Co przyniesie dalsza część zadania?
Naruto
jak rażony piorunem, zaczął biec za Mistrzem, jednocześnie zostawiając mnie
kompletnie samą, na środku ulicy otoczonej nie ciekawie wyglądającymi
budynkami. A ktoś niedawno wspominał, że w jego obecności nic nie ma prawa się
mi stać… taa już to widzę.
Mój
przyszywany chłopak wziął sobie chyba do serca słowa Namito, bo wrócił bardzo
szybko. Uśmiechnięty od ucha do ucha blondyn powoli do mnie podszedł.
− Coś się stało, Sakura? – spytał z troską,
prawdopodobnie to przez moją nie zadowoloną minę.
− Nie, skąd… − odparłam
wymijająco –
Masz pieniądze? –
zmieniłam temat.
− Oczywiście! – odrzekł radośnie
i pokazał mi jakąś kartkę – Sensei dał mi ten czek, mamy go
zrealizować w tutejszym banku – dodał i mi go podał.
Moje
oczy delikatnie się powiększyły, gdy zobaczyłam ile zer znajduje się w liczbie
napisanej na papierze. Przełknęłam cicho ślinę i westchnęłam. Lepiej nie
pokazywać się z czymś takim w miejscu które tak wygląda…
− Już się tak w to nie wpatruj – z rozmyśleń
wyrwał mnie Naruto – Chodźmy szybko do tego banku, a potem
przejdziemy się coś zjeść… jestem taki głodny!
− Tak, masz rację – uśmiechnęłam się
ciepło i podałam mu kartkę, którą ten szybko schował do kieszeni – Też bym coś
zjadła.
− Dobrze więc! – krzyknął w swoim
starym stylu –
Kierunek bank!
Uzumaki
dał krok do przodu, lecz nagle się zatrzymał, po czym odwrócił głowę w moją
stronę i głupio się uśmiechnął.
− Eee… wiesz może gdzie jest ten bank? – spytał i się
zaśmiał.
− Cóż… − zakłopotałam się – Nie… − dodałam i
opuściłam wzrok.
− Heh – niebieskooki westchnął – Trudno! Nie
pozostaje nam nic innego, jak znalezienie go, prawda?
− Racja – przytaknęłam, a z mojego żołądka nie
spodziewanie wydobył się dziwny odgłos.
− Dodatkowo mamy motywację w postaci
naszych brzuchów, co? – Naruto dopowiedział uszczypliwie i się
zaśmiał.
Ja
cała czerwona zaczęłam iść w jego stronę. Kto by pomyślał, że kiedyś takie
sytuacje przytrafiały się praktycznie tylko jemu, a dziś proszę! To on śmieje
się ze mnie.
Kiedy
znajdowałam się już bardzo blisko niego, chłopak znów mnie zaskoczył. Szybko
odwrócił się do mnie plecami, jednocześnie nie odrywając ode mnie wzroku, zaś
na jego twarzy pojawił się lekki rumieniec oraz bardzo chytry uśmiech. Ciekawe
o co mu chodzi…
− Wiesz, mimo wszystko mamy tylko udawać,
ale to powinno jako tako wyglądać, co? – spytał i wystawił swoją lewą dłoń tak,
abym mogła ją złapać – Pani pozwoli…
Delikatnie
wzdrygnęłam się na myśl o tym, jak będziemy wyglądać, ale rozkaz to rozkaz.
Rany, trochę to upierdliwe. Chcąc nie chcąc, nie pewnie podałam swoją rękę
blondynowi, na co ten głęboko odetchnął i delikatnie ją chwycił. Obydwoje przez
chwilę się na siebie patrzyliśmy, starając się dostosować do takiego stanu
rzeczy.
Naruto
pierwszy odwrócił wzrok i lekko pociągnął mnie do przodu, dając mi sygnał, że
pora stąd znikać.
Powoli
przemierzaliśmy dość wąskie uliczki. Dzisiejszy dzień zapowiadał się bardzo
ładnie. Słońce świeciło od samego rana, niebo było praktycznie bezchmurne, a
miasto które ożywa nocą, budziło się do życia. Trochę to śmieszne…
Pokonywaliśmy
kolejne to metry, lecz żadne z nas nie odezwało się jeszcze ani słowem.
