tej sprawie pewne
kroki. Nie zdradzał mi nigdy szczegółów, no ale jeśli on tak twierdził…
Tym razem nie było miejsca na
strach. Szybko objąłem Sakure ramieniem i przyciągnąłem ją do siebie.
− Na pewno
nic mu nie jest! Obiecuje ci, że jeszcze kiedyś spotkamy! – powiedziałem to szczerze się uśmiechając, jednocześnie patrząc jej w
oczy – Tak więc głowa do góry!
− Naruto… − opuściła głowę w dół – Dziękuje…
Cicho westchnąłem bo wiedziałem,
że najlepsza będzie teraz cisza. Spojrzałem przed siebie i szedłem. Po kilku
minutach idąc nieprzerwanie w takiej pozycji powoli dotarliśmy do restauracji.
Po twarzach wszystkich moich przyjaciół, wywnioskowałem, iż są mocno zdziwieni
naszą postawą. Hinata nawet spaliła buraka… czyżby to o niej mówił Namito? Hmm,
pożyjemy zobaczymy. Spojrzałem na Haruno. Ona również delikatnie się
zarumieniła i szybko się ode mnie oderwała.
− Uuu…
gołąbeczki! – zawołała Ino, co wywołało u wszystkich wybuch
śmiechu.
− A co,
zazdrościsz? – zripostowała Sakura i pokazała jej język – Widzę tu wszystkich, z wyjątkiem Shikamaru… − dodała gdy rozejrzała się po zebranych – Gdzie on
jest?
− Wyczułem,
że się zbliżacie – odpowiedział Kiba – Więc poinformowałem
o tym wszystkich. Shikamaru stwierdził, że pójdzie odebrać rezerwacje. W sumie,
to powinniśmy już iść…
− No to na co
czekamy?! – krzyknął Choji – Chodźmy
wreszcie na tą kolacje!!
Przejście pod restauracje zajęło
nam kolejnych kilka minut, które upłynęły nam na rozmowie praktycznie o
wszystkim. Szczególną popularnością cieszył się temat, w którym każdy zakładał
się ile młody Akimichi zje.
Gdy w końcu osiągnęliśmy cel
naszej wędrówki, Shikamaru stał oparty o fasadę budynku, a jego mina nie
wskazywała na dobre wieści. Coś się musiało stać…
− Cieszę się,
że wreszcie jesteście! – zawołał do
nas, gdy dochodziliśmy – Mam jednak
dla was złą wiadomość.
− A czy ty
kiedykolwiek miałeś jakąś dobrą wiadomość? – spytałem.
− Bardzo
zabawne… − widać, że nie było mu do śmiechu – Chodzi więc o to, że ktoś wycofał naszą rezerwacje, i wprowadził
swoją własną.
− CO?! – wrzasnęli wszyscy jednocześnie.
− Wiem, byłem
tak samo zdziwiony jak wy… co jednak jest ciekawe, udało mi się dowiedzieć kto
zajął nasze miejsca.
− Kto to? – zapytałem.
− Nasi
mistrzowie!
Na twarzach
moich przyjaciół wypisał się jeszcze większy szok i niedowierzanie. W sumie nie
dziwie się im, sam jestem mocno zaskoczony. Niestety w tym wypadku już nic nie
mogliśmy zrobić… postawili nas przed faktem dokonanym.
Nagle mnie olśniło. Już
wiedziałem czyja była to robota… musiałem to jeszcze tylko potwierdzić…
− Shikamaru,
dowiedziałeś się na kogo dokładnie została zapisana ta rezerwacja? – spytałem szybko.
− Tak… − odparł – To miałem wam właśnie teraz przekazać.
Rezerwacja została zapisana na Lorda Jiraiye.
− Wiedziałem…!
Zabije go! – krzyknąłem i ruszyłem w stronę wejścia
restauracji.
− Naruto
czekaj! – zawołała Sakura i złapała mnie za rękę – O kogo ci chodzi?
− Namikaze
Namito…!! – odparłem wściekle – Tylko on
byłby w stanie coś podobnego zrobić!! Nie daruje mu tego!! – już chciałem wyrwać się z uścisku Haruno, jednak przemówił do mnie
młody Nara.
− I co
zrobisz? – spytał chłodno − Zdemolujesz
cały lokal? To chyba dość głupi pomysł nie uważasz? Każde z nas chciałoby się
jakoś zemścić ale… to musi poczekać.
− Ehh… jak
zwykle masz rację… − odrzekłem i
ochłonąłem – Tak więc co proponujesz?
− Pomyślmy…
− Wiecie co
chłopaki! – krzyknęła różowo włosa – Mam pomysł!
Nasza zemsta nie musi wcale aż tyle czekać!
− Co masz na
myśli? – spytałem.
− Skoro
Namito−sensei zajął nam naszą miejscówkę, to co wy na to
abyśmy my zajęli jego?! – zawołała z
wielkim zapałem Haruno.
− Chyba nie
masz na myśli…? – wiedziałem co chodzi jej po głowie.
− Tak!
Naruto! Urządźmy nasze spotkanie u ciebie w domu! – zawołała z entuzjazmem i wskazała na mnie palcem. Naprawdę jej
zależało…