Szczerze to nie mogłam stwierdzić, co mnie od tego powstrzymuje.
− Dlaczego nic nie mówisz? – nagle spytał
Uzumaki.
− Oh… no więc, tak… − zakłopotał mnie
tym pytaniem –
Tak jakoś! –
strzeliłam pierwszą lepszą odpowiedź.
− Skoro tak – blondyn westchnął – Myślałem, że
jesteś po prostu zła i powstrzymujesz się od zrobienia mi krzywdy… − wyjaśnił, czym
mocno mnie zdziwił.
− Zrobienia krzywdy? Dlaczego miałabym to
robić? –
zapytałam.
− No wiesz… − zaczął, ale po chwili się rozmyślił – Nie ważne.
Znajdźmy lepiej ten głupi bank.
− Racja…
Naruto
coś ukrywał. Od razu poznałam, że nie za bardzo chcę mówić o tym, co miał na
myśli. Znając jego, wygada się jak go przycisnę. Ale to nie teraz. Dam mu
chwilę na przemyślenia, bo po jego minie można było stwierdzić, że prowadzi
wewnętrzną debatę z samym sobą. Trochę mnie ten widok rozbawił.
Po
piętnastu minutach maszerowania po coraz to bardziej zatłoczonych ulicach udało
nam się odnaleźć bank. Ani przez chwilę nie puściliśmy naszych rąk, ba bardzo
szybko przestało mnie to krępować. Uzumaki jednak przez cały czas był jakiś nie
obecny. Wszedł szybko do dość dużego budynku z czerwonej cegły, a ja zostałam
na zewnątrz.
Minuty
mijały i mijały, lecz blondyn nie wychodził ze środka. Zaczęłam zastanawiać się
co go zatrzymuje, więc zajrzałam przez okno. To co zobaczyłam o mało nie
zwaliło mnie z nóg… Naruto stał w kolejce! Była ona długa, co by oznaczało, że
otwarte jest tylko jedno okienko. Rany! W takim miejscu jak to pieniądze
powinno dostawać się bardzo szybko, co nie? Tyle tu kasyn i w ogóle miejsc do
pozbywania się gotówki. Trochę to żenujące, a ja jestem coraz to bardziej
głodna! Wiem wiem, marudzę, ale co zrobić? Pozostaje mi tylko usiąść na ławce
po drugiej stronie ulicy i czekać…
Po
kolejnych piętnastu minutach, dzielny i wytrwały bohater wyszedł z banku! Jego
mina wskazywała, że stoczył bardzo ciężką walkę o to, aby nie wysadzić całego
tego miejsca w powietrze. Szczerze wątpię, bym wyglądała inaczej po staniu w
tak uciążliwej kolejce.
− Hej! Tu jestem! − krzyknęłam w stronę blondyna, gdyż ten nie
potrafił mnie odnaleźć.
− Sakura! – podbiegł do mnie i złapał za rękę – Chodźmy stąd czym
prędzej! –
dodał i zaczął ciągnąć.
− Coś.. Coś się stało? – spytałam
niepewnie.
− Nie! – szybko odrzekł – Po prostu jeszcze
chwila, a mój żołądek zje samego siebie!
Naruto
jest jak zwykle nieźle rozgarnięty. Czasem zastanawiam się, jak on zapamiętuje
to jak się nazywa. Choć z drugiej strony, jestem taki sam jak on. Nie wypada mi
więc za bardzo go krytykować, bo sam zapomniałem dać mu ten czek…
Ale
dość o tym. Po kupieniu sobie jakiegoś jabłka, udałem się w stronę miejsca,
które mam zamiar dziś wieczorem odwiedzić, po drodze spożywając oczywiście
swoje skromne śniadanie. Nie zwracając na siebie praktycznie żadnej uwagi,
dotarłem w końcu do wielkiego czarnego budynku w centrum miasta. Ten klub był
nie wiele mniejszy od Budynku Administracyjnego w Liściu! Skąd oni wzięli na to
kasę?
Do
głównego wejścia prowadziły schody. Ja zaś stałem tuż przy pierwszym stopniu,
analizując dokładnie wszystko to, co widzę. To co najbardziej mnie zaciekawiło,
to ludzie stojący na dachu. Ochroniarze? Być może. Lecz na reszcie zabudowań o
przeznaczeniu takim jak to przede mną, nikogo nie było. Czego więc właściciel
by tak pilnował? Może coś ukrywa?
Zdaje
mi się, że zabawię w tym miejscu trochę dłużej, niż inni goście. Dodatkowo niedaleko
mnie pojawił się jakiś koleś w ciemnych okularach, które bardzo dokładnie
zasłaniały oczy. Nie było by w tym w sumie nic dziwnego, gdyby nie fakt, że
cały czas się na mnie gapił. Nawet nie udawał, że tego nie robi. Po prostu się
mi przyglądał. Nie zbyt mi się to podobało.
Postanowiłem
ruszyć przed siebie. Z tego miejsca już nie wiele wywnioskuje Mój obserwator nie kwapił się, aby mnie gonić czy coś, na co
odetchnąłem z ulgą. Obszedłem dookoła cały budynek. Nie było tu żadnych okien,
z tyłu zaś były aż dwa wyjścia, lecz zamknięte na wszystkie spusty. Jednym
słowem –
twierdza. Ciężko stwierdzić cokolwiek z poziomu ulicy. Muszę czekać do wieczora.
Swoją drogą, co ja będę robić tyle czasu? Jeszcze nie ma nawet południa. Udam
się chyba w jakieś ustronne miejsce i dokończę książkę o medycynie, a co po
tym, to się zobaczy.
Naruto
był naprawdę głodny! Jako, że nie musieliśmy zbyt oszczędzać pieniędzy, chłopak
wziął dwa śniadania. Znajdowaliśmy się w bardzo ładnej, choć nie wielkiej
restauracji położonej przy głównej ulicy miasta. Nie było tu zbyt dużego ruchu,
co bardzo ucieszyło naszą dwójkę. Po zjedzeniu posiłku była godzina dwunasta.
Niedługo pewnie stąd wyjdziemy, będziemy zwiedzać itp.
Od
dłuższej chwili wpatrywałam się w blondyna siedzącego przede mną. Jego wzrok
dosłownie wiercił dziurę w talerzu. Nie wiem czemu, ale właśnie w tej chwili
naszła mnie ochota na wyciągnięcie z niego tego, o czym wspomniał podczas
naszej wędrówki.
− Naruto… − zaczęłam – O co chodziło ci wtedy, na ulicy?
− Hmm? – jęknął – Ah, mówiłem już, że to nieważne – odparł
niechętnie.
− Ale ja chcę wiedzieć! – powiedziałam
bezpośrednio o co mi chodzi – Wiem, że chodzi o mnie. Chciałabym ci
jakoś pomóc rozwiązać ten problem…
− Nie dasz mi żyć, jeśli ci nie powiem,
co? –
zapytał zrezygnowany – Ehh, dlaczego ja zawsze się wam daję…
− No więc o co chodziło? – spytałam,
ignorując dalszą część jego wypowiedzi.
− Cóż… zacznijmy od tego, że chodzi tu
bardziej o mnie –
zaczął –
Widzisz, przyzwyczaiłem się, że jeśli zrobiłem coś, co ci się nie spodobało lub
było głupie, to dostawałem po głowie. Szczerze, to kiedy wystawiłem do ciebie
rękę, to myślałem, że mi ją wyrwiesz lub coś – zaśmiał się – Na moje szczęście
do tego nie doszło. W każdym bądź razie, miałem po prostu wrażenie, że zgadzasz
się na to tylko dlatego, że Sensei tak kazał. Zresztą tak jest, prawda?
− Eee.. – przez to pytanie zaczęłam się rumienić – Wiesz, jesteśmy
przecież przyjaciółmi! – szybko dodałam – Dlaczego miałabym
to robić tylko dlatego, że Namito zażyczył sobie od nas takiego zachowania – uśmiechnęłam się – Nie wiem czemu
coś takiego wpadło ci do głowy…
− Heh, jeśli zrobiłbym coś takiego kilka
lat temu, to pewnie wylądowałbym w szpitalu – odparł posępnie – Jednak widzę, że
nic mi nie grozi! –
dopowiedział, tym razem zdecydowanie bardziej radośnie – Ale ciekawi mnie
jedna rzecz…
− Co takiego?
− Skoro nie robisz tego tylko z powodu
rozkazu, to dlaczego? – spytał chytrze.
Słysząc
to pytanie, poczułam, że teraz już naprawdę jestem cała czerwona, a na dodatek
zaczęło robić mi się z lekka gorąco. Od kiedy Naruto tak na mnie działa? To
jest niesamowite. Z dzieciaka, który cały czas robił coś głupiego, zmienił się
w naprawdę przystojnego i fajnego faceta. Jak ja z nim wytrzymam tą misję?
Przecież on doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że coś jest ze mną nie tak. A
przynajmniej tak myślę. Bo co jeśli on robi to nieświadomie? Rany. Zwariuje…
− A dlaczego nie? – udałam obojętną – Przecież to nie
jest choroba, prawda? Zresztą jesteśmy już prawie dorośli, więc w czym problem?
− W niczym – odparł z uśmiechem – Zwykła ciekawość – dodał i wypił
resztę swojej herbaty.
− Ciekawość to pierwszy stopień do piekła – odpowiedziałam
tajemniczo i spojrzałam w jego stronę zalotnie, zastanawiając się jaka będzie
jego reakcja.
− Wiesz – założył ręce na piersi – Przeżyłem trening
z Namito, więc piekło wciągam nosem! – mnie tą odpowiedzią prawie zrzucił z
krzesła, a sam zaczął się bardzo głośno śmiać. Cały Naruto.
− Jesteś głupi… − zażartowałam.
− Może – Uzumaki wzruszył ramionami – Ale to nie jest
chyba mój problem, co? To w końcu ty jesteś na mnie skazana! – dodał i pokazał
mi język.
− Skoro tak, to musisz jakoś zaplanować ten
dzień! –
odpowiedziałam mu tak samo jak on mi, po czym wstałam, rozprostowałam ręce i
ruszyłam w stronę wyjścia, zostawiając za sobą zaskoczonego blondyna.
Ucieszyłam
się z takiego obrotu sprawy. Zobaczymy jak mój przyjaciel potrafi być
kreatywny. Może mnie czymś zaskoczy? Jeśli by się mu udało, to nie powiem,
ucieszyłabym się. Pożyjemy, zobaczymy.
Cóż,
Naruto po chwili do mnie dołączył. Nie był zbyt szczęśliwy z sytuacji, w jakiej
go postawiłam. Gdy szliśmy w stronę centrum miasta, co i rusz mamrotał coś pod
nosem. Znając jednak jego, wymyśli coś ciekawego. Nie pozwoliłby przecież, aby
jego najlepsza przyjaciółka się nudziła, prawda? Jestem trochę straszna... ale
dobrze mi z tym!
− Ej, Sakura! – nagle odezwał się
mój towarzysz –
Co powiesz, abyśmy zwiedzili całe to miejsce? – spytał i pokazał mi przewodnik, który
wziął z pobliskiej wystawy.
− Nie widzę nic przeciwko – odparłam – Mamy przecież
bardzo dużo czasu.
− No to postanowione! – krzyknął radośnie
blondyn i otworzył książeczkę – Gdzie by tu najpierw się wybrać… − zapytał cicho sam
siebie.
− Daj mi to! – rozkazałam i
wyrwałam mu przedmiot – Zobaczmy… o! Myślę, że to miejsce będzie
idealne! –
powiedziałam bardzo uradowana i wskazałam na mapce wybraną lokację.
− Sakura, to jest największy sklep
odzieżowy w…
− Doskonale, prawda?! – przerwałam mu.
− Tak, pewnie – Naruto nie miał
chyba ochoty się kłócić – Chodźmy tam. Czemu nie… − dodał i
zrezygnowany wbił wzrok w ziemie.
Oczywiście,
nie miałam zamiaru nic kupować. Chciałam po prostu sprawdzić, czy Uzumaki
wytrzyma ze mną te kilka godzin, no i trochę się z nim przy okazji podroczyć.
Jednak udawanie osoby o dość materialistycznym charakterze, nie należy do
rzeczy które robię z przyjemnością. Dlatego też, zaraz po wizycie w tym wielkim
sklepie, wróciłam do bycia normalną, co bardzo ucieszyło blondyna. A jaki był
zdziwiony, gdy po przymierzeniu tylu różnych ubrań, wyszłam stamtąd nic nie
kupując. Naprawdę komiczny widok.
Dalsza
część wycieczki minęła nam już bez żadnych wygłupów. Zwiedziliśmy wszystko co
można. Moją szczególną uwagę zwrócił najstarszy budynek w tym mieście. Mieści
się tam obecnie ratusz, ale mimo wszystko, ten kto go zbudował, wykonał kawał
dobrej roboty. Według informacji, miejsce tamto, pamięta wszystkie trzy wielkie
wojny. Ale wracając do teraźniejszości. Wiedząc, że niedługo trzeba będzie
wracać do obozu, postanowiliśmy jeszcze coś zjeść.
Naruto,
w drodze do jednej z mijanych przez nas wcześniej restauracji, nagle się jednak
zatrzymał. Trochę zaskoczyło mnie to zdarzenie, a to uczucie pogłębiło miejsce,
w jakim chłopak to zrobił. Staliśmy bowiem pod jednym z kasyn. Blondyn zdawał
się wypatrywać kogoś przez drzwi lokalu.
− O co chodzi? – spytałam.
− Wejdźmy na chwilę do środka – odpowiedział, nie
odwracając wzroku od drzwi.
− No dobrze – zgodziłam się.
Uzumaki
pewnie pchnął jedno z odrzwi i przepuścił mnie pierwszą. Jaki gentelman co? W
każdym bądź razie nie wiedziałam o co może chodzić. Niebieskooki zaś rozglądał
się na wszystkie strony, jakby kogoś szukał. W pomieszczeniu było trochę ludzi,
ale nie były to jeszcze godziny szczytu. W pewnym momencie jego spojrzenie
spoczęło na jakimś punkcie. Szybko popatrzyłam w tamtą stronę. Gdy zobaczyłam
to, co on, moje oczy momentalnie zrobiły się większe. Przy jednym z automatów
siedział Namito!
− Skąd wiedziałeś, że on tu jest? – spytałam szeptem.
− Takiej chakry jak jego, trudno nie
poczuć –
odparł z uśmiechem i zaczął iść do naszego Mistrza.
Namikaze
chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że do niego idziemy. Cały czas wpatrzony
był w ekran maszyny, przy której siedział. Gdy staliśmy już za nim, Sensei
nagle się odezwał.
− Siedzę tu już prawie godzinę i nadal nie
mogę zrozumieć, co w tym wszystkim widzi Tsunade – orzekł – Przecież to jest jakieś głupie!
− Tak uważasz? – zapytałam – Przecież Piąta
jest już jaka jest, życie nie obeszło się z nią lekko.
− Sakura… Piąta opowiadała ci o swoich
przeżyciach? –
starszy blondyn tym razem już spojrzał w naszą stronę.
− Tak – odparłam krótko – Myślę, że Sensei
ocenia ją trochę za surowo.
− O nie moja droga – niebieskooki
wstał –
Tsunade przyznała by mi rację.
− Ale o co wam chodzi? – nagle wtrącił się
Naruto –
Jestem trochę nie doinformowany.
− I dobrze, nie musisz wszystkiego od razu
wiedzieć –
odrzekł mu Namito –
A co twojej myśli Sakura – zwrócił się ponownie do mnie − To ja również
straciłem wiele bliskich mi osób, ale nigdy nie zrobiłem tego, co ona – powiedział to
bardzo poważnie oraz dość chłodno, nawet jak na jego standardy – Dlatego
zastanawiam się, dlaczego zrobiła to co zrobiła i stała się taka, jaka się
stała.
− A po co to robisz? – spytałam miło,
wiedziałam, że nie wygram tej dyskusji.
− Żeby ją zrozumieć i wiedzieć jak
zareagować, jeśli Tsunade znów się załamie. Jestem w końcu jej przyjacielem,
prawda? –
zakończył z uśmiechem i ruszył w stronę wyjścia.
Nasza
dwójka patrzyła tylko na jego plecy, a gdy zniknął za drzwiami głęboko
westchnęłam. W sumie, to Namito miał rację. Piąta nie raz mówiła, że żałuje
tego co zrobiła, ale potem szybko dodawała, że czasu nie cofnie.
− Naruto? −
zwróciłam się do Uzumakiego.
− Hm?
− Po co ty tu tak właściwie chciałeś
wejść? –
spytałam.
− Byłem ciekaw, co on tu robi – odparł i głupio
się zaśmiał –
Chodźmy coś zjeść. Niedługo trzeba będzie wracać.
Tak
też minęła nam, jak się okazało, ostatnia godzina naszego wolnego czasu. Szybko
więc zjedliśmy obiadokolację i ruszyliśmy w stronę obozu. Namikaze już tam na
nas czekał. Z oddali było widać, że intensywnie dyskutuje o czymś z Gamakichim.
Kiedy jednak zostaliśmy dostrzeżeni, obydwaj przerwali rozmowę.
− Dobrze, że już jesteście! – zawołał blondyn – Niedługo zaczyna
się impreza, na którą koniecznie musimy się dostać! – zażartował. To
było pewne, że tam będziemy.
− Nie wiem, czy mam się cieszyć, czy
płakać –
odparł trochę niemrawo Naruto.
− Daj spokój, może będzie fajnie! – starałam się go
pocieszyć.
− Fajnie, nie fajnie, to nie ma znaczenia.
Macie zachowywać się tak, jakby nigdy nic. Bawcie się, śmiejcie. Tylko niczego
nie pijcie! –
ostrzegł nas.
− Dlaczeego? – Uzumaki był
jeszcze bardziej zrezygnowany – Bez przesady! Nikt się przecież…
− Nie o to chodzi! – przerwał mu Żółty
Błysk –
Kij wie co to za specjały, jeszcze się okaże, że będę musiał was stamtąd
wynosić na plecach. Dlatego kategorycznie wam zabraniam picia czegokolwiek!
− Oh, no dobra – w końcu zgodził
się mój przyjaciel.
− Teraz czas na szczegóły. Obejrzałem
sobie dokładnie ten budynek, cóż, robi wrażenie dużego. Jest zbudowany na
planie koła. Żadnych okien, tylko dwa wejścia, główne i tylne. Oprócz tego, co
mnie dość zaciekawiło, pełno tam strażników.
− Więc jaki jest nasz plan? – spytałam.
− Wasze zadanie jest proste – no tak, nasze
zadania zawsze są proste − Miejcie oczy szeroko otwarte na
wszystkie nienaturalne, podejrzane i tajemnicze rzeczy, osoby i wydarzenia. Po
zakończeniu macie normalnie wyjść i przekazać mi wszystko co wiecie.
− A ty, Sensei? – wtrącił się
Naruto.
− Powiedzmy, że nie wrócę z wami do obozu.
Jeszcze jakieś pytania?
− Dlaczego nie wrócisz z nami? – znów spytał
Uzumaki.
− Ktoś musi sprawdzić, czy nasz szanowny
klub i jego właściciel czegoś nie ukrywają. Już sama ilość strażników wydaje
się podejrzana, nie?
− Racja…
− Skoro wszystko jest już jasne, możemy
ruszać! –
zawołał Namito i do nas podszedł, po czym złapał za ramiona – Gamakichi, nie
martw się, przyniosę ci coś do jedzenia! – szybko dodał.
Momentalnie
po tym coś błysnęło, a my znaleźliśmy się w małej uliczce obok jakiejś czarnej
ściany. Pierwsze co mnie zaskoczyło, do odgłos muzyki dobiegający ze środka.
Drugą rzeczą było to, że mój żołądek do tej pory nie przywykł do teleportacji.
Mimo
wszystko, powoli zaczęliśmy kierować się w stronę wejścia głównego. Po wyjściu na
większą ulice na chwile się zatrzymaliśmy. Na schodach, jak i na drodze, stała
ogromna kolejka. I niby jak my się tam mamy dostać?
− Sensei, po co wracaliśmy do obozu? – spytał nagle
Naruto.
− Tajemnica. Dowiesz się kiedy indziej – odparł zdawkowo
Namito.
− Jak się tam dostaniemy? – tym razem zapytałam
ja.
− Nie martw się, zabezpieczyłem się na
ewentualność taka jak ta – odpowiedział dumnie Namikaze – Weź to – podał mi swój
kunai –
i odejdźcie gdzieś tam – wskazał miejsce po przeciwnej stronie
budynku.
− Niby po co mamy… − chciałam
zaprotestować, ale blondyn popchnął naszą dwójkę, dając do zrozumienia, że nie
ma czasu na rozmowy.
− Wiesz o co chodzi? – zwróciłam się do
Uzumakiego.
− Nie. Ale znając jego, będzie to coś
śmiesznego!
− Śmiesznego? – zdziwiłam się.
− Dziewczyno, żałuj, że nie widziałaś jak
dostaliśmy się pokaz sztuk walki, gdzie była ograniczona ilość miejsc! – wolałam nie
pytać, o co chodzi.
Po
kilku minutach dostaliśmy się do miejsca, które wskazał Namito. Znajdowało się
one zaraz przy schodach, ale wciąż było na nich strasznie tłoczno. Trochę się
niecierpliwiłam, bo nic się nie działo, a Mistrza wciąż nie było.
Nagle
jednak, niespodziewanie zatrzęsła się ziemia, powodując mój upadek. Potem coś
wybuchło z ogromnym hukiem, a na sam koniec usłyszałam, jak ktoś krzyczy coś o pożarze.
Ludzie z kolejki natychmiast ruszyli w tamtą stronę zobaczyć o co chodzi. W tym
samym momencie Namikaze pojawił się koło nas, spojrzał na mnie z uśmiechem i
podał mi rękę.
− I po co ten stres? – zapytał i zaśmiał
się –
Tak o to wchodzi się na imprezy tego typu! Zapamiętajcie do dzieciaki!
− Nie wierze w to co widzę – odparłam i
podałam mu dłoń, po czym szybko wstałam – Nie uważasz, że to trochę dziecinne,
Sensei? –
spytałam gdy wchodziliśmy już po schodach.
− Dlaczego? Przecież chodziło o to, żeby
dostać się do środka – odrzekł poważnie.
− Ale czy ty nie traktujesz tego trochę za
bardzo jak zabawę?
− Może – wzruszył ramionami – Trochę za długo
przebywałem z Jiraiyą, więc mi się mogło udzielić kilka jego złych nawyków, ale
spokojnie, nie jestem taki jak on.
− Tego nie powiedziałam.
− Kto wie jednak, co ci siedzi w tej
głowie? –
zaśmiał się i potargał mi włosy – Tylko nie przestraszcie się jak otworzą
nam te drzwi.
Chciałam
jeszcze coś powiedzieć, ale doszliśmy do bramkarzy, więc wolałam już siedzieć
cicho. Dość masywni panowie w garniturach i dziwnych okularach przez chwilę się
na przyglądali, lecz po chwili odsunęli się na bok, a jeden z nich otworzył nam
drzwi.
Pośpiesznie
weszliśmy do środka. Muzyka była tu bardzo głośna, a do tego dochodziło echo
tworzone przez wszystkie rozmowy osób, które już tu są. Moje uszy jednak po
chwili się do tego wszystkiego przyzwyczaiły, gorzej było jednak z oczyma.
Jedynym źródłem światła w tym miejscu były różno kolorowe lampy. Inaczej
panowała by tu kompletna ciemność.
− Jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, to
złapcie się lepiej za ręce! – krzyknął Namito, ale i tak było to
ledwie słyszalne –
Witajcie w Klubie, dzieciaki!!
Przepraszam was wszystkich za tak długą
przerwę! W raz z nastaniem czerwca okazało się, że mam trochę więcej rzeczy na
głowie niż zwykle, przez co niestety zabrakło czasu na pisanie.
Liczę, że jednak nie tęskniliście tak
bardzo, ale może się mylę?
Rozdział pisany jest właśnie po przerwie,
więc nie wszystko może być idealnie, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie oraz,
że mimo wszystko się wam spodoba!
Gorąco zachęcam do komentowania!
Oceniajcie, krytykujcie, pytajcie i do
następnego! :)